Zamieszanie z wynagrodzeniami związane z wprowadzeniem Polskiego Ładu, przegrane przez PiS głosowanie nad „lex Kaczyńskiego” pieszczotliwie też nazywanym „lex Konfident”, inwigilacja Pegasusem czy nietrafione decyzje w walce ze wciąż nieodpuszczającą pandemią – to tylko niektóre tematy zaprzątające uwagę mediów i społeczeństwa.

Nic dziwnego, że informacja o tym, że obecny prokurator krajowy, prawa ręka Zbigniewa Ziobry, wybiera się do Trybunału Konstytucyjnego, przeszła niemal niezauważona. A szkoda, bo jeżeli tak się stanie, to skutki będziemy odczuwać bardzo długo.
Bogdan Święczkowski to postać powszechnie znana w środowisku prawniczym. W druku sejmowym zawierającym zgłoszenie jego kandydatury na sędziego TK, oprócz listy jego licznych zasług, możemy także przeczytać: „Nigdy nie był członkiem żadnej partii politycznej”. Niby prawda. Tyle że tak się akurat składało, że jego kariera nabierała tempa zawsze wtedy, gdy stery w państwie przejmowała obecna formacja rządząca. Przełomowy był rok 2006 r., w którym to Święczkowski najpierw został powołany przez ministra sprawiedliwości – prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobrę do Prokuratury Krajowej. Dzień później, po zrzeczeniu się stanowiska prokuratora, obecny kandydat do TK z woli ówczesnego prezesa Rady Ministrów Jarosława Kaczyńskiego stanął na czele Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Po klęsce PiS w wyborach kariera Święczkowskiego spowalnia – w 2007 r. zostaje odwołany z funkcji szefa ABW, a w 2010 r. jako prokurator przechodzi w stan spoczynku. W tym samym roku uzyskuje mandat w Sejmiku Województwa Śląskiego. Na tym etapie stara się jeszcze zachować pozory i w wyborach tych startuje jako kandydat bezpartyjny, choć z listy PiS. Najwyraźniej zachęcony tym zwycięstwem rok później postanawia wystartować do parlamentu. I tutaj już pan Święczkowski nie kryje się ze swoimi sympatiami politycznymi, zostaje liderem listy PiS w okręgu wałbrzyskim. Uzyskuje mandat posła. Tu jednak zaczyna się bardzo dziwna i wielu prawników wprawiająca w konsternację część tej opowieści. Jest to także pierwszy poważny sygnał, jakie dzisiejszy kandydat do TK ma podejście do obowiązujących reguł prawnych, a wręcz konstytucyjnych. Otóż pan Święczkowski wdaje się w spór z ówczesnym marszałkiem Sejmu, który – powołując się na ustawę zasadniczą – stanął na stanowisku, że nie można równocześnie być prokuratorem (nawet w stanie spoczynku) i zasiadać w ławach poselskich. Święczkowski jednak odmawia zrzeczenia się funkcji prokuratora w stanie spoczynku (a wraz z nią kilkunastu tysięcy comiesięcznego uposażenia), wobec czego Grzegorz Schetyna wygasza mu mandat posła. Sam zainteresowany próbuje jeszcze walczyć przed sądem, jednak za każdym razem ponosi sromotną klęskę. Długo jednak nie musi rozpaczać, bo jak tylko PiS pod szyldem Zjednoczonej Prawicy odzyskuje władzę, pan Święczkowski wraca do łask – najpierw zostaje powołany w 2015 r. na stanowisko podsekretarza stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości, a niecałe pół roku później obejmuje zajmowane do dziś stanowiska prokuratora krajowego i I zastępcy prokuratora generalnego. Oczywiście nie trzeba dodawać, że wszystkie te funkcje obejmuje z woli Zbigniewa Ziobry. A, zapomniałabym – w międzyczasie udziela poparcia powstaniu Solidarnej Polski, na czele której staje właśnie Zbigniew Ziobro. Tak oto w wielkim skrócie przedstawia się sylwetka bezpartyjnego kandydata do TK.
Szkoda, że start prawej ręki Zbigniewa Ziobry w wyścigu do trybunału nie zawładnął masową wyobraźnią. Że nie słychać ostrych głosów sprzeciwu, że nikt z tego powodu nie zamierza wychodzić na ulice i protestować. Wyroki TK takie, jak choćby ten w sprawie przesłanki eugenicznej, nie biorą się przecież znikąd. Wydają je konkretni ludzie. Ludzie, których nie da się – bez łamania lub zmiany konstytucji, co wydaje się przy obecnym układzie sił politycznych w naszym kraju po prostu niemożliwe – przez dziewięć lat z TK usunąć. Wie to każdy prawnik, wiedzą to także politycy. Zwłaszcza ci, którzy mają świadomość, że za chwilę role mogą się odwrócić, a oni z rządzących stać się opozycją.