Między świętami a Nowym Rokiem Jacek Kurski ogłosił na Twitterze, że wniósł prywatny akt oskarżenia przeciwko Kamilowi Dziubce, dziennikarzowi. Chodziło o publikacje Onetu, z których wynikało, że prezes TVP miał dodatni wynik testu na obecność koronawirusa, a mimo to został zwolniony z izolacji. Pięć dni po dodatnim teście był zaś w Paryżu na konkursie Eurowizji Junior.
Prezes Kurski, choć zajęty dopinaniem na ostatni guzik „Sylwestra marzeń”, zapowiedział złożenie prywatnego aktu oskarżenia ze słynnego art. 212 kodeksu karnego oraz zawiadomienia do prokuratury. „Zajmuję się dziś ważniejszymi sprawami TVP, ale tej sprawy nie odpuszczę: złamano elementarne zasady dziennikarskie i wszelkie granice ludzkiej przyzwoitości” – napisał na Twitterze. „Dopuszczono się rozpowszechnienia wykradzionych danych zdrowotnych i zbudowania na nich kłamstwa. Nie ma na to zgody” – zaznaczył, dołączając zdjęcie pierwszej strony aktu oskarżenia. Jednocześnie, prawdopodobnie w emocjach, zapomniał zamazać swoje dane i udostępnił nie tylko adres domowy, lecz także numer telefonu komórkowego.
Prezes TVP szybko skasował niefortunny tweet, ale jak wiadomo, w internecie nic nie ginie. Użytkownicy serwisu społecznościowego zaczęli natychmiast rozpowszechniać zrzuty ekranowe z prywatnymi danymi Jacka Kurskiego, często dołączając żartobliwe dopiski, np. „złóż życzenia noworoczne prezesowi”. To zaś każe postawić pytanie – czy ujawnienie prywatnych danych przez samego zainteresowanego sprawia, że przestają być one chronione? A jeśli nie, to czy coś grozi osobom powielającym już usunięte informacje?
Pozostało
68%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama