Warszawa nie tylko nie dostanie na razie pieniędzy z Brukseli, ale niebawem sama może musieć płacić. Komisja Europejska wnioskuje do Trybunału Sprawiedliwości UE o kary. Rząd twierdzi, że nie do niego należy realizacja środka tymczasowego, lecz do Sądu Najwyższego. Ale to on jest partnerem do rozmów dla KE i to on odpowiada za realizowanie postanowień TSUE – słyszymy w Brukseli
Bruksela uznała, że wbrew postanowieniu TSUE z 14 lipca Izba Dyscyplinarna w Sądzie Najwyższym nadal działa, i zwróciła się o nałożenie kar finansowych. Teraz to trybunał zdecyduje, czy Polska powinna zostać ukarana i jak surowo.
To drugi wniosek o nałożenie na Polskę kar za nieprzestrzeganie środka tymczasowego. Trybunał ma też do rozstrzygnięcia kwestię niezastosowania się do innego, dotyczącego wstrzymania wydobycia w kopalni w Turowie. Możliwe więc, że niebawem będziemy płacić miliony euro kar miesięcznie.
Punktem zapalnym pozostaje także realizacja wyroku TSUE z 15 lipca, w którym trybunał uznał system dyscyplinowania sędziów w Polsce za niezgodny z prawem UE. Komisja zdecydowała wczoraj skierować w tej sprawie pismo do polskiego rządu, powtarzając pytanie, jak zamierza wykonać orzeczenie. W liście z 16 sierpnia Warszawa poinformowała o planie zlikwidowania Izby Dyscyplinarnej, ale to nie wystarczyło. KE oczekuje szczegółów na temat szykowanej reformy. Tymczasem ustawa – jak słyszymy – jest przedmiotem politycznych uzgodnień. Rząd wydaje się ponagleniem zaskoczony. – Inne kraje mają na realizację wyroków wiele miesięcy – zauważył rzecznik rządu Piotr Müller.
Bruksela nie tylko chce nałożenia na Polskę kar pieniężnych, lecz także wstrzymuje miliardy euro, jakie nad Wisłę miały popłynąć w ramach Krajowego Planu Odbudowy. Kumulacja działań KE może mieć związek z orędziem szefowej KE Ursuli von der Leyen w Parlamencie Europejskim w przyszłym tygodniu. I z tym, że będzie ona chciała wykazać się przed europosłami działaniami w walce o praworządność – sugeruje osoba z rządu. Ale odblokowanie pieniędzy będzie też zależało od tego, czy Warszawie uda się przekonać Brukselę, że szanuje europejskie prawo.
Izba Dyscyplinarna w Sądzie Najwyższym powinna przestać pracować, a działa nadal – uznała wczoraj Komisja Europejska, decydując się na skierowanie do TSUE wniosku o ukaranie Polski. Sankcje finansowe mają wywrzeć presję na polskim rządzie, by wywiązał się z postanowienia trybunału z 14 lipca o zastosowaniu środka tymczasowego. Wczoraj rzecznik rządu Piotr Müller wskazał jednak, że jego realizacja zależy od władz SN, a polski rząd jako władza wykonawcza nie może ingerować w to, co robi władza sądownicza. Ale partnerem do rozmów dla KE jest we wszystkich państwach rząd (lub prezydent, w zależności do modelu) i to na nim spoczywa obowiązek realizowania postanowień TSUE – przypomina nasze źródło w
UE. – Widzimy to także w Niemczech, gdzie to Berlin rozmawia z KE w sprawie wyroku Federalnego Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe (dotyczącym euroobligacji – red.) – zauważa. Rząd jest również partnerem do rozmów z Brukselą w sprawie uchwał o LGBT, chociaż podejmują je samorządy. – Jest zobligowany do podjęcia działania, np. może te uchwały zaskarżyć do sądu, tak jak to zrobił RPO – podkreśla nasz rozmówca.
Wniosku o kary finansowe nie wykluczyła wiceprzewodnicząca KE Věra Jourová podczas wizyty w Polsce, w trakcie której rozmawiała z premierem Mateuszem Morawieckim. Niepokoiło ją m.in. to, że nie zostały podjęte kroki zamrażające rozstrzygnięcia już podjęte wobec sędziów. Na przykład sędzia Igor Tuleya, którego immunitet został uchylony, powinien wrócić do orzekania.
To, czy Polskę należy ukarać i w jakiej wysokości, oceni teraz TSUE. Sankcje mogą być wysokie – za nieprzestrzeganie środka tymczasowego w sprawie wycinki w Puszczy Białowieskiej groziło nam 100 tys. euro dziennie.
Wczoraj Bruksela podgrzała spór, ale tym, co może go doprowadzić do wrzenia, będzie rozprawa w Trybunale Konstytucyjnym w sprawie nadrzędności prawa
UE przewidziana na 22 września. Chociaż wcześniej KE apelowała do premiera, by wycofał swój wniosek do TK i sprawę zakończył, szef polskiego rządu taką możliwość wyklucza.
Jest jasne, że od tej kwestii będzie zależało odblokowanie miliardów euro dla Polski z Funduszu Odbudowy. To, co wydawało się przed tygodniem lapsusem komisarza do spraw gospodarczych Paola Gentiloniego, w tym tygodniu potwierdził jego kolega. Wiceprzewodniczący KE Valdis Dombrovskis w poniedziałek przyznał, że Bruksela przygląda się sprawie prymatu prawa UE i temu, jak ta kwestia może wpłynąć na Krajowy Plan Odbudowy. Bez zaakceptowania tego dokumentu nie będzie możliwa wypłata środków z Funduszu Odbudowy dla Polski. Rząd na razie wnioskował o 36 mld euro, ale do 2026 r. łączna pula pieniędzy, z jakiej będziemy mogli skorzystać, wynosi 58 mld euro.
Nasi rozmówcy z rządu oceniają, że problemem dla Brukseli jest wystąpienie przewodniczącej KE Ursuli von der Leyen na forum Parlamentu Europejskiego, która zazwyczaj domaga się od KE bardziej stanowczych działań, jeśli chodzi o praworządność. – Przyjęcie polskiego KPO przed orędziem spowodowałoby krytykę von der Leyen. Zobaczymy, co się wydarzy po jej wystąpieniu – zauważa nasz rozmówca w rządzie. W poniedziałek minister ds. europejskich Konrad Szymański zarzucił KE kakofonię, bo wcześniej nikt w Brukseli nie chciał oficjalnie przyznać, że powodem, dla którego plan nie został zaakceptowany, jest praworządność. I chociaż wypowiedź Dombrovskisa przesądziła sprawę, to wydaje się, że mimo wcześniejszych zapowiedzi rząd nie będzie występował do KE z prośbą o wyjaśnienia.
Z naszych rozmów w Brukseli wynika, że nie należy się spodziewać, by sam fakt wygłoszenia orędzia miał automatycznie odblokować sprawę KPO. Zwłaszcza że KE podkreśla, że negocjacje na temat dokumentu nadal trwają. – Niewykluczone, że Komisja będzie się domagać dodatkowych zapewnień dotyczących nadrzędności prawa UE. Znowu prawdopodobnie będzie musiało się to zakończyć pewną formą kompromisu pomiędzy Brukselą a Warszawą – słyszymy.
Polski rząd uważa jednak negocjacje KPO za skończone. – 12 lipca zakończyliśmy negocjacje z Komisją Europejską dotyczące Krajowego Planu Odbudowy na poziomie operacyjnym. Pakiet reform i inwestycji zaproponowanych w KPO został bardzo dobrze oceniony. Komisja nie miała wcześniej żadnych zastrzeżeń – informuje resort funduszy w odpowiedzi na nasze pytania. – Prace merytoryczne nad KPO przebiegały wzorowo. Nie ma trybu, który pozwalałby na wstrzymanie środków w ramach Krajowego Planu Odbudowy – dodaje.
Europoseł PO Jan Olbrycht uważa, że polski rząd ma związane ręce, bo nie ma narzędzi, by w sprawie KPO ponaglić KE. Co prawda w rozporządzeniu dotyczącym Funduszu Odbudowy napisano, że KE ma dwa miesiące na ocenę i że okres ten może zostać wydłużony w porozumieniu z państwem członkowskim, ale w ocenie Olbrychta zapis ten należy traktować instruktażowo. – Jeżeli się nie udało, to KE ma prowadzić dalej prace, aż plan będzie spełniał wszystkie wymogi rozporządzenia – podkreśla Olbrycht. Jak dodaje, rozporządzenie jest częścią europejskiego prawa, ale jego nadrzędność jest przez polski rząd kwestionowana. – KE ma więc uzasadnione wątpliwości, czy jego przepisy będą w Polsce respektowane – zauważa polityk PO.
Ostrzega, że czas na wydawanie środków z KPO jest krótki. Zazwyczaj perspektywa budżetowa trwa siedem lat, z możliwością przedłużenia o kolejne trzy (to czas na rozliczanie rozpoczętych już projektów). W przypadku funduszu odbudowy czasu jest o wiele mniej, bo do końca 2026 r. Polska jest trzecim największym beneficjentem w UE. – Im później zaczniemy, tym mamy mniej czasu na zrealizowanie projektów – zauważa europoseł. ©℗
Współpraca Grzegorz Osiecki