Lata temu zastanawialiśmy się z moim redakcyjnym kolegą Patrykiem Słowikiem (dziś dziennikarzem Wirtualnej Polski), co nastąpi szybciej: czy ja doczekam się refundowanej przez NFZ procedury wycięcia migdałków, czy też skończy się jego niezbyt skomplikowana sprawa spadkowa. Jeszcze przed pandemią usłyszałem podczas badania: „zadzwonimy do pana”. Nadal czekam. U redaktora Słowika poszło lepiej – uzyskał wyrok już po kilku latach. Dowodzi to niezbicie, że jest system, który działa gorzej niż wymiar sprawiedliwości – ochrona zdrowia.

Ale to chyba ostatnia pozytywna rzecz, którą można powiedzieć o polskiej Temidzie. Jeśli spojrzeć na szeroko rozumiany obszar sprawiedliwości, obejmujący sądy powszechne, Trybunał Konstytucyjny, organy ścigania, więziennictwo i legislację, to chyba tylko prawo wekslowe nie wymaga poprawy. Głównie dlatego, że od jego uchwalenia w 1936 r., a więc w czasach sanacji, prawie nigdy nie było nowelizowane, a więc nie było okazji go popsuć.

Teraz jesteśmy w przededniu kolejnej sanacji, po ośmiu latach zmian przeprowadzanych przez rząd Zjednoczonej Prawicy. Efekty można długo wymieniać. Zniszczenie Trybunału Konstytucyjnego, który nie jest dziś zdolny do odgrywania roli przewidzianej dla niego w ustawie zasadniczej. Dysfunkcjonalny Sąd Najwyższy. Wadliwie utworzona Krajowa Rada Sądownictwa, wespół z prezydentem niestrudzenie obsadzająca wymiar sprawiedliwości ludźmi, których status jest notorycznie kwestionowany w orzecznictwie sądów europejskich. To tylko potęguje chaos w sądach, które i tak ledwo nadążają za zmianami prawa i procedur. Krótko mówiąc, jesteśmy w miejscu, w którym nikt nie chce być, a w którym – jak pisał Kisiel – niektórzy zaczynają się urządzać.

Dlatego transformacja bis – używając określenia prof. Ewy Łętowskiej – będzie trudniejsza niż ta z lat 90. Z wielu powodów. Jeden sprowadza się do tego, że ktokolwiek będzie przeprowadzał ten proces, będzie musiał nie tylko walczyć ze starym układem (warto pamiętać, że kadencja prezydenta, który ochoczo podpisywał dewastujące sądownictwo ustawy czy przyjmował ślubowania od sędziów dublerów, pomijając prawidłowo wybranych sędziów TK, kończy się dopiero w maju 2025 r.). Będzie też musiał powstrzymać rewanżystowskie żądze we własnym obozie. A także pokusę pójścia na skróty i przywracania praworządności sposobami, którymi ją psuto.

Stowarzyszenie Iustitia opracowało kompleksowe projekty ustaw o TK, SN, prawo o ustroju sądów powszechnych i ustawy o KRS. Z punktu widzenia odbudowy praworządności kluczowe znaczenie ma ta ostatnia – trzeba bowiem zastopować produkcję tzw. neonów, czyli sędziów wybieranych przez obecną radę. Iustitia ma ambicje zreformowania systemu w taki sposób, aby działał bez zarzutu przez co najmniej trzy dekady. Projekty przewidują m.in. jednolity status sędziów, niezależnie od tego, czy dana osoba orzeka w sądzie rejonowym, czy w SN, jasne kryteria awansów, możliwość wyboru członków KRS przez obywateli oraz sędziów obywatelskich, którzy zastąpiliby ławników. I co chyba najważniejsze – ma być to sądownictwo odpolitycznione. W 95 proc. projekty te nie wywołują specjalnych kontrowersji (może poza pomysłem stwierdzenia nieważności wyroków TK, w których wydawaniu brali udział sędziowie dublerzy, a które mogły być korzystne dla obywateli).

Optymizm wpisany w tę ambitną wizję psuje przykry obowiązek opracowania przepisów przejściowych, które dadzą odpowiedź na pytanie, co zrobić z neosędziami i wydawanymi przez nich orzeczeniami. O podważaniu wyroków nie ma mowy. Ale weryfikacja i powtarzanie konkursów budzą emocje. Zwłaszcza że ma to przebiegać według potrójnych standardów: innych dla sędziów, których awansowała nowa KRS, innych dla tych, którzy przyszli do sądów z innych zawodów prawniczych, a innych dla aplikantów czy referendarzy. A w każdej z tych grup byli zarówno karierowicze i oportuniści, którzy stawali do konkursów, świadomie łamiąc konstytucję, jak i fachowcy. W odczuciu ludzi, którzy przez osiem lat patrzyli, jak miernoty bez skrupułów robią kariery, takie deliberacje są pewnie niczym naplucie w twarz. I ja to rozumiem. Tylko, aby ta reforma miała sens, nie może być budowana na kolejnej wersji TKM. Nawet jeśli mowa tylko o regulacjach przejściowych. Na tym się nie da budować praworządności. Bo przecież o to ciągle chodzi, prawda? ©Ⓟ