Udzielając się na Twitterze czy Facebooku, prawnicy powinni bardzo ostrożnie dobierać słowa. Przesada grozi im nie tylko postępowaniem dyscyplinarnym, lecz także zszarganiem opinii zawodowej.

Przekonało się o tym niedawno trzech adwokatów z Warszawy, w sprawie których postępowanie prowadzi już rzecznik dyscyplinarny stołecznej Okręgowej Rady Adwokackiej. Pierwszym z nich jest Piotr Barczak, który na swoim koncie na Twitterze opublikował zdjęcia komendanta głównego Straży Granicznej i szefa podlaskiego oddziału tej formacji. Wskazał, że to oni odpowiadają za torturowanie uchodźców koczujących na granicy polsko-białoruskiej i zamieścił dopisek „Wiecie co zrobić, gdy spotkacie ich na ulicy”. Wywołało to falę oburzenia i komentarzy sugerujących, że to wezwanie do linczu lub użycia przemocy. W kolejnym tweecie prawnik doprecyzował, że chodziło mu o „splunięcie w twarz lub pod nogi”.

Chodziło o naplucie w twarz

Jak poinformował nas rzecznik prasowy warszawskiej ORA, postępowanie w tej sprawie zostało wszczęte z urzędu 27 sierpnia (dwa dni po publikacji wpisów). Sam Piotr Barczak w odpowiedzi na pytania DGP przyznaje, że jego pierwsza, szeroko cytowana w mediach wypowiedź była zbyt wieloznaczna, przez co pozwalała na interpretacje sprzeczne z jego intencjami.
– O tym, że może być odebrana jako nawoływanie do przemocy, czym nie była, zorientowałem się, przeglądając chwilę później reakcje. Ale było już za późno, żeby ją usuwać. Żałuję, że przez swoją nieuwagę dałem wielu osobom, w tym wielu nieprzychylnym, okazję do nadinterpretacji, a czasem do ataku. Natomiast nie wycofuję się ze słów krytyki pod adresem dowódców Straży Granicznej. Oceniam ich postępowanie jako nielegalne i nieludzkie – mówi adwokat.
Przekonuje jednak, że w jego ocenie wyrażenie sprzeciwu w niewątpliwie drastyczny sposób, jakim jest naplucie w twarz funkcjonariuszowi, mieści się w granicach debaty publicznej. Można je porównać m.in. do niedawnego spoliczkowania prezydenta Francji Emanuela Macrona. Oczywiście mając na uwadze kontekst społeczny i historyczny, takie zachowanie można postrzegać jako odzierające z godności.
– Czy jednak komuś, na czyj rozkaz godność, ale też zdrowie i wolność, odbierane są innym ludziom, należy się bezwzględna ochrona jego godności? – pyta retorycznie mec. Barczak. – Osobiście uważam, że nie, gdyż mamy tutaj do czynienia ze świadomym sprzeniewierzeniem się przez funkcjonariuszy ich prawnym i moralnym obowiązkom. Nie po to wprowadziliśmy po II wojnie światowej do porządku prawnego pojęcie i katalog praw człowieka, żeby organy władzy mogły bezceremonialnie je łamać, kiedy tylko uznają to za stosowne. A dowódcy formacji mundurowych ponoszą odpowiedzialność za takie działanie na równi z politykami, których polecenia i interesy realizują – dodaje prawnik.
Wskazuje też, że na razie nie otrzymał informacji na temat prowadzonego postępowania ani od rzecznika, ani z prokuratury (kilka osób deklarowało złożenie zawiadomienia). Przyznaje jednak, że to o niczym nie świadczy, gdyż przesłuchanie go nie jest pierwszą czynnością dowodową do wykonania w tej sprawie.

Dyscyplinarki prawników Ordo Iuris

Postępowanie dyscyplinarne wszczęto także w przypadku dwóch adwokatów związanych z Instytutem na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris. Chodzi o prezesa zarządu tej fundacji Jerzego Kwaśniewskiego oraz dr. Bartosza Lewandowskiego, dyrektora Centrum Interwencji Procesowej OI. Zawiadomienie w ich sprawie wniósł aktywista Bart Staszewski. Pierwszy z adwokatów miał publicznie nazwać go kłamcą, a drugi – grozić wszczęciem postępowania egzekucyjnego.
– Według informacji przekazanych mi przez rzecznik dyscyplinarną Izby Adwokackiej w Warszawie, istotnie wszczęto dochodzenia w sprawie opublikowania w mediach społecznościowych treści mogących zniesławiać przeciwnika procesowego, a także w sprawie prowadzenia polemiki za pośrednictwem mediów społecznościowych przez wspomnianych adwokatów – mówi DGP Grzegorz Kukowka, adwokat, rzecznik prasowy stołecznej ORA. – W tym momencie nie jest możliwe określenie, czy i jakie konsekwencje grożą adwokatom. Celem postępowania jest wyjaśnienie okoliczności sprawy, a następnie dopiero po analizie zgromadzonego materiału będzie można ocenić, czy są podstawy do przedstawienia zarzutów i skierowania wniosku o ukaranie do sądu dyscyplinarnego – dodaje Kukowka.
– Kiedy policjant w moim odczuciu przekracza swoje kompetencje, przysługuje mi na niego skarga. To samo jeśli chodzi o adwokata. To zawód szczególnego zaufania publicznego i dlatego taki środek przysługuje każdemu obywatelowi. Mam dosyć spraw sądowych, które zajmują mi stanowczo za dużo prywatnego czasu, i nie potrzebuje kolejnej. Od tego są organy samorządu, aby rozstrzygać, czy działania adwokata są zgodne z kodeksem etyki. Nie zawsze trzeba korzystać z sądów powszechnych. – zaznacza Bart Staszewski.
Aktywista informuje też, że był przesłuchany w tej sprawie przez rzecznika dyscyplinarnego i ma status pokrzywdzonego. W liście, który dostał od ORA, w obydwóch uzasadnieniach jest też wyraźnie napisane że „wobec okoliczności uzasadniających podejrzenie popełnienia przewinienia dyscyplinarnego, należało wszcząć dochodzenie dyscyplinarne w niniejszej sprawie”.
Jerzy Kwaśniewski zaznacza, że jego krytyka działalności Barta Staszewskiego była zasadna, a jej forma nawiązywała do happeningowej metody działania aktywisty. Chodzi o stawianie wielojęzycznych tablic z napisem „Strefa wolna od LGBT” przed miejscowościami, które przyjęły uchwały o „wolności od ideologii LGBT” i publikowanie ich zdjęć w mediach społecznościowych. Dodaje też, że sprawa pozostaje na razie w sferze przypuszczeń, gdyż formalnie nie otrzymał pisma od rzecznika.
– A z oczywistych względów wszczynanie postępowania wyjaśniającego nie jest niczym nadzwyczajnym, skoro wpływa – nawet oczywiście bezzasadna – skarga – tłumaczy adwokat.
Z kolei Bartosz Lewandowski przyznaje, że nie zapoznał się z pismem wszczynającym dochodzenie dyscyplinarne. Dostał jednak wezwanie do rzecznika, z którego nie wynika, których wpisów ma dotyczyć przesłuchanie. Podkreśla, że choć często bierze udział w dyskusjach o kwestiach wrażliwych społecznie, to bardzo uważa w nich na to, co pisze i jest pewien, że nie napisał nic, co przekraczałoby dopuszczalne ramy.
Spór między Bartem Staszewskim a Bartoszem Lewandowskim dotyczył wykonania postanowienia zabezpieczającego. Adwokat mówił, że takie postanowienie zostało wydane i jeśli aktywista się do niego nie zastosuje, w imieniu swojego klienta zainicjuje postępowanie przymuszające. Finalnie do tego nie doszło, gdyż Bart Staszewski wykonał postanowienie po oficjalnym otrzymaniu pisma z sądu w tej sprawie. Obie strony zarzucają też sobie wzajemnie wprowadzanie opinii publicznej w błąd oraz robienie ze sprawy medialnego show w celu zdyskredytowania oponenta. Obaj mężczyźni skarżą się też na negatywne komentarze pod swoim adresem ze strony innych użytkowników social mediów.
– Moim zdaniem wniosek pana Staszewskiego do rzecznika dyscyplinarnego ma na celu jedynie zamknięcie ust konserwatywnym prawnikom, którzy wielokrotnie publicznie go krytykowali – stwierdza Bartosz Lewandowski.
– Wpisy mecenasa odbiły się echem w mediach i przedstawiły mnie w negatywnym świetle. Niestety opinia publiczna odnosiła wrażenie, jakobym uchylał się od obowiązku nałożonego przez sąd – ripostuje Bart Staszewski.

Granice wolności słowa adwokata

– Jeśli rzecznik dyscyplinarny będzie chciał mi przedstawić zarzut, że w mediach społecznościowych informowałem o aktualnym stanie sprawy, o której wielokrotnie wcześniej w mediach informował pozwany, będzie to daleko przekraczało cele, jakim ma służyć postępowanie dyscyplinarne – podkreśla mec. Lewandowski. – Będzie to też pogwałcenie wolności wyrażania poglądów i możliwości rzetelnego realizowania obowiązków zawodowych. Obserwując język, którym posługują się moi koledzy i koleżanki z adwokatury na Twitterze, nie mam wątpliwości, że moje wpisy są daleko bardziej łagodne – dodaje.
– Ja nie mam wątpliwości, że aktywny udział adwokatów w debacie publicznej, w której moi koledzy i koleżanki często testują granice wolności słowa, zostanie ochroniony przez zawodowe organy dyscyplinarne. Cenzura nigdy nie była i nie będzie domeną adwokatury – zaznacza natomiast mec. Kwaśniewski.
Doktor Małgorzata Kożuch, przewodnicząca Komisji Etyki przy Naczelnej Radzie Adwokackiej, przypomina, że wolność wypowiedzi adwokata nie jest ani ograniczona, ani wyłączona. Adwokaci mówią i piszą na różne tematy, a ich uwagi bywają pozamerytoryczne.
– Jednakże za wypowiadane i publikowane treści ponoszą odpowiedzialność, która wręcz wpisana jest w art. 10 ust. 2 Europejskiej konwencji praw człowieka. Konwencja nie czyni prawa do swobody wypowiedzi prawem bezwarunkowym. Przeciwnie, jest to prawo wolnościowe, w które wpisane są ograniczenia. Działalność pionu dyscyplinarnego przyczynia się do prawidłowego korzystania ze swobody wypowiedzi przez adwokatów – tłumaczy prawniczka.
Jak dodaje mec. Kożuch, konsekwencją wnioskowania o wpis na listę adwokatów i złożenia ślubowania adwokackiego jest przyjęcie na siebie obowiązku przestrzegania nie tylko prawa, ale także reguł, które samorząd przyjął, w szczególności etyki zawodowej ukształtowanej w postaci Zbioru Zasad Etyki Adwokackiej i Godności Zawodu. Jest to więc indywidualny wybór każdej osoby.
– Bycie adwokatem niesie za sobą nie tylko przywileje, ale także, a może przede wszystkim, określone powinności – dopowiada z kolei Jerzy Naumann, sędzia sądu dyscyplinarnego przy ORA Warszawa, autor komentarza do samorządowego kodeksu etyki. – Być adwokatem to znaczy mieć klasę. Autorytet zawodu wymaga wyzbycia się ciągot ku rozmaitym pokusom. Jeśli adwokatowi bliższe jest bycie obywatelskim aktywistą na pierwszej linii, powinien rozważyć, komu służy. Każda ortodoksja i ekstremizm w postępowaniu adwokata nie licują z wyśrubowanym kryterium godności zawodu – akcentuje.
Podkreśla przy tym, że powyższa uwaga nie wyklucza wręcz pożądanego zaangażowania adwokatów w ważne sprawy publiczne. Ale stanowi memento, aby w każdym przypadku dobrze się zastanowić, jak się, jako adwokat, zaprezentować w oczach ogółu.
Przewodnicząca Komisji Etyki przy NRA przypomina, że adwokat może ponieść odpowiedzialność także za działania niezwiązane bezpośrednio z obowiązkami zawodowymi. Wynika to z par. 4 Zbioru Zasad Etyki, czyli tzw. zasady powszechności obowiązków etycznych: „Adwokat odpowiada dyscyplinarnie za uchybienie etyce adwokackiej lub naruszenie godności zawodu podczas działalności zawodowej, publicznej, a także w życiu prywatnym”. Z taką sytuacją mamy do czynienia w opisanych wypadkach. Bo choć sprawy prawników Ordo Iuris miały związek z ich klientami, to do zarzucanego przekroczenia granic wolności słowa doszło na Twitterze, a nie w piśmie procesowym czy na sali sądowej.
Małgorzata Kożuch przypomina też, że środowisko zawodowe poprzez pion dyscyplinarny stara się kształtować postawy, które służą kulturze społecznej.

Ocena: jedna gwiazdka w Google

Postępowanie dyscyplinarne to jednak niejedyne możliwe konsekwencje zabierania głosu w social mediach, zwłaszcza na tematy, które budzą duże społeczne emocje. Przekonał się o tym Piotr Barczak, którego ocena w Google spadła w pewnym momencie do 1,2 gwiazdki. Wszystkie komentarze i niskie noty zamieszczone zostały już po ukazaniu się kontrowersyjnego wpisu mecenasa. Albo ograniczały się one do jednej gwiazdki, albo opatrzone były lakoniczną uwagą, niewiele mówiącą o kompetencjach zawodowych prawnika. Niektóre wprost wskazywały, że powodem niskiej oceny jest nawoływanie przez adwokata do nienawiści.
– Nie mam wątpliwości, że duża część autorów tych komentarzy to trolle – mówi Piotr Barczak. – Świadczy też o tym liczba wiadomości, w zdecydowanej większości anonimowych, jakie otrzymałem w mediach społecznościowych. Do tej pory nie zauważyłem negatywnych efektów tej nagonki, ale oczywiście nie mogę przewidzieć, czy nie wywoła ona skutków w przyszłości – przyznaje adwokat. ©℗
Jeśli adwokatowi bliższe jest bycie obywatelskim aktywistą na pierwszej linii, powinien rozważyć, komu służy. Każda ortodoksja i ekstremizm w postępowaniu nie licują z wyśrubowanym kryterium godności zawodu