Długo czekałem na tak kompleksowy komentarz do ustawy o dostępie do informacji publicznej. To absolutnie niezbędne kompendium zarówno dla tych, którzy dobijają się do urzędów, by wydobyć informacje, jak i dla samych urzędników zastanawiających się, co mogą, a czego nie mogą udostępnić - pisze Sławomir Wikariak.
Zacznę od zastrzeżenia – jestem z tych „otwarciowców”, którzy uważają, że prawie wszystko, co publiczne, powinno być jawne. Prawie, bo oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie wszystko jawne być może. Tajność jednak powinna być wyjątkiem, a nie regułą.
Polska rzeczywistość wygląda jednak zgoła odmiennie. Weźmy taki Trybunał Konstytucyjny. Zadaje się mu proste pytanie, czeka ustawowe 14 dni (do tego terminu za chwilę powrócę), po czym ostatniego dnia dostaje się odpowiedź, że ze względu na liczbę wniosków termin musi zostać wydłużony. Czeka się więc dwa miesiące i odpowiedź nadchodzi w dniu upływu tego terminu. A teraz najlepsze – odpowiedź, że TK nie dysponuje taką informacją. Dwa miesiące TK potrzebuje na stwierdzenie tego faktu.
Zajrzyjmy więc do komentarza. Po pierwsze – to może być duża niespodzianka dla wielu urzędników, wspomniany 14-dniowy termin należy traktować jako maksymalny i dotyczy takich przypadków, w których – jak piszą autorzy – „nie jest możliwe udzielenie informacji niezwłocznie (natychmiast)”. Jeszcze ciekawiej się robi, gdy dojdziemy do wydłużenia tego terminu. Jest ono częstokroć stosowane, jak rzecz oczywista, niewymagająca żadnego tłumaczenia. Otóż nie. Wydłużenie czasu na odpowiedź jest czymś ekstraordynaryjnym i – co podkreślają autorzy komentarza, odwołując się do licznych przykładów z orzecznictwa – wymaga uzasadnienia. „Przyjąć należy, że podmiot zobowiązany nie może w sposób dowolny uzasadniać niedotrzymania terminu załatwienia żądania. W grę mogą wchodzić jedynie takie powody, które są bezpośrednio związane z opóźnieniem w udostępnianiu konkretnej informacji publicznej” – ten cytat z komentarza dedykuję pracownikom zespołu prasowego TK.
Wspomniane już liczne odwołania do orzecznictwa to bez wątpienia jeden z atutów publikacji. Trudno znaleźć tezę, do której autorzy nie wskazywaliby przykładów z orzecznictwa. Orzecznictwa bogatego, bo ustawa obowiązuje już ponad 21 lat, nierzadko kontrowersyjnego, czasem wewnętrznie sprzecznego. Widać to na kartkach tej książki, gdzie nie brakuje odesłań do wyroków najświeższych (nawet z 2022 r.), ale i kilkunastoletnich, jeśli zasługują na uwagę.
Z jednej strony można byłoby powiedzieć, że mamy do czynienia z klasycznym komentarzem, w którym są omawiane kolejne przepisy ustawy. Z dwoma zastrzeżeniami. Po pierwsze, te omówienia są wyjątkowo szczegółowe i obszerne. Dość powiedzieć, że na samą definicję informacji publicznej poświęcono ponad 20 stron. Po drugie, przepisy są omawiane w uporządkowany i bardzo czytelny sposób. Autorzy niejako prowadzą nas za rękę, rozkładając na czynniki pierwsze analizowane przepisy. Trzymając się przykładu definicji informacji publicznej – opisane jest jego rozumienie w poglądach nauki prawa, przedstawiona definicja przedmiotowa i podmiotowa, a później dokładane kolejne cegiełki wyjaśniające, czym jest sprawa publiczna, czym zadanie publiczne, jakie jest kryterium rzeczowe itd. Przy czym teoretyczne rozważania to jedynie wstęp – na wielu konkretnych przykładach omówiono choćby, jak traktować faktury, informacje o wydatkach związanych z użytkowaniem telefonów służbowych, projekty budowlane czy pisma procesowe. ©℗