Efektem utworzenia Sądu Okręgowego w Sosnowcu jest konieczność przeprowadzenia na nowo 159 spraw karnych w katowickim sądzie. Przeniesieni sędziowie zostali zwolnieni z obowiązku ich rozpoznania.

Powstanie Sądu Okręgowego w Sosnowcu od początku budziło sporo kontrowersji. Dość powiedzieć, że jeszcze na etapie planowania utworzenia tej jednostki prezes Sądu Apelacyjnego w Katowicach informował Ministerstwo Sprawiedliwości, że żaden z sędziów z apelacji katowickiej nie zgłosił chęci orzekania w Sosnowcu. Ostatecznie sąd ruszył 1 kwietnia, a jego prezesem jest Ewa Łapińska, sędzia sądu rejonowego, która do niego jest tylko delegowana i która jest także członkiem obecnej Krajowej Rady Sądownictwa. Wszystkie trzy wydziały cywilne oraz wydział pracy składają się wyłącznie z sędziów sądów rejonowych delegowanych do SO w Sosnowcu. Sędziów sądu okręgowego udało się pozyskać tylko do wydziałów karnych.

Odpowiedzialność dyscyplinarna

Jak informuje sędzia Jacek Krawczyk, rzecznik SO w Katowicach, z wydziałów karnych tego sądu do SO w Sosnowcu zostało przeniesionych 13 sędziów, w tym 9 sędziów z wydziałów pierwszoinstancyjnych. Dalszych 4 sędziów zostało przeniesionych z wydziałów karnych sądów rejonowych podległych SO Katowice do 1 kwietnia 2022 r. (obecnie te sądy należą do okręgu SO w Sosnowcu).
- W następstwie powyższego w 159 sprawach postępowanie będzie prowadzone od początku - mówi rzecznik SO w Katowicach. Do tego w żadnej z tych spraw nie było wyznaczonego tzw. sędziego rezerwowego, który jest obecny na każdej rozprawie, by w razie czego zająć miejsce tego, który z różnych przyczyn wypada ze składu orzekającego.
Procesy ruszą od początku, dlatego że 13 przeniesionych sędziów złożyło do kolegium SO w Sosnowcu wnioski w trybie art. 47b ust. 5 ustawy - Prawo o ustroju sądów powszechnych o zwolnienie z obowiązku rozpoznawania części lub wszystkich spraw w poprzednim miejscu orzekania (patrz: grafika). Przepis jest bowiem tak skonstruowany, że zgodę wydaje nie kolegium sądu, w którym dotychczas orzekał dany sędzia (i który będzie się mierzył z problemem ponownego rozpoznania spraw), lecz kolegium sądu, który sędziego do siebie ściąga. A ten drugi siłą rzeczy jest zainteresowany, aby delegowany, awansowany czy przenoszony miał jak najwięcej czasu na rozpoznawanie spraw z referatu w nowej jednostce.
Ustawa co najwyżej obliguje kolegium sądu do zasięgnięcia opinii prezesów sądów. Jak przyznaje sędzia Grzegorz Gałczyński, rzecznik SO w Sosnowcu, w części spraw prezes SO w Katowicach sprzeciwiła się zwolnieniu sędziów od ich rozpoznania. Niedawno nawet Sąd Najwyższy - na wniosek katowickiego SO - nakazał rozpoznanie jednej z takich spraw w SO w Sosnowcu przez sędziego, który wcześniej prowadził ją w SO w Katowicach.
- Moim zdaniem trzebaby było rozważyć pociągnięcie do odpowiedzialności dyscyplinarnej członków kolegium SO w Sosnowcu. Przecież niektóre z tych spraw to były sprawy trwające wiele lat, wymagające przesłuchania po kilkudziesięciu świadków. I teraz nagle się mówi, że to wszystko nieważne i będziemy takie procesy powtarzać od nowa? Tylko dlatego, że tworzy się jakiś sąd? A co, gdy taka sprawa się przedawni? To tak ma wyglądać prawo do sądu w tym kraju - nie kryje oburzenia sędzia Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
To jednak nie wszystko. Utworzenie nowego sądu w Sosnowcu spowodowało też, że część spraw, które do tej pory były rozpoznawane przez sądy w Częstochowie i Katowicach, z uwagi na zmianę właściwości miejscowej i funkcjonalnej trafiło do Sosnowca. Chodzi o 35 spraw karnych pierwszoinstancyjnych i 155 spraw odwoławczych.
- Nie wdając się w szczegóły, wiele z nich to postępowania wielotomowe i skomplikowane pod względem faktycznym i prawnym. Termin utworzenia nowego SO w Sosnowcu był powszechnie znany i SO w Częstochowie i Katowicach musiały się przygotować do przekazania spraw, albowiem przestawały być właściwe miejscowo do ich rozpoznania - tłumaczy sędzia Gałczyński. Jak dodaje, w decyzji kolegium SO w Sosnowcu o zwolnieniu niektórych sędziów z rozpoznawania spraw pozostających w biegu w ich referatach, gdy byli jeszcze sędziami SO w Katowicach, chodziło więc o zapewnienie szybkości procedowania i w jakimś niewielkim chociaż stopniu o sprawiedliwe rozłożenie pracy między sędziami, zarówno nowo powstałego sądu, jak i ościennych sądów równorzędnych.
- Od początku było wiadomo, że w miejsce spraw, z których rozpoznania zostaną zwolnieni w Katowicach, dostaną nowe, które już zostały przekazane, i nowe, które dopiero wpłyną - podkreśla rzecznik SO w Sosnowcu.

Odpowiednia praktyka

Warto dodać, że takie problemy nie występują w postępowaniach cywilnych, bowiem tam nie obowiązuje w takiej formie zasada niezmienności składu. Przy czym, jak zaznacza prof. Andrzej Sakowicz, procesualista karny z Uniwersytetu w Białymstoku, to nie zasada niezmienności składu obowiązująca w postępowaniu karnym jest problemem, lecz raczej niewłaściwa praktyka i organizacja pracy czy awansów, które jej nie uwzględniają. A przez to tworzy się konieczność powtarzania procesów i od czasu do czasu powstaje ryzyko przedawnienia.
- Zasada niezmienności składu w naszym postępowaniu karnym, którego charakter jest przecież bardziej represyjny niż postępowanie cywilne, jest jedną z gwarancji procesowych - zaznacza prof. Sakowicz. Jak dodaje, postępowanie karne oraz jego wynik, np. w postaci wyroku skazującego, dalece ingerują w prawa i wolności jednostki.
- Tylko sędzia, który prowadzi lub jest w składzie orzekającym od samego początku, zapoznaje się ze wszystkim okolicznościami sprawy, dowodami, szczególnie z zeznań świadków, ma możliwość wydania orzeczenia, które jest nie tylko zgodne ze sprawiedliwością formalną, ale przede wszystkim odpowiadające prawdzie i sprawiedliwości materialnej. To jest bardzo istotne - przypomina procesualista. Nasz rozmówca stoi na stanowisku, że nie należy rezygnować z wartości, jakie stoją za niezmiennością składu, z uwagi na ryzyko przedawnienia czy konieczność powtarzania procesów.
- Okresy przedawnienia karalności mamy jedne z najdłuższych w Europie, a nowelizacja kodeksu karnego, nad którą pracuje parlament, jeszcze je wydłuża. Sąd ma więc wystarczająco dużo czasu na osądzenie sprawy w takim terminie, by do tego nie doszło - uważa białostocki prawnik. Profesor Sakowicz zauważa, że należałoby częściej wykorzystywać instytucję sędziego bądź dodatkowego, który może wejść w miejsce członka składu, który z jakichś powodów nie może dalej orzekać. Taką możliwość przewidują art. 47 i 171 u.s.p.
Jak zaznacza nasz rozmówca, wszystkich powodów, dla których zaistnieje konieczność przeprowadzenia sprawy, od początku nie uda się wyeliminować (np. śmierć sędziego, wypadek etc.), ale przy odpowiedniej praktyce - zarówno sędziów, jak i władz sądów - da się takie przypadki zminimalizować do takiego stopnia, by nie miały większego znaczenia. ©℗
Wyjaśnienie
W tekście „Pierwsza klasa dla urzędników, ale tylko delegowanych”, opublikowanym w DGP nr 142/2022 z 25 lipca br., błędnie podaliśmy, że roczne wydatki resortu sprawiedliwości na zwrot kosztów przejazdów urzędników sądów delegowanych do Ministerstwa Sprawiedliwości na skutek planowanych zmian wzrosną o 1,5 mln zł rocznie. W rzeczywistości chodzi o 150 tys. zł, a wzrost o 1,5 mln zł jest szacowany na okres 10 lat. Za wprowadzenie w błąd przepraszamy.
Jednocześnie Ministerstwo Sprawiedliwości zarzuca nam, że „Nie jest prawdą stwierdzenie, że projektowane rozporządzenie «umacnia nierówności między urzędnikami delegowanymi do MS a pozostałymi zatrudnionymi w sądach i prokuraturach (…), bo ci ostatni nie mają zwracanych kosztów podróży»”. Z wyjaśnienia przysłanego przez MS wynika, że o umocnieniu nierówności nie może być mowy, albowiem urzędnikom delegowanym do Ministerstwa Sprawiedliwości (lub do sądów poza miejscem zamieszkania) przysługują tylko „zwrot kosztów jednego przejazdu w tygodniu z miejsca zamieszkania do miejsca delegowania i z powrotem”. Przypominamy jednak, że urzędnikom dojeżdżającym do sądu w miejscowości poza stałym miejscem zamieszkania (ale nie delegowanym) nie przysługują żadne zwroty.
Co mówi przepis / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe