Przygotowany w resorcie sprawiedliwości projekt zmian w ustawie o Krajowej Radzie Sądownictwa nie został przyjęty w środowisku sędziowskim z entuzjazmem. Wyczuć wręcz można lekkie rozczarowanie i zniecierpliwienie. I nie ma się co dziwić – z tego, co przedstawił Adam Bodnar, można wnioskować, że przed nami żmudny i powolny proces przywracania praworządności w sądach.
Sędziowie zaś chcieliby błyskawicznych rozliczeń winnych wciąż pogłębiającego się chaosu prawnego i przejścia do kolejnego etapu, czyli prawdziwego reformowania sądownictwa. To, co działo się bowiem w tym obszarze przez ostatnie osiem lat, było serią zmian, a nie reformą.
W zeszłym tygodniu swoje pomysły na porządki w KRS przedstawili zarówno minister sprawiedliwości, jak i Stowarzyszenie Sędziów Polskich „Iustitia”. Konkurs wygrało to drugie, bo wyszło z kompleksową propozycją. Przygotowało projekt ustawy o KRS, który reguluje nie tylko sposób wyboru sędziów do tego organu, lecz także poszerza kompetencje rady i wprowadza nowe zasady procedowania przed nią. Projekt ministerialny to natomiast zaledwie nowelizacja obowiązującej już ustawy i skupiono się w nim na zmianie procesu wyłaniania sędziowskiej części KRS. Poza tym – tak jak w projekcie stowarzyszenia – w resortowej propozycji pojawia się również pomysł powołania działającej przy KRS Rady Społecznej, w której skład mieliby wejść m.in. przedstawiciele organów korporacji prawniczych i organizacji pozarządowych. Rada miałaby pomóc w ocenianiu kandydatów na sędziów.
Obojętnie, czy Sejm ostatecznie zdecyduje się na uchwalenie resortowej nowelizacji, czy też podejdzie do sprawy bardziej ambitnie i, korzystając z pomysłów stowarzyszenia, zdecyduje się przyjąć zupełnie nową ustawę o KRS, będzie to z pewnością krok w dobrym kierunku. Albo – w przypadku ścieżki zaproponowanej przez Adama Bodnara – kroczek. Nie wystarczy bowiem zmienić sposobu wybierania sędziów do KRS, aby radykalnie poprawić jakość tego organu. Choć biorąc pod uwagę to, co się obecnie dzieje na jego posiedzeniach, każda poprawa będzie znacząca.
Zarówno SSP „Iustitia”, jak i minister sprawiedliwości zdecydowali, że proces przywracania praworządności powinien się zacząć od KRS. Słusznie, skoro to od zmian w tym organie zaczął się proces zmian w sądownictwie powszechnym. Obecna rada, budząca wątpliwości konstytucyjne, przyczyniła się do powołania tysięcy neosędziów. I to właśnie ich niepewny status jest najpoważniejszym problemem do rozwiązania. Przynajmniej z punktu widzenia zwykłego obywatela, który idąc do sądu, chciałby mieć pewność, że nikt nie podważy wyroku, ponieważ wydał go neosędzia. Ci, którzy zabiorą się do rozwiązania tego problemu, będą musieli odpowiedzieć na naprawdę wiele pytań. Czy powołania takich osób są nieważne z mocy prawa? Czy powinny one jeszcze raz startować w konkursach przed KRS? Czy ci, którzy awansowali dzięki obecnej radzie, mają wrócić na wcześniej zajmowane stanowiska? I wreszcie: co z wyrokami wydanymi przez takie osoby? Są ważne czy nie? I czy postępowania z udziałem neosędziów mają być wznawiane z urzędu, czy na wniosek zainteresowanej strony?
Nic dziwnego, że twórcy projektów chcą potraktować tę materię osobno i przygotować odrębne rozwiązania, które będą zawierały – mam przynajmniej taką nadzieję – odpowiedzi na wszystkie te pytania. Nie sposób jednak nie zauważyć, że w przedstawionym w zeszłym tygodniu ministerialnym projekcie znalazła się propozycja, która może tę sprawę jeszcze bardziej skomplikować. Chodzi o przepis, który stanowi, że mandat obecnych członków KRS będących sędziami wygasa z dniem ogłoszenia wyniku wyboru ich następców. A to oznacza, że forsowana m.in. przez SSP „Iustitia” od lat koncepcja, zgodnie z którą wybór do KRS sędziów przez polityków był wadliwy od początku i jako taki nie wywołał skutków prawnych, nie znalazła przychylności w resorcie. Co to ma wspólnego z neosędziami? Otóż w sytuacji, gdy projekt Bodnara stanie się obowiązującym prawem, dużo trudniej będzie kwestionować ich status. Skoro bowiem uznajemy, że wybór sędziowskiej części rady przez Sejm wywołał jednak skutki prawne, to nie możemy jednocześnie twierdzić, że decyzje podejmowane przez tak obsadzony organ były od początku wadliwe.
Na pierwszy rzut oka problem wydaje się ciekawy jedynie dla prawników. Tyle że będzie on miał realne skutki. Aby w sądach zapanował porządek, nie wystarczy pozbyć się z KRS sędziów wybranych do tego organu przez polityków. Trzeba jeszcze, a może przede wszystkim, rozwiązać problem neosędziów i zdecydować, co zrobić z wydanymi przez nich orzeczeniami. Tymczasem nie od dziś wiadomo, że zdania między prawnikami są w tej kwestii mocno podzielone. Co więcej, podział ten zaczyna być widoczny także między SSP „Iustitią” a nowym ministrem sprawiedliwości, czyli dotychczasowymi sojusznikami w tej sprawie.
Oczywiście trudno w tej chwili wieszczyć kolejny konflikt między rządzącymi a przynajmniej częścią środowiska sędziowskiego. A już z całą pewnością nie należy się spodziewać, że będzie on tak gorący jak ten, którego byliśmy świadkami przez ostatnie osiem lat. Pewne jest, że droga prowadząca do przywracania praworządności będzie bardzo długa i wyboista. I wcale nie jestem przekonana, czy największymi na niej przeszkodami będą ewentualne (ale więcej niż prawdopodobne) weta prezydenta Dudy. ©Ⓟ