Po zapoznaniu się z uzasadnieniem decyzji prezes Trybunału Konstytucyjnego odmawiającej ujawnienia oświadczeń majątkowych pięciu sędziów TK (opublikował je portal Monitorkonstytucyjny.eu) poczułam się, jakbym wsiadła w wehikuł czasu i wylądowała w 2015 r. To właśnie wówczas rozpętała się debata publiczna na temat słuszności wprowadzenia jawności stanu majątkowego sędziów i prokuratorów.

A stało się to za sprawą wygranej PiS w wyborach parlamentarnych w 2015 r. Jak tłumaczyła zwycięska partia: „nie ma powodów, by utajniać oświadczenia majątkowe osób publicznych”. Podkreślała również, że „Obowiązujące rozwiązania dotyczące oświadczeń majątków prokuratorów i sędziów uchybiają zasadom transparentności postępowania osób pełniących funkcje publiczne”. Dlatego też, mimo ostrego sprzeciwu ze strony samych zainteresowanych, wprowadzono przepisy, zgodnie z którymi od 2016 r. każdy może sprawdzić w internecie m.in., ile sędzia ma na koncie, jakiej wysokości zaciągnął kredyt i właścicielem jak dużego domu jest. O ile oczywiście uprawniony organ nie zdecyduje o utajnieniu tych danych.
To tyle tytułem przypomnienia, jakie to szlachetne pobudki kierowały rządzącymi ponad siedem lat temu. A teraz, abyśmy wszyscy mogli się przekonać na własne oczy, co z nich w praktyce zostało, zapraszam czytelników, aby wzięli udział w zabawie i znaleźli choć jedną znaczącą różnicę między wypowiedziami, jakich w 2015 r. naszej gazecie udzielił, komentując zapowiedzi zmian, Waldemar Żurek, a sformułowaniami, jakich prezes Julia Przyłębska użyła, uzasadniając swoją decyzję o utajnieniu majątków sędziów TK. Przy czym przypominam, że ten pierwszy w oczach PiS symbolizuje wszelką zgniliznę, z jaką mamy do czynienia w sądownictwie, a ta druga to niemal wzór sędziowskich cnót, który to wzór lubi podkreślać, że nie czuje się członkiem nadzwyczajnej kasty i „nie jest ponad społeczeństwem”.
A więc zaczynamy – sędzia Żurek: „Będzie to służyło tylko zaspokojeniu ludzkiej ciekawości. Igrzyskom”; prezes Przyłębska: „obserwowana jest tendencja do publikowania w prasie sensacyjnego opisu oświadczeń majątkowych sędziów Trybunału (…)”. Żurek: „Często majątek sędziów pochodzi ze spadku po rodzicach, ale nikt nad jego pochodzeniem nie będzie się zastanawiał, a hejterzy będą uważali, że sędzia ma nielegalne źródło dochodów”; Przyłębska: „zakres danych o stanie majątkowych, jakie podlegają udostępnieniu, jest szeroki”, a więc „informacje zawarte w oświadczeniu mogą zostać wykorzystane przy wysuwaniu bezpodstawnych oskarżeń przeciwko sędziemu”. Żurek: „Takie rozwiązanie stanie się pożywką dla mowy nienawiści”; Przyłębska: „sędziowie Trybunału są adresatem obraźliwych wypowiedzi”. I na koniec mój ulubiony – Żurek: „sędziowie co roku mają obowiązek złożenia oświadczenia o stanie majątkowym. Weryfikują je prezesi sądów apelacyjnych i urzędy skarbowe. Urząd może przekazać sprawę do prokuratury czy CBA, jeśli wykryje nieprawidłowości”; Przyłębska: „oświadczenia majątkowe (…) niezmiennie są poddane analizie połączonej z pracą wyspecjalizowanych organów kontroli skarbowej”.
I to by było na tyle. Znów się zrobiło i śmieszno, i straszno.