W resorcie sprawiedliwości kończą się prace nad projektem mającym rozwiązać problem sędziów powołanych na wniosek obecnej Krajowej Rady Sądownictwa. Tymczasem w orzecznictwie coraz trudniej o jednolitość w tej kwestii.
Asesorzy sądowi oraz sędziowie sądów rejonowych, którzy przeszli asesurę – wiele wskazuje na to, że te dwie grupy orzekających mogą spać spokojnie, jeśli chodzi o kwestionowanie ich prawa do orzekania z tego powodu, że zostali powołani na wniosek obecnej Krajowej Rady Sądownictwa. Na potrzebę wykluczenia ich z kręgu osób, które miałyby zostać poddane jakiejś dodatkowej weryfikacji, wskazują m.in. Stowarzyszenie Sędziów Polskich „Iustitia” czy Stowarzyszenie Absolwentów i Aplikantów Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury „Votum”. Co więcej, z naszych informacji wynika, że skłania się ku temu także Ministerstwo Sprawiedliwości, które finiszuje już prace nad projektem ustawy mającej uporządkować sytuację neosędziów.
Tymczasem sądy coraz częściej poddają ich ocenie, dochodząc przy tym do skrajnie odmiennych wniosków.
Orzeczenia są sprzeczne
Z przeglądu sądowych rozstrzygnięć, w których pojawia się wątek neosędziów, wyciągnąć można jeden wniosek – sam fakt, że sędzia otrzymał rekomendację od obecnej KRS, nie wystarcza, aby podważyć jego prawo do orzekania. Tak uznał ostatnio m.in. Sąd Okręgowy w Legnicy (wyrok z 6 lutego 2024 r., sygn. akt VI GCo 462/23). Jak wskazał, aby udowodnić, że skład orzekający, w którym zasiada neosędzia, jest sprzeczny z przepisami, konieczne jest ustalenie in concreto, że nie gwarantuje on chociażby minimalnego standardu bezstronności i niezawisłości.
Jeśli jednak chodzi o to, jakie kryteria powinny decydować, czy neosędzia rzeczywiście takich standardów nie spełnia, sądy nie są już tak zgodne. I to pomimo że Sąd Najwyższy w swoim orzecznictwie niejednokrotnie formułował już wskazówki co do tego, jakie kwestie należy brać pod uwagę, przeprowadzając tzw. test niezawisłości (patrz: ramka). Aby się przekonać, jakie rozbieżności występują w tym zakresie, wystarczy przyjrzeć się chociażby orzecznictwu Sądu Apelacyjnego w Krakowie. Przeprowadzał on już kilkakrotnie test jednego ze znanych krakowskich sędziów, który powszechnie jest kojarzony z poprzednią ekipą rządzącą. Mowa o Zygmuncie Drożdżejce, który otrzymał nominację z rekomendacji obecnej KRS najpierw do sądu okręgowego, a następnie do apelacyjnego.
Środowiska prawnicze coraz głośniej domagają się, aby w porządkowanie sytuacji z neosędziami w końcu włączył się także ustawodawca
W kwietniu ub.r. SA w Krakowie uznał, że orzeczenie, w którego wydaniu brał udział Drożdżejko, powinno zostać uchylone (wyrok z 19 kwietnia 2023 r., sygn. akt I ACa 518/21), gdyż nie daje on gwarancji niezawisłości i bezstronności. Skład orzekający wytknął wówczas, że kariera zawodowa testowanego nabrała rozpędu po tym, jak podpisał listę poparcia jednego z członków obecnej KRS. Chodziło o Dagmarę Pawełczyk-Woicką, obecną przewodniczącą rady. Wówczas pełniła ona, decyzją poprzedniego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, funkcję prezesa Sądu Okręgowego w Krakowie. I to za jej rządów Zygmunt Drożdżejko otrzymywał kolejne funkcje w tym sądzie. Skład orzekający podniósł również m.in., że testowany, kandydując do krakowskiego SO, na zgromadzeniu przedstawicieli apelacji uzyskał zaledwie 12 głosów „za” i aż 69 głosów „przeciw”, a jego praca została negatywnie oceniona przez wizytatora. „Podane okoliczności przemawiają za przyjęciem, że głównym argumentem powodującym przedstawienie jego kandydatury do nominacji był fakt podpisania przez Z. Drożdżejko (…) list poparcia członka KRS dokonującej wyboru kandydata – Dagmary Pawełczyk-Woickiej” – czytamy w uzasadnieniu wyroku. Sąd apelacyjny uznał, że to właśnie od momentu złożenia popisu pod listą poparcia dla obecnej przewodniczącej KRS kariera zawodowa Drożdżejki nabrała przyspieszenia.
A to, zdaniem sądu, pozwala na postawienie tezy, że sędzia ten jest „beneficjentem dokonywanych pod wpływem politycznym zmian w wymiarze sprawiedliwości, a jednocześnie osobą, która podjęła współpracę z osobami odpowiedzialnymi za ustrojową degradację sądów”. I dlatego uchylono orzeczenie wydane z jego udziałem.
Teraz okazuje się, że wszystkie te okoliczności mogą nie wystarczyć do podważenia bezstronności sędziego. W ostatnim czasie w SA w Krakowie zapadły bowiem dwa orzeczenia, w których uznano, że przytoczone fakty nie mogą stanowić podstawy do uchylenia wyroków zapadłych z udziałem Zygmunta Drożdżejki. Chodzi o judykaty z 13 grudnia 2023 r., sygn. akt I ACa 386/22, oraz z 16 listopada 2023 r., sygn. akt I ACa 684/21. Oba zostały opublikowane pod koniec lutego br. I choć w obu orzeczeniach składy orzekające przyznają, że wadliwość procesu nominacyjnego wspomnianego sędziego jest oczywista, to jednak dochodzą do wniosku, że w tych konkretnych sprawach nie może to skutkować nieważnością postępowania.
Z kilku powodów. Na wstępie zauważono, że Drożdżejko pierwszą nominację na stanowisko sędziego sądu rejonowego uzyskał w prawidłowej procedurze. Sądy podniosły również, że toczące się przed nimi postępowania nie mogły być uznane za istotne z puntu widzenia władzy wykonawczej. W orzeczeniu zapadłym w sprawie o sygn. akt I ACa 386/22 wskazano również, że SO w Krakowie, z Drożdżejką w składzie, nie działał w tym konkretnym postępowaniu jak sąd II instancji, od którego orzeczeń nie przysługują zwykłe środki odwoławcze. Zauważono również, że strony w toku postępowania pierwszoinstancyjnego nie powoływały się na wadliwość procesu nominacyjnego. SA w Krakowie sugeruje ponadto, że uchylenie orzeczenia z tego powodu, że w jego wydaniu brał udział neosędzia, mogłoby zostać uznane w odbiorze społecznym jako niezrozumiałe, a tym samym sprzeczne z dobrem wymiaru sprawiedliwości.
Pomysły na naprawę
Skoro tak poważne rozbieżności w orzecznictwie występują nawet w obrębie jednego sądu, to nie może dziwić, że środowiska prawnicze coraz głośniej domagają się, aby w porządkowanie sytuacji w końcu włączył się ustawodawca.
– Dla ludzi, którzy mają sprawy w sądach, ważne jest, aby wyrok był stabilny. Człowiek, który go wydaje, nie może być kimś, kto złamał zasady, aby się tam znaleźć. Udział neosędziego w rozpoznaniu sprawy to ryzyko, że sprawa będzie uchylana i potrwa dwa razy dłużej. To trzeba jak najszybciej rozwiązać – mówi Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”, który ma własny pomysł na ustabilizowanie sytuacji w sądach. Jego zdaniem najlepszym rozwiązaniem byłoby przeprowadzenie ponownych konkursów przed nową KRS, powołaną zgodnie z konstytucją.
– To rozwiązanie sprawiedliwe, bo jeśli ktoś zasługiwał na awans, to wygra uczciwą rywalizację – podkreśla Markiewicz.
W przedstawionym przez Iustitię projekcie proponuje się, aby uchwały obecnej KRS o przedstawieniu prezydentowi wniosku o powołanie na urząd sędziego zostały pozbawione skutków prawnych. Stosunek służbowy powstały na ich skutek miałby być uznany za niezawiązany lub nieprzekształcony. Zasada ta nie dotyczyłaby aktów odnoszących się do powołań na stanowiska sędziego sądu rejonowego. Unieważnione nie zostałyby uchwały dotyczące osób, które wcześniej pełniły urząd referendarza sądowego lub asystenta sędziego i zdały egzamin sędziowski lub prokuratorski, a także tych, których droga do zawodu sędziego prowadziła przez asesurę.
– Te osoby znalazły się w trudnej sytuacji. Gdy zaczynały drogę do zawodu sędziego, nie było jeszcze neo-KRS. Na samym jej końcu musiały wybierać: czy poświęcić długie lata nauki, czy jednak przyjąć nominację od wadliwej KRS. Z tego powodu, a także z uwagi na małą rolę KRS w procesie nominacji, tę grupę należy chronić, a nominacje pozostawić w mocy – mówi rzecznik prasowy Iustitii Bartłomiej Przymusiński.
Swój pomysł na rozwiązanie problemu neosędziów ma również stowarzyszenie Votum. Proponuje powołanie ustawą specjalnej komisji, która miałaby za zadanie weryfikację prawidłowości procedur nominacyjnych sędziów. Impulsem do badania konkretnej procedury przez takie ciało byłyby m.in. uchwały zgromadzeń ogólnych sędziów, które wskazywałyby wątpliwości dotyczące danego sędziego.
– Komisja miałaby szerokie uprawnienia, w tym do prowadzenia dowodu z zeznań świadków, którzy składaliby je pod rygorem odpowiedzialności karnej. Prace komisji powinny być jawne i dostępne dla publiczności – opisuje Konrad Wasik, przedstawiciel stowarzyszenia. Jak dodaje, w skład takiego organu powinni wchodzić sędziowie wyłonieni przez samorząd sędziowski, spełniający warunki umożliwiające ubieganie się o stanowisko w sądzie apelacyjnym. Druga połowa składu obejmowałaby przedstawicieli prezydenta, Sejmu, Senatu i rzecznika praw obywatelskich. ©℗