Niestety spora część wyroku TK ma wymiar publicystyczny, a nie prawny. Od strony formalnej wyrok TK stwierdził częściową niekonstytucyjność niektórych przepisów TUE, poświęcając im w sumie trzy punkty sentencji. Najważniejszy w obecnym sporze o sądownictwo jest punkt trzeci, do którego wrócimy za chwilę. Dwa pierwsze punkty są – mówiąc delikatnie – dalekie od prawniczej precyzji. Najpierw Trybunał stwierdził niekonstytucyjność TUE „w zakresie, w jakim organy Unii Europejskiej działają poza granicami kompetencji przekazanych przez Rzeczpospolitą Polską w traktatach” (pkt 1 lit. a) – to zdanie jest logicznie niespójne. Nikt nie twierdzi, że z art. 1 i art. 4 ust. 3 TUE – które były przedmiotem kontroli TK – wynika norma do działania przez organy UE z przekroczeniem kompetencji. A Trybunał stwierdził, że ta właśnie „norma” jest niekonstytucyjna. Kolejna część sentencji (pkt 1 lit. b) jest zręczniej sformułowana, bo odnosi się do normy, która rzeczywiście istnieje – stwierdza mianowicie, że Traktat o UE jest niekonstytucyjny w zakresie, w jakim „konstytucja nie jest najwyższym prawem RP”, co w istocie oznacza, że Trybunał podważa tutaj normę prawa unijnego, jaką jest zasada pierwszeństwa prawa UE. Dalej Trybunał stwierdził, że Traktat o UE jest niekonstytucyjny w zakresie, w jakim „Rzeczpospolita Polska nie może funkcjonować jako państwo suwerenne i demokratyczne” (pkt 1 lit. c) – to najbardziej publicystyczny fragment sentencji, bo wynika z niego jedynie tyle, że UE nie powinna ograniczać suwerenności i demokracji w Polsce, co można przeróżnie interpretować. W sferze przepisów prawa ten punkt sentencji nie wywołuje żadnej zmiany, bo jest tak ogólnikowo sformułowany, że nie sposób wywieść z niego jakichś konkretnych wniosków. W pkt 2 sentencji TK rozwija to, co powiedział w pkt 1, – że traktat jest niekonstytucyjny w zakresie, w jakim „przyznaje sądom krajowym kompetencje do pomijania w procesie orzekania przepisów konstytucji”.
TSUE stoi od wielu lat na stanowisku, że każdy sąd może samodzielnie odmówić zastosowania przepisu prawa krajowego (np. konstytucji), jeśli jest on sprzeczny z prawem UE. Z tej części sentencji wynika, że jest to niedopuszczalne. Sęk w tym, że w naszym kraju nigdy nie było takiego przypadku. Owszem, zdarzały się przypadki odmowy zastosowania ustawy przez sąd z powołaniem się na prawo UE, ale nie było przypadku odmowy zastosowania konstytucji. Trybunał strzelił więc z armaty do wyimaginowanego wróbla –„rozwiązał” tutaj problem, który nie istnieje w praktyce orzeczniczej. Poza tym w tym fragmencie sentencji są dwie luki, które pozwalają łatwo obejść wyrok TK. Po pierwsze, wyrok TK nie kwestionuje konstytucyjności stanowiska TSUE, wedle którego nie tylko sądy, ale także organy administracji mogą pomijać przepisy prawa krajowego (w tym konstytucji), które są sprzeczne z prawem UE. Po drugie, gdyby hipotetycznie jakiś sąd zechciał odmówić zastosowania przepisu konstytucji, to mógłby to zrobić, nie naruszając wyroku TK – wystarczyłoby, żeby zamiast na art. 1 i art. 4 TUE, które trybunał zakwestionował, powołał się na wielowiekowy zwyczaj międzynarodowy, zgodnie z którym prawo międzynarodowe ma pierwszeństwo przed krajowym.