Dwa lata po wprowadzeniu pierwszych specustaw covidowych zabójczy wirus nie zniknął z naszego życia i nadal zbiera śmiertelne żniwo. Pojawiły się jednak szczepionki, zelżały restrykcje, a instytucje państwowe i prywatne dostosowały swój rytm działania do nowej rzeczywistości. Prawo jak zwykle pozostało z tyłu. Przez cały tydzień będziemy podpowiadać, które przepisy uchwalone w reakcji na pandemię trzeba uchylić, bo ich obowiązywanie przynosi więcej szkód niż korzyści. Dziś część pierwsza.

Wymiar sprawiedliwości funkcjonuje normalnie, a przedawnienie karalności stoi w miejscu
PRAWO KARNE
Nie ma żadnych powodów zamrożenia biegu przedawnienia przestępstw - twierdzą eksperci. Co więcej, nie było ich nawet wtedy, gdy taką regulację wprowadzano.
W okresie obowiązywania stanu zagrożenia epidemicznego albo stanu epidemii, a także w ciągu pół roku po ich odwołaniu nie biegną przedawnienie karalności czynu oraz przedawnienie wykonania kary. Zasady te dotyczą spraw o przestępstwa oraz przestępstwa skarbowe, a wynikają one z art. 15zzr1 ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych (Dz.U. z 2020 r. poz. 1842 ze zm.).
Wątpliwości konstytucyjne
Przyjęte rozwiązania są jednak wątpliwe z punktu widzenia zgodności z ustawą zasadniczą, na co zwracał uwagę m.in. rzecznik praw obywatelskich. A to dlatego, że przesłanką wstrzymania biegu przedawnienia jest obowiązywanie stanu epidemii lub zagrożenia epidemicznego. Te zaś są wprowadzane bądź uchylane w drodze rozporządzenia wydawanego przez ministra zdrowia, a więc w drodze aktu niższego rzędu niż ustawa.
Ponadto zdaniem prof. Marcina Wiącka, ustawodawca „zamiast stwarzać sądom i organom ścigania karnego warunki do efektywnego działania w warunkach pandemii, w tym pandemii COVID-19, usprawniać działania organów państwa w tym względzie, przyjmuje rozwiązanie najprostsze”. Wyłącza bowiem możliwość przedawnienia karalności czynu oraz przedawnienia wykonania kary w sprawach o przestępstwa i przestępstwa skarbowe i przerzuca decyzję w tym zakresie na organ władzy wykonawczej. Problemy te prof. Wiącek sygnalizował w niedawnym wystąpieniu generalnym do ministra sprawiedliwości, apelując jednocześnie o uchylenie wątpliwych konstytucyjnie przepisów.
Zdaniem RPO obowiązujące rozwiązanie zagraża realizacji krajowych i międzynarodowych standardów sprawiedliwego procesu, w tym konieczności rozstrzygnięcia sprawy w rozsądnym terminie i bez nieuzasadnionej zwłoki, co wynika zarówno z art. 45 ust. 1 konstytucji, jak i art. 6 ust. 1 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności oraz art. 14 ust. 3 Międzynarodowego paktu praw obywatelskich i politycznych. Widmo przedawnienia karalności czynu lub wykonania kary wymusza bowiem na oskarżycielu publicznym konieczność efektywnego działania.
Ministerstwo Sprawiedliwości jak dotąd na wystąpienie RPO nie odpowiedziało.
Brak uzasadnienia
Przeciwnikiem opisywanych rozwiązań jest także prof. Sławomir Steinborn z Katedry Prawa Karnego Procesowego i Kryminalistyki Uniwersytetu Gdańskiego. Jego zdaniem aktualnie utrzymywanie art. 15zzr1 specustawy covidowej nie ma żadnego uzasadnienia. Jak przypomina, przepis ten został wprowadzony 22 czerwca 2021 r. i jest drugim wstrzymującym bieg terminów przedawnienia. Wcześniej, w okresie od 31 marca do 16 maja 2020 r., przesądzał o tym art. 15zzr ust. 6 specustawy.
- W czerwcu 2021 r. nie było już żadnej potrzeby wstrzymywania po raz kolejny biegu terminów przedawnienia - uważa prof. Steinborn. Jak przypomina, w polskim prawie karnym mamy niezwykle długie terminy przedawnienia karalności przestępstw. A to oznacza, że ewentualne trudności w ściganiu przestępstw, jakie mogła spowodować pandemia, nie powinny istotnie wpłynąć na niemożność pociągnięcia ich sprawców do odpowiedzialności karnej.
- Przede wszystkim jednak w ogóle nie było powodów do wstrzymywania biegu terminów przedawnienia, bowiem wyjąwszy pierwszy okres pandemii wiosną 2020 r., wymiar sprawiedliwości i prokuratura funkcjonowały bez żadnych większych zmian - zaznacza prof. Steinborn. Dodaje przy tym, że nawet jeśli podczas kolejnych fal pandemii wstrzymywana była działalność urzędów czy przechodzono na pracę zdalną, to nie dotyczyło to sądownictwa, które od połowy 2020 r. funkcjonuje w całkowicie normalnym trybie (wyjąwszy jednostkowe „przestoje” z uwagi na zachorowania w poszczególnych jednostkach).
- Również prokuratura wprowadziła jedynie pracę zmianową, która może nieco utrudniać organizację, jednak nie sposób uznać, aby powodowało to takie perturbacje, które realnie groziłyby upływem terminów przedawnienia - uważa ekspert. Jak podkreśla, realne ryzyko przedawnienia dotyczyć może co najwyżej spraw zaawansowanych, dotyczących czynów popełnionych dawno temu. Tak więc są to raczej sprawy znajdujące się w sądach, a nie takie, gdzie przestępstwa zostały popełnione relatywnie niedawno i którymi zajmują się obecnie policja i prokuratura.
Podobnego zdania jest dr Wojciech Górowski z Katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego.
- O ile na początku pandemii sądy działały w ograniczonym zakresie, rozpoznając w zasadzie tylko sprawy wymienione w katalogu spraw pilnych, to odkąd funkcjonują normalnie, nie ma już absolutnie żadnego merytorycznego uzasadnienia, by wciąż wstrzymany był bieg terminu przedawnienia przestępstw - uważa ekspert.
Ponadto prof. Steinborn zwraca uwagę na to, że paradoksalnie wstrzymanie biegu przedawnienia nie dotyczy wykroczeń, czyli czynów, które przedawniają się najszybciej. Zgodnie bowiem z art. 45 kodeksu wykroczeń karalność takiego czynu ustaje, jeśli od czasu jego popełnienia upłynął rok. Jeśli natomiast w tym okresie wszczęto postępowanie, wówczas przedawnienie następuje po trzech latach.
Ustanie karalności / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe
Nieudolność ustawodawcy
Co więcej, w opinii ekspertów przepisy wstrzymujące bieg terminów przedawnienia były wprowadzane w dość nieudolny sposób.
- Wystarczy zauważyć, że pierwszy z nich, czyli art. 15zzr, nie był obudowany przepisem intertemporalnym. To powodowało, że z uwagi na fundamentalną w prawie karnym zasadę stosowania ustawy względniejszej dla sprawcy, przepis ten znajdował zastosowanie tylko do czynów popełnionych po dniu jego wejścia w życie - przypomina prof. Steinborn.
Natomiast uchylenie art. 15zzr spowodowało kolejne trudności interpretacyjne, bo oznaczało powstanie kolejnego stanu prawnego.
- W tej sytuacji wprowadzenie art. 15zzr1 z zastrzeżeniem, że działa on wstecznie od 14 marca 2020 r., niewiele już mogło naprawić. Jeżeli do momentu wejścia w życie art. 15zzr1 doszło do przedawnienia, to oczywiste jest, że ten przepis nie mógł spowodować „odżycia” karalności. Była to więc regulacja w dużej mierze spóźniona - tłumaczy ekspert. Jego zdaniem więc art. 15zzr1 nie jest obecnie w ogóle potrzebny, jego dalsze utrzymywanie nie ma żadnego uzasadnienia, a jego wprowadzenie stanowiło źródło dodatkowych problemów interpretacyjnych.
- To wszystko nakazuje postawić pytanie, czy w ogóle można mówić o jakiejkolwiek „wartości dodanej” tej regulacji - konkluduje prof. Steinborn.
Bez argumentów
Trudno także wskazać argumenty, które przemawiałyby za wstrzymaniem biegu przedawnienia wykonania kary. Owszem, pandemia wpłynęła na warunki funkcjonowania więziennictwa, ale nie było większych trudności z bieżącym wykonywaniem kar pozbawienia wolności. Kłopoty były co najwyżej z wykonaniem kary ograniczenia wolności.
- Nie wydaje się jednak, aby skala tego problemu była duża, a poza tym okres przedawnienia kary ograniczenia wolności wynosi 10 lat. A to oznacza, że realne trudności spowodowane przez kilkanaście miesięcy pandemii nie powinny istotnie wpływać na wykonanie takich kar - mówi prof. Steinborn.
Dłużnicy. Egzekucja w okowach COVID-19
Ograniczenia, które były podyktowane troską o bezpieczeństwo obywateli, dziś pozwalają dłużnikom skutecznie unikać spłaty zadłużenia i grać na nosie wierzycielom.
Totalny lockdown i związana z nim ogromna niepewność ekonomiczna pociągnęły za sobą konieczność prowadzenia rozmaitych działań osłonowych. Część z nich stanowiły ograniczenia dotyczące egzekucji sądowej. W pierwszej kolejności do specustawy covidowej (Dz.U. z 2020 r. poz. 568) wprowadzono art. 15zzu, który stanowi, że w okresie obowiązywania stanu zagrożenia epidemicznego albo stanu epidemii ogłoszonego z powodu COVID-19 nie wykonuje się tytułów wykonawczych nakazujących opróżnienie lokalu mieszkalnego. Zakaz dotyczył wszystkich eksmisji, co powodowało, że chroniony tym przepisem był nawet sprawca przemocy domowej. Dopiero kolejna nowelizacja, z kwietnia 2020 r., usunęła ten absurd, ale tylko częściowo.
Jak wskazuje Henryka Bednorz-Godyń, przewodnicząca rady Izby Komorniczej w Krakowie, wyjątek od zakazu nie objął eksmisji orzekanych w orzeczeniach rozwodowych. Choć ich tłem także często jest przemoc. - W przypadku eksmisji przy rozwodzie nie jest wskazywana jej przyczyna, a przepisy przewidują wyłączenie zakazu tylko, gdy orzeczenie wydano na podstawie art. 11a ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie - zaznacza komornik.
Spółdzielcy i wynajmujący są bezsilni
Z kolei, jak zauważa Marek Grzelak, rzecznik prasowy Krajowej Rady Komorniczej, legalne pozbycie się lokatora, który nie płaci czynszu, jest dziś w zasadzie niemożliwe. Co więcej, pomimo obowiązywania zakazu eksmisji, za pomocą tarczy 3.0 (Dz.U. z 2020 r. poz. 875) ustanowiono dodatkowe ograniczenie. Chodzi o zakaz prowadzenia licytacji lokalu mieszkalnego lub nieruchomości gruntowej zabudowanej budynkiem mieszkalnym służących zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych dłużnika. Przepis obowiązuje w czasie trwania stanu zagrożenia epidemicznego lub stanu epidemii oraz 90 dni po jego zakończeniu.
- Jak można się domyślać, intencją było zabezpieczenie dłużników przed eksmisją z lokalu mieszkalnego w czasie trwania epidemii. Jednakże wprowadzone rozwiązania należy uznać za zbędne z punktu widzenia ochrony dłużnika i skrajnie szkodliwe ze względu na słuszny interes wierzyciela. Przeniesienie własności nieruchomości oraz będący często jego konsekwencją obowiązek opróżnienia lokalu nie powstaje przecież w momencie licytacji. W praktyce mija zwykle wiele miesięcy od przeprowadzenia skutecznej licytacji, wydania, a następnie uprawomocnienia się postanowienia o udzieleniu przybicia, a w dalszej kolejności wydania i uprawomocnienia się postanowienia o przysądzeniu własności. Przeprowadzenie licytacji absolutnie nie oznacza obowiązku wydania nieruchomości nabywcy - zwraca uwagę Marek Grzelak. I dodaje, że w praktyce zakaz przeprowadzenia licytacji nieruchomości „mieszkalnych” nie poprawia sytuacji dłużnika, a jedynym jego skutkiem jest nieuzasadnione wydłużenie postępowań egzekucyjnych. W konsekwencji wierzyciele dłużej czekają na pieniądze, a dłużnikom rosną odsetki.
Nawet jednak gdyby ci drudzy, pragnąc szybciej pozbyć się kłopotów i licząc na uzyskanie nadwyżkowej sumy, sami wystąpili do komornika o przeprowadzenie licytacji, to - wszystko na to wskazuje - nic by to nie dało.
- Nie jest jasne, czy regulacja antycovidova dopuszcza licytację lokalu służącego zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych nawet za zgodą dłużnika. Wydaje się, że taka możliwość powinna istnieć, ale ustawa w tym względzie nie jest jasno sformułowana - mówi Henryka Bednorz-Godyń.
Z danych Krajowej Rady Komorniczej wynika, że w 2019 r. łączna suma kwot uzyskanych z egzekucji z nieruchomości wyniosła 839,5 mln zł, a rok później - 770 mln zł. Spraw, w których dokonano sprzedaży nieruchomości w trybie licytacji publicznej w 2019 r., było 7594, a w 2020 r. - 5397. Spadek wynosi niemal 30 proc.
Wyroki niewiele warte
- To prawie 2200 spraw, w których wierzycieli pozbawiono szans na odzyskanie swoich pieniędzy, a dłużników na pozbycie się zadłużenia - mówi rzecznik KRK.
- Wierzyciele alimentacyjni, roszczenia pracowników, przedsiębiorców nie są zaspokajane z uwagi na trwające już drugi rok ustawowe moratorium licytacji nieruchomości służących zaspokajaniu potrzeb mieszkaniowych dłużników. Pogarsza się sytuacja wspólnot i spółdzielni mieszkaniowych, które nie są w stanie efektywnie egzekwować należności od niesumiennych lokatorów. Wydaje się, że ciężar obostrzeń antycovidowych został jednostronnie przerzucony tylko na wierzycieli, którzy przecież również funkcjonują w obecnej rzeczywistości i bynajmniej nie są zawsze stroną silniejszą ekonomicznie niż dłużnik, którego chronią regulacje ograniczające egzekucję ze względu na COVID-19. W mojej ocenie wszystkie te ograniczenia powinny zostać jak najszybciej zniesione - akcentuje Henryka Bednorz-Godyń. Komorniczka dodaje, że każda sprawa, w której wyrok nie może być egzekwowany, chociaż dłużnik dysponuje odpowiednim majątkiem, podważa powagę orzeczenia sądowego i autorytet państwa.
Ale to nie koniec ograniczeń w egzekucji. Trzecia tarcza antycovidowa wprowadziła także zmiany w kodeksie pracy polegające na zwiększeniu kwoty wolnej od zajęcia w przypadku egzekucji z wynagrodzenia. Czyli jednego z najczęściej stosowanych sposobów egzekwowania należności.
W ramach tej ścieżki komornik zobowiązuje pracodawcę dłużnika, aby część poborów (maksymalnie połowę, w przypadku egzekucji alimentów nawet 60 proc.) przekazywał na konto kancelarii. Wolne od zajęcia jest wynagrodzenie minimalne, wynoszące obecnie 3010 zł brutto (w przypadku pracujących na niepełny etat, kwota wolna od zajęcia jest proporcjonalnie mniejsza). Jednak zgodnie z art. 871 k.p., jeśli z powodu epidemii pracownikowi obniżono wynagrodzenie lub członek jego rodziny utracił źródło dochodu, kwota wolna od zajęcia wzrasta o 25 proc. na każdego nieosiągającego dochodu członka rodziny, którego pracownik ma na utrzymaniu.
Przy czym przepisy nie mówią, jak duża ma być to obniżka. W efekcie zmniejszenie pensji choćby o 1 zł powoduje, że można zwiększyć o jedną czwartą kwotę wolną od egzekucji na każdego niepracującego członka rodziny (małżonek lub rodzic wspólnego dziecka oraz dziecko własne pracownika, dziecko jego współmałżonka, a także dziecko rodzica wspólnego dziecka w wieku do 25. roku życia - w przypadku niepełnosprawności także starsze). Dzięki temu w przypadku niektórych dłużników wyegzekwowanie jakiejkolwiek kwoty nawet ze stosunkowo wysokiego wynagrodzenia za pracę jest niemożliwe.
Krótkotrwałe korzyści dla dłużników
W efekcie o ile w 2018 r. w ten sposób wyegzekwowano 2,6 mld zł, a w 2019 r. 2,8 mld, to w 2020 r. już tylko 1,9 mld zł.
- Spadek widać gołym okiem. A trzeba pamiętać, że są to realne pieniądze, które nie trafiły do wierzycieli. Skutki są oczywiste, począwszy od dalszego zadłużania się osób, które nie zdają sobie sprawy, że ich zadłużenie w praktyce rośnie, bo komornik przekazuje wierzycielom mniejsze kwoty, a skończywszy na braku zdolności kredytowej. Czyli niemożności skorzystania z kredytu konsumenckiego lub dokonania większego zakupu na raty - wskazuje Marek Grzelak. W jego ocenie paradoks tej sytuacji polega na tym, że wprowadzono dodatkowe rygory dla sposobu egzekucji, który chociaż jest najbardziej oczywisty i najczęściej stosowany, to wskutek stałego wzrostu minimalnego wynagrodzenia już jest bardzo ograniczony.
- Co więcej, stale rosnące wynagrodzenie minimalne, które poza alimentami jest w całości wolne od zajęcia, w połączeniu z ograniczeniami w egzekucji z rachunku bankowego sprawiają, że coraz większa część społeczeństwa jest praktycznie całkowicie zwolniona z egzekucji sądowej - konkluduje rzecznik KRK.©℗
Zdalne sesje radnych - czy nadal mają sens?

Wywiady środowiskowe na odległość - najwyższy czas wrócić do tradycyjnych?

Czy trzeba zaostrzyć zasady zawieszania zajęć w szkole?

Jutro cz. 2





OPINIA
Dr. hab. Robert Kulski profesor Uniwersytetu Łódzkiego, adwokat / Materiały prasowe
​Prawo do sądu chroni także egzekucję prawomocnych wyroków
Wprowadzenie zakazu odbycia licytacji nieruchomości służących zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych dłużnika (art. 9521 par. 5 k.p.c.) izwiększenie kwoty minimalnego wynagrodzenia za pracę wolnego od egzekucji (art. 52 ustawy antycovidowej) od samego początku należy ocenić negatywnie. Regulacje wyraźnie wzmacniają pozycję procesową dłużnika wstosunku do wierzyciela, istotnie ograniczając, anawet pozbawiając tego drugiego możliwości zaspokojenia roszczeń (zwłaszcza że wysokość minimalnego wynagrodzenia za pracę rośnie wstosunkowo szybkim tempie). To przekłada się na znaczące osłabienie sprawności egzekucji sądowej, wyrażające się wkonkretnych danych statystycznych.
Na krytyczną ocenę wpływ mają również uwagi natury konstytucyjnej. Nasuwają się wątpliwości co do zgodności wskazanych regulacji zzasadą proporcjonalności iprawem do sądu. Zastrzeżenia dotyczą bowiem tego, czy zwiększenie ochrony dłużnika wtoku egzekucji sądowej jest wodpowiedniej proporcji do prawa wierzyciela do egzekucyjnego zaspokojenia przysługującego mu świadczenia. Natomiast prawo do sądu chroni także egzekucję prawomocnych, obowiązujących wyroków, które nie mogą pozostawać niewykonalne na szkodę jednej ze stron. Zarówno interesy wierzycieli, jak iinteresy dłużników niezależnie od panującej epidemii muszą podlegać ochronie na równym poziomie.
Ponadto posłużenie się wnowych przepisach sformułowaniami nieprecyzyjnymi (np. „lokal, który służy zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych”) powoduje wątpliwości interpretacyjne.©℗
Sądownictwo. Kolegialność i jawność na aucie
Pandemia była również powodem ograniczenia zasady kolegialności. I tak zgodnie z art. 15zzs1 ust. 1 pkt 4 specustawy covidowej w postępowaniach cywilnych I i II instancji sąd rozpoznaje sprawy w składzie jednego sędziego. Taka zasada ma obowiązywać w okresie epidemii, stanu zagrożenia epidemicznego, a nawet jeszcze przez rok od odwołania ostatniego z tych stanów. Przepis ten wszedł w życie w lipcu 2021 r., a więc grubo ponad rok od wybuchu pandemii.
Uzasadnieniem miała być szybkość postępowania i mniejsze ryzyko wystąpienia zawirowań związanych z epidemią. – System Losowego Przydziału Spraw nie przewiduje możliwości zmiany raz wylosowanego składu, co oznacza, że nieobecność jednej osoby, np. wskutek kwarantanny lub choroby, wyłącza lub co najmniej znacznie utrudnia rozpoznanie sprawy – mówiła w ubiegłym roku ówczesna wiceminister sprawiedliwości Anna Dalkowska. Od tego czasu sporo się zmieniło, choćby poluzowano zasady obowiązkowej kwarantanny, której już nie podlegają w pełni zaszczepieni czy ozdrowieńcy.
Poza tym ograniczenie kolegialności jest wątpliwe konstytucyjnie z uwagi na prawie całkowite wyłączenie czynnika społecznego. Trybunał Konstytucyjny nie nadał co prawda biegu skardze konstytucyjnej Stowarzyszenia Ławników Polskich, za to przyjął do rozpoznania pytanie prawne sądu rejonowego w Katowicach. Sąd zakwestionował w nim zgodność art. 15zzs1 specustawy covidowej z art. 2, 31 ust. 3, 45 oraz 182 ustawy zasadniczej.
Trzeba też pamiętać, że tą samą nowelizacją wprowadzono przepisy, które znacznie ograniczają jawność w wymiarze sprawiedliwości. Chodzi o możliwość skierowania sprawy na posiedzenie niejawne nawet wbrew woli stron.
Od czerwca ubiegłego roku obowiązuje natomiast art. 14fa, który ogranicza orzekanie w składach wieloosobowych także w postępowaniach karnych. Z tą różnicą, że jednoosobowy skład orzeka tylko w sprawach o przestępstwa zagrożone karą pozbawienia wolności, której górna granica nie przekracza pięciu lat. Nawet w postępowaniu odwoławczym. Tylko w przypadku, gdy sąd I instancji wydał orzeczenie w składzie kolegialnym, w apelacji nie można odstąpić od zasady kolegialności.©℗
[KOMENTARZ]
Barbara Komander. przewodnicząca zarządu głównego Stowarzyszenia Ławników Polskich / Materiały prasowe
Pandemia pomogła wyrugować ławników
O ile art. 182 konstytucji daje ustawodawcy pewną swobodę w kształtowaniu sposobu, w jakim obywatele uczestniczą w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości, to nie może się to jednak skończyć zupełną eliminacją czynnika społecznego z sądów. A taki właśnie skutek powoduje przepis, zgodnie z którym co do zasady w postępowaniach cywilnych I i II instancji sprawy rozpoznaje sąd w składzie jednoosobowym. Choć znalazło się tam zastrzeżenie, że prezes sądu może wyrazić zgodę na odstąpienie od tej zasady, w praktyce w tym zakresie przepis jest martwy. Przynajmniej w odniesieniu do składów ławniczych. W ten sposób pod pretekstem pandemii bezboleśnie wyrugowano ławników z sądów – w sprawach cywilnych. Aprzecież udział czynnika społecznego od wielu lat był itak sukcesywnie ograniczany. Tymczasem we wszystkich tych sprawach, gdzie jeszcze ławnicy do niedawna występowali, awięc wsprawach rozwodowych, adopcyjnych czy pracowniczych, czynnik społeczny odgrywał ogromną rolę. Sędzia zna prawo ima je wmałym paluszku, ale często nigdy nie pracował poza sądem. Nie zna realiów tak dobrze jak ławnicy, którzy mają doświadczenie zdobyte wwielu branżach, pochodzą zróżnych środowisk imają ogromną wiedzę.
A przy wydawaniu orzeczeń liczy się doświadczenie życiowe, znajomość danego środowiska czy zakładów pracy i panujących tam warunków. Wiem, że czasem ławnicy zawadzają, a to za dużo pytają, a to są dociekliwi, co może irytować sędziów, bo na pierwszy rzut oka spowalnia to rozpoznanie sprawy. Lepiej jednak pozwolić ławnikowi wypowiedzieć swoje zdanie, które być może sprawi, że sędzia jeszcze raz nad pewnymi aspektami głębiej się zastanowi albo zwyczajnie będzie miał z kim przedyskutować całą sprawę. Bo co innego założyć sobie kierunek rozstrzygnięcia w głowie, a co innego przedstawić argumentację podczas narady i przekonać do niej resztę składu orzekającego. Szybkość wcale nie jest nadrzędną zasadą. Rządzący jedną ręką wprowadzają ławników do Sądu Najwyższego, a drugą usuwają ich de facto z sądów powszechnych. Jednym głosowaniem nad jedną ustawą można by to zmienić, ale jak widać, nikomu nie zależy na tym, by w wymiarze sprawiedliwości był czynnik społeczny, który patrzy na ręce.
Wnieśliśmy skargę do Trybunału Konstytucyjnego, której nie został nadany bieg. Złożyliśmy zażalenie i będziemy walczyć dalej.©℗