Komentarz: „Nie, wstrzymujemy się”, który padł podczas wyboru kandydata na sędziego, nie mógł mieć wpływu na ostateczny wynik konkursu – uznał Sąd Najwyższy.

Ponieważ słowa zawierające sugestię co do tego, w jaki sposób członkowie Krajowej Rady Sądownictwa powinni głosować nad daną kandydaturą, zostały wypowiedziane jawnie, przy włączonym mikrofonie, to nie mogą stanowić formy pozamerytorycznego wpływu lub nacisku na pozostałych głosujących. Do takich wniosków doszła Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego (SN).

– To pokrętne rozumowanie, zastosowane tylko po to, aby udowodnić z góry powziętą tezę – komentuje Beata Morawiec, prezes Stowarzyszenia Sędziów „Themis”.

Skoro jawnie, to można

Rozstrzygnięcie zapadło w odpowiedzi na odwołanie, które złożyła jedna z uczestniczek konkursu na stanowisko sędziego Sądu Okręgowego w Bielsku-Białej. Zaskarżyła ona (po raz drugi) uchwałę KRS, gdyż jej kandydatura nie zyskała poparcia tego organu.

Odwołująca się argumentowała, że przebieg głosowania, który został utrwalony na nagraniu posiedzenia, został zakłócony. A to dlatego, że gdy KRS podejmowała decyzję co do kandydatury skarżącej, na nagraniu słychać komentarz: „Nie, wstrzymujemy się”. I rzeczywiście – na 20 oddanych głosów aż 16 było wstrzymujących się.

Sąd Najwyższy uznał jednak, że słyszalny na nagraniu szept nie jest wystarczającym powodem do uchylenia uchwały. Podał aż dwa powody takiej decyzji. Po pierwsze, izba podkreśliła, że to konkretne głosowanie było jawne. A zatem każdy z członków KRS mógł przedstawić swoje oceny czy też poznać stanowisko innych członków i być może – jeśli je podzielał – uznać za własne.

Po drugie, jak zaznaczył SN, każdy z głosujących powinien podjąć decyzję „osobiście i autonomicznie, bez nieuprawnionego wpływu innych osób (w tym pozostałych członków rady), kierując się jedynie ustawowymi przesłankami oraz dostarczonymi informacjami dotyczącymi kandydatów”. Z tych też powodów izba doszła do wniosku, że „Samo użycie sformułowania «Nie, wstrzymujemy się», wypowiedzianego jawnie, przy włączonym mikrofonie, nie może być uznane za formę nieuprawnionego nawoływania do konkretnego głosowania w sprawie, przybierającego formę pozamerytorycznego wpływu lub nacisku na członków KRS”.

– To absurdalne tłumaczenie – komentuje Piotr Mgłosiek, sędzia Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Krzyków we Wrocławiu. Jego zdaniem można to porównać do sytuacji, gdy na sali rozpraw, przy obecności wszystkich uczestników postępowania, sędzia nagle zaczyna rozmawiać z jedną ze stron, nie kryjąc się przy tym wcale, że łączy ich pewna zażyłość, i ustalać, jakie w tej konkretnej sprawie powinno zapaść rozstrzygnięcie.

– Czy wówczas też mówilibyśmy, że wszystko jest w porządku, skoro działo się jawnie, na oczach wszystkich? Czy w takim przypadku wniosek o wyłączenie sędziego powinien zostać oddalony, bo przecież w ustawie mamy zapisane, że sędzia musi być bezstronny i orzekać zgodnie z własnym sumieniem? – pyta retorycznie Mgłosiek.

Podobnie ocenia sytuację sędzia Beata Morawiec.

– To przerażające. Pokazuje bowiem, że można zrobić każde świństwo, byle tylko zostało zrobione w sposób jawny, w świetle kamer. Sędzia nie powinien prezentować takiej logiki jak przedstawiona w uzasadnieniu tego rozstrzygnięcia – uważa prezes Themis.

Według Beaty Morawiec orzeczenie SN jest próbą bagatelizowania problemu, z którym mamy do czynienia od czasu, gdy politycy uzyskali wpływ na skład sędziowskiej części KRS.

Sędzia Mgłosiek zauważa również, że SN niezbyt się postarał, wskazując, dlaczego jego zdaniem zarzut dotyczący zakłócenia przebiegu głosowania był chybiony.

– Tak się niestety czasami zdarza, gdy sąd rozstrzygający sprawę jest tzw. sądem ostatniego słowa, czyli takim, którego rozstrzygnięcia nie są poddawane weryfikacji w trybie instancyjnym. Bywa, że świadomość tego niejako zwalnia orzekających z obowiązku rzetelnego uzasadnienia swojej racji – uważa wrocławski sędzia.

Jednak uchylona

Ostatecznie SN (po raz drugi) uchylił zaskarżoną uchwałę KRS. Ale nie z tego powodu, że posiedzenie zostało zakłócone. Zrobił to, gdyż uznał m.in., że KRS posłużyła się nietransparentnymi kryteriami, dokonując wyboru rekomendowanego kandydata, oraz w sposób ogólnikowy przedstawiła przesłanki swojej decyzji. Konkurs wygrała osoba, która wcześniej wykonywała zawód prokuratora, skarżąca zaś jest sędzią sądu rejonowego.

Porównując obie te kandydatury, KRS stwierdziła, że pierwszy z kandydatów prowadził „bardzo skomplikowane postępowania, m.in. dotyczące zorganizowanej przestępczości gospodarczej i skarbowej oraz z zakresu cyberprzestępczości”, podczas gdy autorka odwołania rozpoznawała sprawy o mniejszym stopniu skomplikowania. „Niepoparte szczegółowymi informacjami ogólne wskazanie, iż sprawy, jakimi zajmował się uczestnik postępowania (…), charakteryzowały się większym stopniem skomplikowania i ciężarem gatunkowym, uznać należy za kryterium nieostre, na podstawie którego nie sposób ustalić, dlaczego jego kwalifikacje oceniono wyżej niż w przypadku odwołującej się – zwłaszcza przy braku wykazania liczby tego typu spraw i charakteru podejmowanych przez niego czynności” – podkreślił SN.©℗

ikona lupy />
Pod jakim kątem SN bada uchwały KRS / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe

orzecznictwo