Prawie trzy lata po spowodowaniu wypadku przez wiceszefa Służby Więziennej prokuratura nadal nie zdecydowała o postawieniu zarzutów. Za to sprawa wędruje z jednostki do jednostki, zlecono już trzecią opinię biegłych, a sam funkcjonariusz zdążył… przejść na emeryturę

Zdarzenie miało miejsce 4 listopada 2019 r. w miasteczku Kozienice. Prowadzone przez Artura Dziadosza, wiceszefa Służby Więziennej, auto uderzyło w przechodzącą przez jezdnię kobietę. Niestety poniesione obrażenia sprawiły, że ta po kilku dniach w szpitalu zmarła. Z uwagi na to, że śmierć nie nastąpiła od razu, czynności na miejscu zdarzenia przeprowadzała policja (prokuratora nie było na miejscu zdarzenia). Prokuratura wszczęła śledztwo dopiero 8 listopada, kiedy nastąpił zgon ofiary.

Kompletny materiał dowodowy

Z niewiadomych przyczyn policja nie poinformowała prokuratury o tym, że uczestnikiem zdarzenia jest funkcjonariusz. W takich sytuacjach na miejsce przyjeżdża prokurator dyżurny i to on osobiście prowadzi większość czynności. W każdym razie policja przeprowadziła oględziny miejsca zdarzenia, poddała kierowcę badaniu trzeźwości, zabezpieczono pojazd etc. W toku postępowania dość szybko zebrano kompletny materiał dowodowy: w tym nagrania z monitoringu, przeprowadzono sekcję zwłok, zabezpieczono odzież ofiary, przesłuchano wszystkich świadków i wystąpiono o bilingi etc. Prokuratura wystąpiła także o sporządzenie opinii biegłych z zakresu rekonstrukcji wypadków drogowych. W tym celu zwrócono się do Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. dra Jana Sehna w Krakowie z prośbą o sporządzenie ekspertyzy.
Wydawać by się mogło, że na tej podstawie można podjąć decyzję merytoryczną w sprawie o przedstawieniu zarzutów albo umorzeniu postępowania, ale nic takiego nie nastąpiło. Zamiast tego sprawa została odebrana Prokuraturze Rejonowej w Kozienicach i przekazana jednostce wyższego rzędu - Prokuratorze Okręgowej w Radomiu.
Śledczy tłumaczyli wówczas, że w tej decyzji nie ma żadnych podtekstów, prokuratura okręgowa jest uprawniona do przejęcia każdej sprawy ze swojej właściwości terytorialnej, a w tym przypadku powodem takiej decyzji miały być skomplikowany stan faktyczny oraz zawiły charakter. Prokuratura zwróciła się m.in. do instytutu o wykonanie opinii uzupełniającej.

Przypadek czy celowe działanie

Ale to nie wszystko. Z naszych informacji wynika, że analiza bilingów wskazywała, że w momencie zdarzenia na telefonie kierującego była uruchomiona internetowa transmisja danych. Mogło to świadczyć o tym, że w tym czasie słuchał on muzyki z aplikacji czy korzystał np. z nawigacji w telefonie, ale mógł też pisać wiadomość przez komunikator w social mediach. By to ustalić, prokuratora zamierzała poddać aparat telefoniczny badaniu biegłego informatyka. Zarządzono przeszukanie, ale telefonu nie znaleziono, ponieważ wedle wyjaśnień płk. Dziadosza zgubił go podczas wakacji nad jeziorem.
Czy zatem fakt, że policja od razu nie zabezpieczyła smartfona, nie był błędem? - Niekoniecznie. Co prawda po czasie, jak już prokuraturze wyszło, że była transmisja danych, to może się tak wydawać, że to błąd i trzeba było od razu zabezpieczyć telefon. Ale trzeba pamiętać, że procedury tego nie wymagają. Co innego, gdyby z zeznań świadków albo analizy monitoringu wynikało, że kierowca mógł w czasie zdarzenia być rozproszony przez korzystanie z telefonu, to wówczas tak. Natomiast standardowo w przypadku zdarzeń drogowych nie zabezpiecza się za każdym razem telefonów. Bo byłaby to nadmiarowa uciążliwość. Wyobraża pan sobie, jakby na nas psy wieszali? - mówi nam jeden z doświadczonych policjantów.
W każdym razie PO w Radomiu również nie zakończyła sprawy, bo ta wiosną 2022 r. została jej odebrana decyzją Prokuratury Regionalnej w Lublinie i przekazana do prokuratury okręgowej w tym mieście. Jak się dowiadujemy, zamówiono kolejną, trzecią już opinię biegłych. Kiedy zatem postępowanie przygotowawcze w sprawie wypadku sprzed prawie trzech lat się zakończy?
- Niestety jeszcze trwa analiza opinii biegłych wydanych w tej sprawie i dopiero po niej podjęte zostaną dalsze decyzje - informuje Agnieszka Kępka, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Lublinie. Jak dodaje, nie może ujawnić, komu zlecono przygotowanie kolejnej ekspertyzy, ale - jak zapewnia - tym razem w połączeniu z poprzednimi dwoma materiał będzie już kompleksowy.
Tymczasem sam płk Dziadosz w lutym ubiegłego roku po 30 latach służby przeszedł na emeryturę. Czy to normalne, że postępowanie dotyczące zwykłego wypadku drogowego trwa tak długo?
- Zwykle w sprawach dotyczących wypadków komunikacyjnych największą rolę odgrywają ekspertyzy, które jednocześnie są najbardziej pracochłonne i one determinują bardzo często długi okres postępowania. Tak więc nie jest to aż tak wyjątkowe. W tej sprawie dziwna jest natomiast chronologia uzyskiwania opinii biegłych. Bo Instytut Ekspertyz Sądowych im. Jana Shena jest tą „instancją”, do której organy lub sądy zwracają się w sposób ostateczny - mówi mec. Tadeusz Wolfowicz z kancelarii Wolfowicz Wende Biedulski, od lat specjalizujący się w sprawach dotyczących wypadków komunikacyjnych. - Krakowski instytut zajmuje się wyłącznie wypadkami śmiertelnymi i często wtedy, by rozstrzygnąć rozbieżności pomiędzy wcześniej zrobionymi ekspertyzami. Tutaj jest odwrotnie. Najpierw postarano się o opinię najbardziej renomowanego instytutu, a następnie się ją w jakiś sposób podważa. Jestem trochę zaskoczony, bo krakowski instytut cieszy się zasłużonym uznaniem, ale oczywiście nie można wykluczać, że został popełniony jakiś błąd. Dziwne też jest, że już trzecia prokuratura prowadzi tę sprawę. Aczkolwiek też nie jest to wyjątek - podsumowuje ekspert.

Coraz więcej domysłów

- Sprawa dotyczy wysokiego rangą funkcjonariusza Służby Więziennej i spowodowania śmiertelnego wypadku na pasach, a więc jest medialna. Szybkie umorzenie nie byłoby dobrze widziane. Jednocześnie tak długie jej prowadzenie też prowokuje domysły, że na siłę szuka się sposobu, by to postępowanie właśnie w ten sposób zakończyć. Tylko na tyle, ile się orientuję, to jest dokładnie odwrotnie - słyszymy od osoby znającej kulisy sprawy. - Wypadek miał miejsce jeszcze przed wejściem w życie przepisów przyznających pierwszeństwo nie tylko pieszemu znajdującemu się na pasach, lecz także na nie wchodzącemu. Kierowca był trzeźwy, jechał z dopuszczalną prędkością, a wszystkie ekspertyzy wskazywały ponoć na brak jego winy. Dlatego wygląda na to, że szuka się raczej prokuratora, który znajdzie powód do postawienia aktu oskarżenia - tłumaczy nasz informator.
Artur Dziadosz był zastępcą dyrektora generalnego Służby Więziennej przez 10 lat. Został powołany na to stanowisko przez Krzysztofa Kwiatkowskiego, ministra sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska. ©℗
Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe