Powyższe zdania zapewne wypowie część P.T. Czytelników, kiedy się zorientuje, że ja znowu o tym samym. O zwierzętach.

A konkretnie o karpiach (po pierwsze: tak, ryby też są zwierzętami, wprawdzie w przeciwieństwie do psów i kotów mało towarzyskimi, ale jednak; po drugie: o istnieniu karpi Polacy przypominają sobie co roku tak gdzieś około 15 grudnia, kiedy zaczynają się zastanawiać, kupować czy nie, a jeśli tak, to czy – jak to robiły mamusia i babcia – żywe, żeby były świeżutkie, czy martwe, bo żywe obrzydliwe).

Tytułowe westchnienie ja wydałem z siebie w innych okolicznościach. Otóż dokładnie wtedy, gdy dowiedziałem się, że sprawa karpi wraca na wokandę Sądu Najwyższego. Wydawało mi się bowiem, że kiedy była tam ostatnio, wszystko zostało już powiedziane. A działo się to w roku 2016. Zresztą w grudniu.

Sąd zwrócił wtedy do ponownego rozpoznania w I instancji sprawę trzech sprzedawców oskarżonych o znęcanie się nad zwierzętami (wspomnianymi karpiami). I wyjaśnił, że do stwierdzenia umyślności w odniesieniu do znęcania nad zwierzętami nie jest konieczna zła wola i cel zadania bólu lub cierpienia. A także, że katalog zawarty w art. 6 ust. 2 ustawy o ochronie zwierząt nie jest kompletny, inaczej mówiąc: można się znęcać, nie popełniając żadnego z wymienionych w nim czynów (a proszę mi wierzyć, inwencja ludzi w tym zakresie wydaje się niewyczerpana). Dwie rozpatrujące wcześniej sprawę instancje nie dopatrzyły się znamion przestępstwa, co SN uznał za rażącą obrazę przepisów ustawy o ochronie zwierząt.

Orzeczenie SN zapadło w wyniku kasacji, którą złożył oskarżyciel posiłkowy subsydiarny – Fundacja „Noga w Łapę. Razem idziemy w świat”. I oto po latach od popełnienia czynu i zapadnięciu rozstrzygnięć sprawa karpi (wróć: sprzedawców) znów stanęła przed Sądem Najwyższym. Tym razem zakwestionowano rolę fundacji. Prawdą jest, że nie należały do niej karpie, tylko ludzie, a tych się nie tylko nie sprzedaje żywcem bez wody (w ich przypadku chyba bez powietrza), lecz też ich sprzedaż w ogóle jest całkowicie i bezwarunkowo zakazana. No więc dlaczego ludzie z fundacji uzurpowali sobie prawo do występowania przed sądem w imieniu pokrzywdzonych? Pokrzywdzonymi były przecież ryby. No cóż, te głosu – jak wiadomo – nie mają. Na tej podstawie zresztą przez dziesięciolecia były nawet przez biologów klasyfikowane jako nieczułe. I w ogóle jakieś takie mało zwierzęce. Nie krzyczą z bólu, to pewnie go nie czują, nie?

Nie mają głosu, więc ktoś musi ten głos zabrać w ich imieniu. Tak można streścić orzeczenie SN z 23 maja 2023 r. Mam nadzieję, że już naprawdę „najostatniejsze” w tej sprawie. No bo w końcu ileż można? ©℗