- Dla nas Izba Dyscyplinarna SN nie jest sądem w rozumieniu prawa unijnego. A skoro to nie jest sąd, to my tymi rozstrzygnięciami nie czujemy się związani - mówi Jacek Ziobrowski, prezes Wyższego Sądu Dyscyplinarnego Adwokatury
- Dla nas Izba Dyscyplinarna SN nie jest sądem w rozumieniu prawa unijnego. A skoro to nie jest sąd, to my tymi rozstrzygnięciami nie czujemy się związani - mówi Jacek Ziobrowski, prezes Wyższego Sądu Dyscyplinarnego Adwokatury
Samorząd radcowski na niedawnym spotkaniu członków pionu dyscyplinarnego uznał, że nie ma obecnie trybu pozwalającego unieważnić orzeczenia Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, a zatem trzeba je wykonywać. Czy adwokatura zamierza zmienić swój stosunek do ID i jej rozstrzygnięć?
My nadal kierujemy swoje kasacje do Izby Karnej SN. Sytuacja jest dla nas o tyle kłopotliwa, że według oświadczenia Małgorzaty Manowskiej, I prezes SN, kasacje wpływające z Wyższego Sądu Dyscyplinarnego będą „wkładane do zamrażarki”. Problem jednak polega na tym, że trzeba by znaleźć podstawę prawną do takiego działania.
Faktycznie, kasacje adwokackie od pewnego czasu nie są rozpatrywane.
A my nie dostajemy sygnałów o wyznaczonych terminach. Nawet nie wiemy, czy kasacje zostały przyjęte, czy nie. Zmieniono bowiem regulamin biura podawczego SN w taki sposób, że korespondencja z WSD zawierająca kasacje – choć adresowana do prezesa Izby Karnej Michała Laskowskiego – jest przekierowywana do Izby Dyscyplinarnej. Sędzia Laskowski przyznał niedawno publicznie, że tak adresowane przesyłki I prezes polecała dostarczać do swojego gabinetu, podejrzewając, że mogą zawierać kasacje. Wzywała następnie prezesa Laskowskiego, który musiał przy niej otwierać koperty. Jeśli była to sprawa niedyscyplinarna, trafiała do Izby Karnej, a jeśli dyscyplinarna – była przekierowywana. Obecnie będą one pozostawiane bez wyznaczania terminu lub w inny sposób przetrzymywane.
Może to grozić przedawnieniem karalności?
Tak. Jeśli sprawy nie znajdą swojego dalszego ciągu, będzie dochodziło – i już dochodzi – do przedawnienia. W związku z tym postępowania są umarzane, niezależnie od tego, która izba tego dokonuje.
Radcowie uznają, że w głośnej uchwale trzech połączonych izb SN stwierdzono, że choć Izba Dyscyplinarna nie jest konstytucyjnym sądem, wydaje orzeczenia. A skoro tak, to funkcjonują one w obrocie prawnym i wymagane jest dopiero stwierdzenie ich nieważności. Problem polega na tym, że nie ma takiego trybu dla orzeczeń Sądu Najwyższego. Może próbować je obalać obwiniony, ale nie sądy samorządowe.
Faktycznie, nie po naszej stronie leży inicjatywa, by wykazać, że sąd został nienależycie obsadzony, a co za tym idzie – sprawa niewłaściwie rozpoznana. Na tym opiera się orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Do WSD nie należy wzruszanie tych rozstrzygnięć. Takie sprawy toczą się w Izbie Karnej Sądu Najwyższego – znane mi są trzy wypadki uchylania orzeczeń, w których brali udział sędziowie Sądu Najwyższego powołani przez nową Krajową Radę Sądownictwa. Taką inicjatywę ma jednak obwiniony, jeśli czuje się pokrzywdzony tym, że niewłaściwy sąd sprawę rozpoznał. Ma ją też rzecznik dyscyplinarny.
Czy wobec tego WSD zacznie uznawać wyroki Izby Dyscyplinarnej uwzględniające kasacje (jeśli takie zapadną) i będzie ponownie rozpoznawać te sprawy?
Nadal będziemy traktować te sprawy tak, jakby były w toku, gdyż dla nas Izba Dyscyplinarna nie jest sądem w rozumieniu prawa unijnego. A skoro to nie jest sąd, to my tymi rozstrzygnięciami nie czujemy się związani.
Jednocześnie jednak dziekani wykonują wyroki, które ID podtrzymała. Mamy jeden taki przypadek z izby warszawskiej, podobnie było w sprawie pani Joanny Reczkowicz.
Są pojedyncze przypadki wykonania takich orzeczeń. Musimy bowiem uwzględniać to, że stronie pokrzywdzonej rozstrzygnięciem przez niewłaściwie umocowany sąd przysługuje możliwość wzruszenia go. Jeśli takiej inicjatywy nie podejmie, po prostu nadajemy orzeczeniu klauzulę wykonalności i kierujemy je do wykonania. Trudno, żebyśmy tu zastępowali osoby najbardziej zainteresowane, czyli te, których orzeczenie dotyczy.
W przypadkach, o których mówimy, dwie instancje sądów adwokackich uznały winę pełnomocnika, a Izba Dyscyplinarna jedynie to potwierdziła, nie uwzględniając kasacji. Co jednak, gdy uchyli ona wyrok WSD i przekaże sprawę do ponownego rozpoznania? Czy sąd adwokacki planuje zwrócić się z takim pytaniem prejudycjalnym do TSUE?
Rozważamy taką możliwość, ale zadanie pytania prejudycjalnego dotyczy konkretnej sprawy. Nam natomiast chodzi o rozwiązania skuteczne erga omnes, czyli wobec wszystkich uczestników postępowań dyscyplinarnych. Nie należy zapominać, że mamy już rozstrzygnięcie TSUE przesądzające sprawę powołania Izby Dyscyplinarnej SN i KRS. Są to rozstrzygnięcia jednoznaczne, w tej chwili niepodważalne i my czujemy się nimi związani. W tym względzie się nic nie zmieni – taką samą odpowiedź uzyskamy, jeśli zadamy pytanie prejudycjalne. Podobnie, gdybyśmy skierowali sprawę do trybunału w Strasburgu. Choćby we wspomnianej przez pana sprawie Joanny Reczkowicz. Trybunał stwierdza tam, że sprawa była rozstrzygana przez instytucję niespełniającą standardów sądu oraz sędziów nieprawidłowo powołanych. Sądy europejskie są w tej kwestii zgodne – ETPC zasądza odszkodowania, a TSUE wypowiada się co do ogólnych reguł. Pracujemy jednak nad treścią pytania i w najbliższym czasie poinformujemy, jakie kroki podjęliśmy w tej sprawie. Prowadzimy na razie rozmowy z pewnym naukowcem w tej kwestii.
A wracając do problemów z wykonywaniem wyroków. Czy to nie jest zagrożenie dla wizerunku samorządu jako nieradzącego sobie z własnymi czarnymi owcami?
Próbuje się nam przypiąć taką łatkę: chronimy swoich i dlatego nie zależy nam, by wyroki były wykonywane. Nie jest to prawdą. Opinia o adwokaturze i naszym sądownictwie dyscyplinarnym bardzo leży nam na sercu. I jednakowo nas boli, gdy sprawa się przedawni na skutek długiego procedowania w sądzie dyscyplinarnym i sami nie zdążymy jej osądzić, i gdy przedawnia się po przekazaniu do SN. Bo – sięgając już do najpoważniejszych argumentów – osoba, która powinna być wydalona z adwokatury, unika tego ze względu na opieszałość. Robimy wszystko, by temu zapobiec, ale obecny galimatias prawny nam tego nie ułatwia. Musimy znaleźć rozwiązanie, które pozwoli nam rozstrzygać te sprawy, czego od nas oczekuje społeczeństwo.
Czy pytanie do TSUE ma skierować Wyższy Sąd Dyscyplinarny czy któryś z sądów izbowych?
Z tego, co wiem, Sąd Dyscyplinarny Izby Warszawskiej zadał już takie pytanie, choć w nieco innej kwestii. Był tam problem, czy sąd izbowy jest „sądem krajowym”, któremu taka legitymacja do zadania pytania prejudycjalnego przysługuje, ale pytanie zostało przyjęte i nadano mu bieg. Czekamy na rozpoznanie merytoryczne. Przypomnijmy, że trybunał w innych sprawach już orzekł, że ID nie jest sądem.
Przemysław Rosati, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej, zwraca uwagę, że ważnym elementem orzeczeń TSUE jest nie tylko wstrzymanie działalności tej izby, ale i usunięcie skutków. Jak sobie z nimi radzić?
Mamy teraz bałagan związany z właściwością izby, stworzony w sposób sztuczny, nastawiony na zupełnie inne potrzeby, by nie powiedzieć zamówienie polityczne. Takie są konsekwencje niszczenia tego, co przez dziesięciolecia funkcjonowało dobrze – nikt nie miał zastrzeżeń, że jest to właściwa forma rozpoznawania kasacji od orzeczeń Wyższego Sądu Dyscyplinarnego. Dziś, obserwując transmisje telewizyjne, możemy dostrzec, że obwinieni często odmawiają odpowiedzi na pytania, ponieważ kwestionują właściwość samego sądu i powołanie jego sędziów. To robi złe wrażenie, a mimo to brniemy w to dalej. Wielokrotnie ostrzegałem, że to się tak skończy, choć nie czuję satysfakcji, że miałem rację. ©℗
Próbuje się nam przypiąć taką łatkę: chronimy swoich i dlatego nie zależy nam, by wyroki były wykonywane. Nie jest to prawda
Rozmawiał Szymon Cydzik
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama