Upublicznienie danych teleadresowych oraz numeru księgi wieczystej miało naruszyć dobra osobiste dewelopera oraz spowodować ryzyko nielegalnego posłużenia się informacjami o nim. Powód oszacował szkodę na ponad 18 mln zł, domaga się jednak 200 tys. zł.

Przez prawie rok dane 33-letniego białostockiego dewelopera Karola Halickiego były ujawniane w związku ze złożonym przez niego wnioskiem formalnym do Urzędu Miasta Białystok. Pismo zostało pobrane przynajmniej kilkaset razy i było przesyłane do kilkunastu różnych instytucji. A jako że wniosek wywołał pewne kontrowersje w społeczności lokalnej, nadszarpnięte mogło zostać dobre imię biznesmena. Postanowił on więc pozwać urząd miejski.

Skala ujawnienia

Sprawa zaczęła się w październiku 2019 r., gdy Halicki złożył w UM Białystok wniosek o ustalenie lokalizacji inwestycji mieszkaniowej. Zawierał on: imię i nazwisko, adres zamieszkania, numer telefonu i numer księgi wieczystej nieruchomości będącej własnością powoda. Teoretycznie niewiele, ale dzięki znajomości tego ostatniego numeru można ustalić także numer PESEL oraz imiona rodziców właściciela nieruchomości.
Złożony wniosek w formie niezanonimizowanej został opublikowany w Biuletynie Informacji Publicznej urzędu miejskiego oraz na portalu www.bialystok.pl. Rozesłano go także do kilkunastu instytucji, m.in. wojewody podlaskiego, dyrekcji ochrony środowiska, sanepidu, komendy wojewódzkiej policji, delegatury Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego czy zarządu dróg miejskich. W sierpniu 2021 r. w BIP opublikowano zaś projekt uchwały, w której znajdowała się odmowa ustalenia lokalizacji dla nieruchomości. I tam też zostały umieszczone dane powoda.
Jak twierdzi adwokat Krzysztof Żochowski reprezentujący Halickiego, upublicznienie informacji było bezprawne. Ustawa z 5 lipca 2018 r. o ułatwieniach w przygotowaniu i realizacji inwestycji mieszkaniowych oraz inwestycji towarzyszących (t.j. Dz.U. z 2021 r. poz. 1538) nie przewiduje bowiem udostępnienia danych poza sytuacjami opisanymi w przepisach. Ustawa umożliwia również składanie uwag do wniosku, ale ich przedmiotem ma być treść, a nie sam inwestor.
Niezanonimizowane dokumenty były upubliczniane w różnych miejscach nawet przez rok. Rzecz w tym, że inicjatywa budowlana powoda wzbudziła spore zainteresowanie części mieszkańców, lokalnych fundacji oraz stowarzyszeń - składały one liczne pisma, zastrzeżenia i protesty względem wniosku. Z kolei przedsiębiorcy byli zainteresowani współpracą z deweloperem.
Efekt był taki, że wniosek Halickiego pobrano z BIP kilkaset razy (miał postać załącznika do ściągnięcia), choć powód wylicza, że liczba osób, które zapoznały się z jego danymi, mogła być znacznie większa. Spore zainteresowanie poskutkowało tym, że pod drzwiami dewelopera zaczęli pojawiać się ludzie krytycznie nastawieni do jego inicjatywy. Przychodziły też listy oraz wiadomości e-mail od nieznajomych, zdarzały się telefony - niektóre nawet spoza Polski - od osób zainteresowanych kupnem mieszkania w planowanym przez dewelopera budynku. Kancelarie prawne proponowały mu zaś współpracę, gdy jego wniosek został rozpatrzony negatywnie. - Skala udostępnienia moich danych mnie przeraziła - mówi nam Karol Halicki.
Opowiada, że jego dane były przywoływane podczas sesji rady miasta, gdzie krytykowano złożony przez niego wniosek.
- To wszystko sprawiło, że musiałem ograniczyć swoją aktywność w sferze publicznej - twierdzi. Jak zaznacza, to nie było dla niego proste, ponieważ chętnie angażował się w liczne akcje społeczne. - Zacząłem też mieć obawy, czy moje dane nie zostaną wykorzystane przez przestępców, np. do wzięcia pożyczki czy zawarcia umowy najmu - wskazuje Halicki.

UODO nie widzi problemu

Pod koniec stycznia 2022 r. urząd miasta przysłał Halickiemu list, w którym poinformowano go o naruszeniu ochrony danych osobowych poprzez opublikowanie wniosku bez anonimizacji. Miasto przyznało, że spowodowało to ryzyko utraty poufności danych, co może prowadzić do uzyskiwania niechcianej korespondencji, telefonów z próbą wyłudzenia dalszych danych albo wykorzystania informacji do zaciągnięcia pożyczek etc. Wtedy też UM Białystok zgłosił naruszenie do Urzędu Ochrony Danych Osobowych.
Poprosiliśmy UODO o informacje dotyczące tej sprawy. Adam Sanocki, rzecznik prasowy urzędu, mówi nam, że UM Białystok poprawnie powiadomił wnioskującego o naruszeniu. Podjął też środki w celu zminimalizowania ryzyka ponownego wystąpienia naruszenia poprzez przeszkolenie pracowników z zakresu ochrony danych osobowych i pouczenie ich o konieczności anonimizacji danych.
- Efektem prawidłowej realizacji przez administratora ciążących na nim obowiązków było niepodjęcie przez organ nadzorczy dalszych działań w tej sprawie - informuje Sanocki.

Wysokie sumy

Karol Halicki postanowił jednak zażądać od miasta zapłaty... 10 mln zł odszkodowania. To odpowiedziało, że nie znajduje podstaw do spełnienia tego żądania. Inwestor nie dał za wygraną i wystąpił o zapłatę raz jeszcze - tym razem żądając jednak ponad 18 mln zł.
Sumę wyliczył na podstawie odszkodowania za pojedyncze ujawnienie danych osobowych, w wysokości 17 tys. zł, zasądzonego przez Sąd Okręgowy w Warszawie (wyrok z 6 sierpnia 2020 r., sygn. akt XXV C 2596/19). Tę kwotę pomnożył przez możliwą liczbę pobrań wniosku inwestora. Miasto przekazało informację, że w okresie od 8 lutego do 5 lipca 2021 r. wniosek był pobierany 451 razy, co daje średnią nieco 3,07 pobrań dziennie. A skoro dokument był upubliczniony przez 352 dni, to powód założył, że z danymi zapoznano się ok. 1080 razy. Mnożąc tę liczbę przez 17 tys. zł - Halicki oszacował swoją szkodę na astronomiczną kwotę 18,3 mln zł. Tymczasem urząd miejski zaproponował mu opłacenie rocznego abonamentu na usługę powiadamiania o próbach zaciągnięcia kredytu na dane osobowe - jej koszt wynosi 24 zł.
11 lipca 2022 r. pełnomocnik Karola Halickiego złożył w jego imieniu pozew o odszkodowanie do Sądu Okręgowego w Białymstoku. I choć pojawiają się w nim wyliczenia dotyczące całości roszczenia, to jednak w pozwie powód żąda 200 tys. zł. Jak tłumaczy, kwota ta stanowiłaby przynajmniej częściowe zadośćuczynienie za dotychczasowe skutki naruszenia jego danych osobowych i ochronę w przypadku wystąpienia kolejnych. Pierwsze posiedzenie sądu w tej sprawie (sygn. akt I C 1462/22) zaplanowano na 10 listopada br.
UM Białystok nie odpowiedział na nasze pytania. ©℗
Do naruszenia doszło, lecz sposób wyliczenia żądanej kwoty jest problematyczny
OPINIA
ikona lupy />
Adam Klimowski główny specjalista ds. ochrony danych osobowych w JAMANO sp. z o.o. / nieznane
Nie ulega wątpliwości, że doszło do naruszenia ochrony danych osobowych, polegającego na ujawnieniu informacji o panu Halickim za pośrednictwem BIP. Poszkodowany może ubiegać się o odszkodowanie za tę sytuację. Nie sposób oczywiście ocenić rozmiar doznanych przez niego szkód, niedogodności i poczucia braku bezpieczeństwa - taką ocenę będzie w stanie zrealizować jedynie sąd.
Moje największe zainteresowanie budzi kwota żądanego odszkodowania i sposób wyliczenia jego wysokości. Na pierwszy rzut oka wydaje się jasny i logiczny: powód wychodzi od kwoty 17 tys. zł (czyli najwyższej kwoty odszkodowania, do jakiej prawnicy dotarli w podobnej ich zdaniem sprawie), którą mnoży przez 1080, tj. liczbę udostępnień niezanonimizowanego dokumentu. Otrzymuje w ten sposób oszałamiającą jak na polskie uwarunkowania kwotę 18,3 mln zł. Im dłużej jednak przyglądam się szczegółom tej rachuby, tym większe mam wrażenie, że patrzę na proces podobny powstawaniu waty cukrowej.
Skąd bowiem pan Halicki wywiódł informację o udostępnieniu jego danych „co najmniej” 1080 osobom? Ze średniej liczby pobrań feralnego dokumentu z Biuletynu Informacji Publicznej. Stwierdzenie, że wskazania licznika BIP odpowiadają liczbie osób, mogących zapoznać się z treścią dokumentu, jest jednak co najmniej wątpliwe. Także kwota 17 tys. zł nie powinna mieć tu zastosowania. Była bowiem związana ze sprawą toczącą się przed Sądem Rejonowym dla m.st. Warszawy, gdzie powód domagał się odszkodowania za prowadzenie windykacji przez bank bez podstawy prawnej, a więc tematem o zupełnie innym ciężarze gatunkowym.
Będę przyglądał się losom pozwu dewelopera, ale przede wszystkim po to, by przekonać się, jak bardzo w lewo sąd przesunie separator dziesiętny dochodzonej kwoty odszkodowania.