Przy przyjmowaniu nowej, uzgodnionej z Brukselą, ustawy sądowej problemem może się okazać stanowisko Pałacu Prezydenckiego, który jest zaskoczony ostateczną wersją projektu PiS.

Zielone światło z Nowogrodzkiej

Rząd chce, by ustawa była procedowana szybko. - Chcielibyśmy jej uchwalenia w ciągu dwóch-trzech tygodni - mówi nasz rozmówca z rządu. Podkreśla, że projekt jest efektem negocjacji ministra ds. europejskich Szymona Szynkowskiego vel Sęka z Komisją Europejską. Polska strona pokazywała propozycje rozwiązań i uzgadniała je z KE, biorąc pod uwagę jej zastrzeżenia. Negocjacje były prowadzone z dużą dyskrecją, choć poszczególne pomysły i cała ustawa musiały mieć zielone światło z Nowogrodzkiej.
Z KE już płyną sygnały, że to krok w dobrą stronę, choć nasi rozmówcy zastrzegają, że przy ocenie kamieni milowych KPO kluczowe będzie to, czy i jaka wersja ustawy zostanie przyjęta. - Obserwujemy pozytywne zmiany, jeśli chodzi o projekt ustawy o systemie dyscyplinarnym w Polsce. Informujemy o tym polskie władze - słyszymy w KE. Rozmówca zastrzega jednak, że dla Komisji „liczy się tylko ostateczna ustawa, jaka zostanie uchwalona, oraz jej realizacja”. - Będziemy to oceniać w kontekście pierwszego wniosku o płatność złożonego przez polskie władze - dodaje rozmówca DGP.
Projekt ustawy zakłada m.in., że to NSA, a nie Izba Odpowiedzialności Zawodowej SN, zajmie się sprawami dyscyplinarnymi sędziów. Do tego test bezstronności będą mogli stosować sędziowie, a nie tylko strony postępowania jak do tej pory. Z kolei za wykorzystanie innych ścieżek badania statusu sędziego nie będzie groziła odpowiedzialność dyscyplinarna.
Wiele wskazuje na to, że projekt - zanim został złożony w Sejmie - był na bieżąco skonsultowany z KE, a część naszych rozmówców z obozu władzy uważa, że wręcz to Bruksela go napisała. Jak słyszymy, głównym partnerem w tych negocjacjach dla ministra Szynkowskiego po stronie KE był komisarz Didier Reynders. - Jourová i Timmermans praktycznie się z tego tematu wyłączyli - twierdzi jeden z rozmówców.

Co z pieniędzmi z KPO?

Najbardziej prawdopodobny scenariusz zakłada, że proces odblokowywania 36 mld euro z KPO będzie się odbywać wielotorowo. Z jednej strony w polskim parlamencie projekt ustawy będzie procedowany, a rząd w międzyczasie (po przegłosowaniu ustawy wiatrakowej) złoży pierwszy wniosek o płatność. Z drugiej strony KE po otrzymaniu wniosku przystąpi do oceny kamieni milowych KPO i z wypłatami poczeka do czasu wejścia w życie znowelizowanej ustawy. Pierwsze pieniądze z KPO powinny napłynąć na przełomie I i II kw. 2023 r.
Ale to wszystko przy założeniu, że ustawa wychodzi z Sejmu w niezmienionej wersji. Do tego czasu będziemy zapewne świadkami politycznej rozgrywki zarówno między PiS a opozycją, jak i w obrębie samej koalicji rządzącej. Na razie nie jest pewne, jaką taktykę przyjmą ziobryści, którzy od początku są przeciwni korzystaniu z unijnego Funduszu Odbudowy. Z jednej strony po cichu krytykują projekt, ale z drugiej - wysyłają sygnały, że ostatecznie mogą ustawę nawet poprzeć. Żadnego z wariantów na spotkaniu premiera z liderami opozycji miał nie wykluczyć oddelegowany na nie polityk Solidarnej Polski Mariusz Gosek.

Co na to opozycja?

W tej sytuacji wiele zależy od poparcia opozycji. Na razie słychać o konieczności koordynacji działań klubów, wiele też wskazuje na głosowanie za lub wstrzymanie się od głosu. Główny dylemat opozycji polega na tym, czy poprzeć w tej sprawie PiS (lub przynajmniej mu nie przeszkadzać) i narazić się na krytykę, że za pieniądze z KPO przymyka oko na problemy Polski z praworządnością, czy może zagłosować przeciw i wystawić się na zarzut, że pozbawia nasz kraj dostępu do miliardów euro unijnej pomocy. - Mamy do czynienia z sytuacją prostą. PiS uległ tej presji i stąd moje gratulacje, bo presja miała ogromny sens. Uległ także argumentacji opozycji i presji ze strony europejskich instytucji - mówił wczoraj lider KO Donald Tusk.
Poparcie Platformy Obywatelskiej może być obwarowane warunkami. - Najważniejsze, żebyśmy wypracowali wspólne stanowisko jako opozycja - podkreśla szef klubu Lewicy Krzysztof Gawkowski.

Pałac Prezydencki kręci nosem

Osobną kwestią jest to, jak na uzgodnienia z Brukselą zareaguje prezydent Andrzej Duda. W pałacu na razie słychać głosy irytacji, w związku z tym, że ostateczny kształt projektu nie został z nim skonsultowany. - Owszem, rozmawiano z nami o teście bezstronności jako uprawnieniu sędziów, ale o samej ustawie i kluczowym rozwiązaniu z przekazaniem spraw do NSA dowiedzieliśmy się z przekazów medialnych - zauważa nasz rozmówca. Ponadto część propozycji zawartych w projekcie PiS wywołuje zdziwienie otoczenia głowy państwa. - Wygląda na to, jakby Komisja Europejska, szukając instytucji, która ma rozstrzygać sprawy dyscyplinarne, patrzyła, gdzie jest więcej starych sędziów - zauważa nasz rozmówca. Podkreśla, że mogą się w tej kwestii pojawić wątpliwości konstytucyjne, bo w ustawie zasadniczej nie ma mowy o tego typu kompetencjach NSA. Ustawa oznacza też, że zostanie zdjęty parasol nad nowymi sędziami. Chodzi o możliwość kwestionowania statusu tych powołanych przez nową KRS. - Co teraz powiedzieć sędziemu rejonowemu, który odebrał nominację z rąk prezydenta? - zauważa nasz rozmówca. Pałac zastanawia się także, czy ustawa faktycznie utoruje drogę do KPO. - Jakie są gwarancje, że gdy zostanie uchwalona, Komisji znów się coś nie odwidzi? - podkreśla nasz rozmówca.

Co na to konstytucjonaliści?

- Konsultowaliśmy oczywiście zapisy tej ustawy z konstytucjonalistami, ale jest tylko jedna instytucja w Polsce, która jest w stanie określić pełną zgodność z ustawą zasadniczą i to jest Trybunał Konstytucyjny. Jeśli będzie taka wola podmiotów uprawnionych, to oczywiście każdy może skierować do trybunału wniosek - zapewniał wczoraj premier Mateusz Morawiecki.
W sprawie ustawy widać spór prawny, bo konstytucjonaliści, z którymi rozmawialiśmy, mają poważne zastrzeżenia co do złożonego projektu. Zwłaszcza w zakresie, w jakim przekazuje on sprawy dyscyplinarne sędziów sądów powszechnych, wojskowych i Sądu Najwyższego Naczelnemu Sądowi Administracyjnemu. Zdaniem dr. Kamila Stępniaka z Uniwersytetu Warszawskiego rozwiązanie to będzie wprost sprzeczne z art. 184 ustawy zasadniczej. Przepis ten stanowi, że NSA prowadzi działalność w zakresie kontroli administracji publicznej. - Nie można uznać, że sądy są częścią administracji publicznej, gdyż byłoby to wprost sprzeczne z art. 10 ust. 2 konstytucji (stanowi on m.in., że władzę sądowniczą sprawują sądy i trybunały - red.) - uważa konstytucjonalista. Jego zdaniem, by móc oddać rozstrzyganie spraw dyscyplinarnych NSA, należałoby znowelizować konstytucję.
Z kolei dr hab. Michał Bernaczyk, konstytucjonalista z Uniwersytetu Wrocławskiego, zauważa, że model kontroli sądowoadministracyjnej jest niedostosowany do charakteru przewinienia dyscyplinarnego, który w projekcie został wprost określony jako przestępstwo o charakterze umyślnym.
Także Ogólnopolskie Stowarzyszenie Sędziów Sądów Administracyjnych krytycznie ocenia projekt. Zarzuca, że pomija on określoną w konstytucji odrębność pionów sądownictwa powszechnego i administracyjnego.
Politycy lewicy i PSL bagatelizują te kwestie. - Kto będzie na to zwracał uwagę - mówi nasz rozmówca z lewicy. - Z konstytucji wynika, że sprawy dyscyplinarne sędziów powinny rozstrzygać niezależne sądy. Czy NSA takim sądem jest? Jest - mówi z kolei prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz. Podobną argumentację można usłyszeć z PiS.
Jeśli chodzi o możliwość testowania sędziów także przez składy orzekające, to warto zauważyć, że taka regulacja będzie stała w sprzeczności z wieloma orzeczeniami wydanymi przez Trybunał Konstytucyjny pod wodzą Julii Przyłębskiej. - To z oznacza, że nawet PiS przestał się liczyć ze „swoim” TK i jak tylko przestaje być on przydatny, to jego orzecznictwo nie ma żadnego znaczenia. Moim zdaniem potwierdza to zarówno bardzo instrumentalne korzystanie z TK, jak i uległość tej instytucji wobec kierunku obranym przez PiS - mówi nam jeden z prawników chcących zachować anonimowość.