Insynuacje, groźby, niedopowiedzenia. A wszystko to w mało strawnym, prawniczym sosie. Chodzi oczywiście o rozprawę w sprawie z wniosku prokuratora generalnego, który po raz drugi (tym razem w szerszym zakresie) domaga się uznania za niekonstytucyjny przepisu Europejskiej Konwencji Praw Człowieka mówiącego o prawie do sądu. W składzie orzekającym znalazła się znana z brylowania w mediach społecznościowych była posłanka PiS Krystyna Pawłowicz. Od razu więc wiadomo było, że nudno nie będzie.

Obecna sędzia TK zaczęła z wysokiego C. Swoje pierwsze pytanie skierowała do przedstawicieli rzecznika praw obywatelskich. A było to pytanie w stylu: „Kiedy przestanie pan bić żonę?” Sędzia TK zaczęła dociekać, czyje i jakie interesy reprezentuje RPO. Ten bowiem jako jedyny uczestnik postępowania domaga się jego umorzenia, wskazując, że nie chodzi o zbadanie zgodności EKPC z konstytucją, lecz o sąd nad niekorzystnymi dla obecnej większości rządzącej wyrokami ETPC. I tu należy zatrzymać się i chwilę zastanowić, w jakim celu pytanie o rzekome interesy padło. Bo przecież uzyskana odpowiedź nie mogłaby – jeśli trzymać się klasycznego sposobu prawniczego rozumowania – pomóc składowi orzekającemu w dogłębnym zbadaniu zagadnienia. Co więcej, adresaci pytania nie byli nawet obecni na sali, więc jego autorce raczej nie zależało na wysłuchaniu ich wyjaśnień. Po co komu w dzisiejszych czasach jakieś wyjaśnienia?
Kolejnym barwnym uczestnikiem zeszłotygodniowej rozprawy przed TK był przedstawiciel wnioskodawcy. Dwoił się i troił, aby wykazać, że prokurator generalny bohatersko broni naszej świętej konstytucji przed zapędami autokratów ze Strasburga. I do pewnego momentu szło mu nawet nieźle. Dociskany pytaniami wspomnianej już sędzi najwyraźniej jednak zagalopował się i pozwolił sobie na chwilę szczerości. Stwierdził bowiem, że w przeszłości dla tego, kto łamał konstytucję, kończyło się to co najmniej więzieniem albo i „gorzej”. Co się kryje pod tym „gorzej”, chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć. A mówił to pan prokurator w kontekście sędziów, którzy orzekają zgodnie z niewygodnymi dla rządzących wyrokami międzynarodowych trybunałów.
Tak to więc toczyła się ostatnia rozprawa przed TK. Oczywiście w obronie konstytucji, która już w art. 2 stanowi, że „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym (…)”. Demokracja zaś to rządy większości z poszanowaniem praw mniejszości. Zapewne wiedzą o tym także tak wybitni prawnicy jak sędzia TK czy przedstawiciel PG. Być może jednak zapomnieli, co kryje się pod pojęciem „mniejszości”. A są nimi nie tylko – choć zapewne niektórzy tego by chcieli – Żydzi, Cyganie czy osoby LGBT+. Tak naprawdę można do nich zaliczyć każdego z nas – z dnia na dzień, bez naszej „winy”. I to jest właśnie odpowiedź na pytanie pani Pawłowicz – RPO reprezentuje interesy każdego z nas, bez wyjątku. Także tego, kto – choć w to w tej chwili nie wierzy lub nie chce wierzyć – w przyszłości może się stać nielubianą przez aparat państwowy mniejszością. A wtedy, jestem tego pewna, pierwszy będzie krzyczeć o prawie do niezależnego, bezstronnego i ustanowionego ustawą sądu.