Jeśli orzeczenie będzie na korzyść Superligi, to nie ulega wątpliwości, że będzie ono przełomem, porównywalnym z wyrokiem Bosmana, jeśli nie większym. Sprawa ta nie dotyczyła bezpośrednio UEFA, tylko prawa transferowego. Tutaj mamy jednak do czynienia z potencjalną zmianą systemu zarządzania futbolem w Europie – mówi w rozmowie z gazetaprawna.pl Mieszko Rajkiewicz, Instytut Nowej Europy, specjalista z zakresu upolitycznienia sportu.

Superliga kontra UEFA. Sprawa organizacji odrębnych rozgrywek piłkarskich przez najbogatsze kluby od początku elektryzowała świat sportu. Wczoraj została wydana w tej sprawie opinia rzecznika generalnego TSUE. Ocena nie jest co prawda dla sądu wiążąca, choć w praktyce najczęściej TSUE wydaje wyroki zbieżne z opiniami rzecznika. Dla której strony jest bardziej korzystna?

W tym momencie przewagę ma UEFA. Wg tej opinii, może ona grozić sankcjami klubom zaangażowanym w inne rozgrywki. Ponadto utworzenie przez kluby własnych niezależnych rozgrywek będzie oznaczało, że nie będą mogły one jednocześnie uczestniczyć w tych organizowanych przez FIFA i UEFA, takich jak np. Liga Mistrzów.

Czy to oznacza koniec marzeń klubów o Superlidze?

Niekoniecznie, pamiętajmy że piłka wciąż jest w grze. Jest kilka otwartych furtek, w których Superliga może szukać korzystnych dla siebie rozwiązań. Oczywiście Superliga może powstać, ale z klubami poza strukturami UEFA, co prawdopodobnie oznacza rozwód ligami krajowymi – a nie o to chodzi. Zrzeszone w UEFA są federacje krajowe, ale ligi są oddzielnymi podmiotami, zatem jest to pierwsza przestrzeń do interpretacji. Jest też kwestia udowodnienia przez Superligę, że nie łamie „europejskiego modelu sportu”. Może przy tym powołać się na stan, jaki obowiązuje w koszykówce. Tam FIBA (Międzynarodowa Federacja Koszykówki – red.) organizuje rozgrywki międzynarodowe, ale istnieje też Euroliga (częściowo zamknięta). Jest ona złożona z klubów, które występują w ligach krajowych. Innymi słowy – UEFA prowadzi do przerwy, ale jest jeszcze druga połowa.

Wspomniał pan o sankcjach jakimi grozić FIFA i UFEA. Na czym one polegają?

UEFA/FIFA mogą wykluczyć kluby z rozgrywek międzynarodowych, zabronić rozgrywania meczów międzynarodowych zawodnikom z klubów Superligi. Najprawdopodobniej faktycznie również ci zawodnicy zostaliby wyrzuceni poza margines rynku transferowego. Co ciekawe jednak – w opinii jest wprost napisane, że „groźby sankcji są zgodne z przepisami UE”. Ale nie oznacza to, że same sankcje są możliwe, ponieważ już raz Komisja Europejska ukarała Międzynarodową Unię Łyżwiarską za to, że ta nałożyła sankcje na zawodników, którzy brali udział w konkursach poza strukturami ISU. Zatem tu jest kolejna nieścisłość.

Czy tworzenie tego typu elitarnych zamkniętych rozgrywek dla największych klubów jest dobre dla futbolu?

Nie jestem ani pro, ani antySuperligą. Natomiast jestem przeciw karaniu klubów za to, że całkiem słusznie postawiły pytania. „Dlaczego nie czerpiemy tego przychodu, skoro to my gramy w piłkę i to my nakręcamy zainteresowanie futbolem?” UEFA faktycznie nie jest właścicielem żadnego stadionu czy drużyny, a jednak cały przychód zgarnia ona. Dopiero potem redystrybuuje środki. Jeśli inny projekt przedstawi rozsądny system redystrybucji środków oraz zachowa otwarty, lecz elitarny model gry – to jestem za. Na przykład wyobrażam sobie za kilkanaście lat jedną nadrzędną Superligę, ale do której można dostać się z poziomu regionalnych Superlig: Nordyckiej, Beneluksu, Środkowo-Wschodniej etc.

Kibice, którym na ogół jest nie po drodze z UEFA i FIFA, protestowali przeciwko utworzeniu Superligi. Skąd u nich taka reakcja?

Pierwotnie Superliga miała być elitarną, zamkniętą ligą. Kibice protestowali, ponieważ w Europie są przyzwyczajeni do idei, że każdy może wygrać z każdym. Teoretycznie zespół amatorski z B-klasy może grać w finale Pucharu Polski. Realia są oczywiście inne, ale taki kształt systemu piłkarskiego leży u podstaw obecnego postrzegania kibicowskiego. Otwartość rozgrywek w Europie jest kluczową cechą, którą podkreśla nawet Parlament Europejski w swojej rezolucji, co często właśnie wyraża się jako „europejski model sportu”.