Trybunał w Luksemburgu odmówił odpowiedzi na pytanie prejudycjalne dotyczące statusu sędziego SN. To ważny sygnał dla sądów, które mają badać skuteczność sędziowskich powołań.
Chodzi o sprawę sędzi Moniki Frąckowiak z Sądu Rejonowego Poznań - Nowe Miasto i Wilda, której w styczniu 2019 r. postawiono zarzuty dyscyplinarne z powodu przewlekłości prowadzonych przez nią postępowań. Sąd, który miał rozpoznać jej sprawę, został wyznaczony przez Jana Majchrowskiego, który kierował wówczas Izbą Dyscyplinarną Sądu Najwyższego (zrzekł się urzędu). Sędzia Frąckowiak, która kwestionowała legalność powołania Majchrowskiego do SN, na skutek wniosku obecnej Krajowej Rady Sądownictwa wniosła o zawieszenie postępowania, jednocześnie kierując do Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN powództwo o ustalenie nieistnienia stosunku służbowego pomiędzy Majchrowskim a SN. Izba natomiast zdecydowała się na skierowanie pytania prejudycjalnego do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
IP SN wskazywała m.in. na to, że w 2018 r.
prezydent wręczył akty powołania na stanowiska w SN, mimo że postępowania nominacyjne nie były zakończone. Uchwały KRS o przedstawieniu prezydentowi kandydatów na sędziów SN zostały bowiem zaskarżone do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Ponadto izba podniosła, że obwieszczenie prezydenta o wolnych stanowiskach w SN nie zawierało kontrasygnaty premiera.
Wczoraj jednak trybunał w składzie Wielkiej Izby uznał, że pytanie go o tę kwestię jest niedopuszczalne. Dla
TSUE najistotniejsze okazało się to, że sąd odsyłający sam ustalił, że powołanie na urząd sędziego wywołuje skutki publicznoprawne, a nie cywilnoprawne. A skoro tak, to powództwo wytoczone przez sędzię Frąckowiak nie wchodzi w zakres stosowania kodeku postępowania cywilnego. Mimo to IP SN postanowiła zapytać TSUE, czy może zbadać, czy pozwany Jan Majchrowski nie posiada mandatu sędziego. A kompetencji takiej upatrywał m.in. w unijnej zasadzie skutecznej ochrony sądowej i obowiązku zapewnienia przez państwa członkowskie, by sądy były niezawisłe i bezstronne, ustanowione na mocy ustawy.
TSUE jednak uznał, że w takiej sytuacji wniosek o wydanie orzeczenia w trybie prejudycjalnym jest niedopuszczalny. Jak bowiem zauważył, ustanowiona w Traktacie o funkcjonowaniu
UE współpraca między samym trybunałem a sądami krajowymi „wymaga co do zasady, by sąd odsyłający był właściwy do rozstrzygnięcia sporu w postępowaniu głównym, tak aby tego sporu nie można było uznać za czysto hipotetyczny”.
Co więcej TSUE zauważył, że brak możliwości dokonywania kontroli na drodze sądowej procesu nominacyjnego nie zawsze musi stanowić problem „jako taki” z punktu widzenia wymagań prawa
UE. Podkreślił również, że powództwo wytoczone przez sędzię Frąckowiak ma na celu „doprowadzenie do pewnego rodzaju stwierdzenia nieważności erga omnes powołania pozwanego w postępowaniu głównym na stanowisko sędziego Sądu Najwyższego”. Tymczasem, jak zauważa TSUE, „na gruncie prawa krajowego ogół jednostek nie jest i nigdy nie był uprawniony do podważenia powołania sędziego w drodze bezpośredniego powództwa o stwierdzenie nieważności lub o unieważnienie takiego powołania”.
Ale to nie wszystko. Trybunał wskazał, że powództwo cywilne wniesione przez sędzię Frąckowiak ma prowadzić do podważenia postanowienia, którym Jan Majchrowski wyznaczył
sąd dyscyplinarny właściwy do rozpoznania sprawy. Wynika z tego, że pytania skierowane do TSUE są nieodłącznie związane ze sprawą inną niż ta zawisła przed Izbą Pracy. Mają one służyć sądowi odsyłającemu do przeprowadzenia oceny, czy powołanie Jana Majchrowskiego było zgodne z prawem Unii. „W tych okolicznościach w celu dokonania pełnej oceny zakresu tych pytań i udzielenia na nie stosownej odpowiedzi Trybunał byłby zmuszony uwzględnić w większym stopniu istotne okoliczności charakteryzujące tę inną sprawę, aniżeli oprzeć się na kontekście sprawy w postępowaniu głównym, jak wymaga tego art. 267 TFUE (patrz: grafika - red.)” - czytamy w uzasadnieniu wyroku.
- Trybunał Sprawiedliwości UE wyraźnie odmówił tworzenia na poziomie unijnym środka procesowego, który nie istnieje w prawie krajowym, a który pozwoliłby kwestionować prerogatywę prezydenta do powoływania sędziów. TSUE nie wahał się wskazać, że sprawa, w której zadano pytanie, miała charakter hipotetyczny: nie miała racji bytu na gruncie prawa krajowego, a pytaniem prejudycjalnym usiłowano skłonić TSUE do wykreowania w prawie unijnym normy podważającej polski porządek konstytucyjny - mówi sędzia Aleksander Stępkowski, rzecznik prasowy SN.
Jak mówi Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia z wczorajszego orzeczenia TSUE wynika, że skończył się już czas zadawania pytań prejudycjalnych w tej sprawie przez SN i teraz to polskie sądy będą musiały samodzielnie odpowiadać na pytania czy ktoś jest sędzią, czy tym sędzią nie jest.
- Można powiedzieć, idąc za wskazówkami TSUE, że to powinno się to odbywać w ramach indywidualnych postępowań wpadkowych, ale to rodzi ryzyko, że będziemy mieli setki orzeczeń, często sprzecznych. Po to jest SN mający za zadanie zapewnić jednolitość orzecznictwa, by jako najwyższy organ, mógł te sprawy przesądzić właśnie ze skutkiem erga omnes – mówi sędzia Markiewicz.
Wczorajsze orzeczenie nie pozostanie bez wpływu na rozstrzygniecie innych pozwów o ustalenie nieistnienia stosunku służbowego między danym sędzią powołanym na wniosek obecnej Krajowej Rady Sądownictwa a sądem, w którym orzekają. Do Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych ma rozstrzygnąć takie sprawy dotyczące m.in. Małgorzaty Manowskiej, obecnej I prezes Sądu Najwyższego czy Tomaszowi Przesławskiemu, byłemu prezesowi Izby Dyscyplinarnej SN.
Jednak zdaniem sędziego Markiewicza, wcale nie jest przesądzone, że IPiUS SN, że publiczno-prawny charakter stosunku służbowego musi być przeszkodą.
- Na to pytanie będzie musiała odpowiedzieć Izba Pracy. TSUE powiedział tylko tyle, że nie rozstrzygnie tych kwestii za nią. Wyjście w postępowaniu cywilnym poza interes prywatny nie jest czymś nadzwyczajnym. Wiele spraw, które dotyczą jednostek, toczy się jednocześnie w interesie ogółu. Takim przykładem są sprawy wyborcze. Podobnie pozwy „smogowe” dotyczącą nie tylko ich inicjatorów, ale wszystkich ludzi mających prawo do czystego środowiska, sprawy rejestrowe czy wieczysto-księgowe, które niby dotyczą indywidualnej jednostki, ale tak naprawdę chodzi o pewność obrotu gospodarczego etc. Tak samo rozstrzygnięcie tego, czy ktoś jest sędzią, czy nie również ma znaczenia nie tylko dla konkretnej strony postępowania, ale dla wszystkich „klientów” wymiaru sprawiedliwości, którzy muszą mieć zagwarantowany stan pewności prawnej. To, że nie ma szczególnej ścieżki prawnej nie oznacza, ze państwo nie ma obowiązku zapewnia drogi sądowej, bo to wynika z prawa do sądu – przekonuje sędzia Markiewicz.
Tryb prejudykcyjny
/
Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe
orzecznictwo
Wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z 22 marca 2022 r., sprawa C-508/19 www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia