Przekroczenie prędkości o 30 km/h w terenie zabudowanym narusza godność zawodu śledczego i przez to stanowi delikt dyscyplinarny.

Sprawa dotyczyła prokuratora w stanie spoczynku, który jechał po mieście 81 km/h, a zatem przekroczył dopuszczalną prędkość o 31 km/h. Zatrzymany przez patrol drogowy policji odmówił przyjęcia mandatu. W takiej sytuacji w grę wchodzi odpowiedzialność dyscyplinarna. Postępowanie zostało jednak umorzone, gdyż sąd dyscyplinarny stwierdził, że nastąpiło przedawnienie karalności czynu. Zdaniem składu orzekającego przekroczenie prędkości nie było rażące, a czyn dotyczył życia prywatnego, nie zaś zawodowego, dlatego nie stanowił on przewinienia dyscyplinarnego. A jako zwykłe wykroczenie przedawnił się po roku. W przypadku deliktów dyscyplinarnych termin przedawnienia wynosi pięć lat, a po wszczęciu postępowania – osiem.
Z orzeczeniem tym nie zgodziła się zastępca rzecznika dyscyplinarnego przy prokuratorze generalnym, która zaskarżyła je do Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. W jej ocenie zachowanie emerytowanego śledczego było przewinieniem dyscyplinarnym, w związku z czym nie nastąpiło przedawnienie karalności. Wnosiła o uznanie obwinionego za winnego i ukaranie go obniżeniem uposażenia na sześć miesięcy o 30 proc. Skład orzekający w sprawie przychylił się wczoraj do tego wniosku.
ID uznała (sygn. akt II DOW 41/21), że przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym o ponad 30 km/h jest zauważalne i trudno wyobrazić sobie dokonanie tego nieumyślnie. A skoro tak, to mamy do czynienia z oczywistym i rażącym naruszeniem prawa (sam czyn nie budził wątpliwości, na co wskazywała zarówno zebrana dokumentacja, jak i przyznanie się obwinionego) i narusza to godność zawodu prokuratora. W efekcie wymierzono karę obniżenia uposażenia na pół roku, jednak tylko o 5 proc. Jak wskazał sędzia sprawozdawca, daje to łącznie kwotę ok. 2000 zł, co zdaniem składu orzekającego jest wystarczające, by spełnić wychowawczą i prewencyjną rolę kary.
Warto zauważyć, że gdyby prokurator przyjął mandat, według ówczesnych taryfikatorów zapłaciłby maksymalnie kilkaset złotych. ©℗