ETPC wyda dziś kluczowy wyrok, w którym oceni polskie przepisy regulujące zasady inwigilacji. Zdaniem skarżących rząd nie ma wyjścia i musi je zmienić, wprowadzając realną kontrolę.
Wtorkowe rozstrzygnięcie będzie dotyczyć skargi wniesionej przez przedstawicieli Fundacji Panoptykon, Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i jednego adwokata.
– Skargę złożyli aktywiści i adwokat, czyli osoby szczególnie narażone na inwigilację. Tak naprawdę w Polsce praktycznie każdy jest szczególnie narażony, gdyż służby mogą pobierać billingi nawet przypadkowych znajomych osób inwigilowanych – zwraca uwagę Wojciech Klicki, prawnik z Fundacji Panoptykon, jeden ze skarżących.
Żadna z osób, które szukają pomocy w Strasburgu, nie wie, czy była inwigilowana przez służby. Jest to zresztą jeden z kluczowych motywów skargi – brak informacji o tym, że ktoś może być przedmiotem zainteresowania policji lub innych formacji.
– Obecnie w Polsce obywatele nie mają instrumentów, aby się bronić przed arbitralną inwigilacją. Nigdy się nie dowiemy, że w ogóle byliśmy inwigilowani, a nawet gdyby nam się to udało, to nie mamy żadnych środków odwoławczych, nie przysługuje nam zażalenie w takich sprawach. Osoby odpowiedzialne za podsłuchy i inne metody inwigilacji w praktyce nie ponoszą z tego powodu żadnej odpowiedzialności – mówi adwokat Mikołaj Pietrzak, wspólnik w kancelarii Pietrzak Sidor & Wspólnicy i również jeden ze skarżących, zwracając uwagę, że w jego przypadku problem potęguje tajemnica adwokacka.
– Jeśli ktoś mnie podsłuchuje, to słucha też moich rozmów z klientami – zaznacza prawnik.
Skarga opiera się na art. 8 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, który gwarantuje prawo do poszanowania życia prywatnego, oraz na art. 13 zapewniającym prawo do skutecznego środka odwoławczego osobom, których prawa i wolności zostały naruszone. Nikt przy tym nie kwestionuje, że służby muszą mieć uprawnienia do inwigilacji, bo jest ona niezbędnym narzędziem do walki z przestępczością czy zagrożeniem bezpieczeństwa. Skarżący uważają natomiast, że powinni mieć prawo do informacji o tym, że byli inwigilowani. Domagają się również procedury odwoławczej i zwiększenia kontroli nad służbami.
– W Polsce od lat funkcjonują przepisy, które umożliwiają służbom inwigilację obywateli, a my nie mamy możliwości dowiedzenia się o tym ani zaskarżenia takich postanowień – mówi dr Dominika Bychawska-Siniarska z Prague Civil Society Center, również jedna ze skarżących.
Podsłuchy bez kontroli
Według skarżących brak nadzoru nad inwigilacją powoduje, że służby nadużywają swych uprawnień. Afera Pegasusa pokazuje, że techniki operacyjne są stosowane również w celach politycznych. W 2023 r. złożono prawie 5973 wnioski o kontrolę operacyjną, z których 5835 zostało zaakceptowanych przez sądy.
– System jest zbudowany tak, by motywować sędziów do godzenia się na wnioskowane przez służby podsłuchy. Wydanie zgody jest bowiem łatwe, natomiast odmowa wymaga uzasadnienia, więc zajmuje więcej czasu. To sprzyja permisywizmowi wobec nadużywania inwigilacji – dodaje.
O ile w przypadku kontroli operacyjnej można mówić o niewystarczającej kontroli, o tyle w przypadku danych telekomunikacyjnych nie ma jej w ogóle. Policja i inne uprawnione organy mogą w dowolnej chwili, bez informowania kogokolwiek i bez pytania o zgodę, sprawdzać billingi czy dane lokalizacyjne telefonu komórkowego. I nadzwyczaj chętnie korzystają z tego uprawnienia – w 2022 r. ponad 1,8 mln razy. Choć Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej w wielu wyrokach konsekwentnie uznaje obowiązek retencji tych danych za niezgodny z prawem unijnym, to Polska od lat ignoruje to orzecznictwo.
Szansa na zmianę prawa
Skarżący mają nadzieję, że w przypadku wygranej przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka będzie inaczej.
– W przypadku wyroku stwierdzającego naruszenie prawa przez brak należytej ochrony przed arbitralną inwigilacją państwo polskie będzie zobowiązane do wprowadzenia zmian w prawie i praktyce służb. Wyobrażam sobie, że będą one polegały na zagwarantowaniu prawa osoby podsłuchiwanej do otrzymania informacji, choćby ze znacznym opóźnieniem, i prawa do złożenia zażalenia na postanowienie zezwalające na podsłuch – mówi mecenas Pietrzak.
– Nawet w środowisku samych służb można już dostrzec świadomość konieczności zmian. Sygnalizuje to też minister sprawiedliwości Adam Bodnar. Myślę więc, że nie chodzi o to, czy reformować, tylko jak to robić – zaznacza Wojciech Klicki, prawnik z Fundacji Panoptykon.
Podobnego zdania jest dr Dominika Bychawska-Siniarska. Ma ona nadzieję, że rząd od razu wdroży wyrok.
– Klimat nam sprzyja: działa przecież sejmowa komisja badająca użycie Pegasusa. Nasza skarga wprawdzie nie dotyczy tej aplikacji, ale dobrze, że podjęto działania, by powstrzymać zakusy służb w dziedzinie inwigilacji – stwierdza prawniczka.
Szanse na zmianę prawa są tym większe, że obecna koalicja rządząca zapowiedziała ją niedługo po wygranych wyborach. W pkt 19 umowy koalicyjnej wprost zapisano ograniczenie liczby służb posiadających „uprawnienia do wykonywania czynności operacyjno-rozpoznawczych”, wprowadzenie „skutecznego mechanizmu kontroli” oraz prawa „do informacji o zainteresowaniu ze strony służb, w szczególności informacji o prowadzonej kontroli operacyjnej”.
Kluczowe oczywiście jest pytanie, w jaki sposób te uprawnienia wprowadzić.
– Myślę, że powinno to zależeć od rodzaju pozyskiwanych danych. W przypadku kontroli operacyjnej służby same powinny o tym informować po zakończeniu takiej kontroli, z pominięciem sytuacji, gdy zagrażałoby to bezpieczeństwu państwa lub czyjemuś życiu i zdrowiu. Tu dostrzegam rolę sądu, który wyraża zgodę na zastosowanie środków kontroli operacyjnej – na wniosek służb mógłby decydować o odłożeniu w czasie przekazania tych informacji lub też zgodzie na ich nieprzekazywanie – podpowiada Wojciech Klicki.
Inaczej, jego zdaniem, powinny natomiast być traktowane dane telekomunikacyjne. Bardzo wiele z nich jest natychmiast kasowanych. Tak dzieje się przykładowo, gdy służby sprawdzają, czy dwa telefony znajdowały się na jakimś terenie, i muszą wówczas pobrać informacje o tysiącach logowań z innych aparatów.
– O takich działaniach nie ma sensu informować, tym bardziej że oznaczałoby to konieczność ustalania danych użytkowników, a więc prowadziłoby do zbierania kolejnych informacji – przekonuje prawnik. W przypadku sięgania po dane konkretnych osób, np. billingi, informacje o tym mogłyby być przekazywane na wniosek samych zainteresowanych.
Osoba, która dowiedziała się o tym, że była inwigilowana po uznaniu, że nie było ku temu podstaw, powinna mieć prawo do zaskarżenia takiej decyzji. Potwierdzenie bezprawności działania służb otwierałoby choćby możliwość dochodzenia roszczeń na drodze cywilnej. Chociaż konieczne jest stworzenie niezależnego organu, który mógłby kontrolować służby i sprawdzać, czy stosowane przez nie techniki operacyjne są uzasadnione i zgodne z prawem. Już sama świadomość, że w każdej chwili może pojawić się kontrola, działałaby mobilizująco. ©℗