Choćbym godzinami wpatrywał się w pismo, które pod koniec lipca sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie Jacek Tyszka skierował do prezesa tegoż sądu, nie jestem w stanie dostrzec w jego treści nawet namiastki oświadczenia o zrzeczeniu się urzędu. Takich problemów nie miał za to wiceprezes warszawskiego SO Przemysław Radzik.

Bardzo możliwe, że to właśnie ta unikalna umiejętność zadecydowała o powierzeniu mu tej funkcji. Tylko bowiem prawdziwie wybitni egzegeci widzą to, co pozostaje niewidoczne dla innych. Oczywiście w obszarze szeroko pojętego prawa o ustroju sądów powszechnych, szczególnie gdy chodzi o oświadczenia woli dotyczące nawiązania i rozwiązania sędziowskiego stosunku służbowego, margines uznaniowości nie istnieje.
Jak wiemy, sędzia Tyszka poinformował zwierzchnika służbowego o tym, iż od 1 września br., z uwagi na wątpliwości związane ze statusem osób rekomendowanych na stanowiska sędziowskie przez Krajową Radę Sądownictwa ukonstytuowaną po marcu 2018 r., odmawia udziału w składach orzekających, w których takowe osoby zasiadają. W odpowiedzi wiceprezes Radzik stwierdził, że przedmiotowe pismo stanowi w istocie oświadczenie sędziego o woli zrzeczenia się przez niego urzędu, dlatego po myśli stosownych regulacji nadaje mu bieg, przesyłając na ręce ministra sprawiedliwości.
Błędy w rozumowaniu wiceprezesa Radzika są rażące i zostały wypunktowane przez ekspertów wypowiadających się na łamach DGP („Nie można domniemywać, że sędzia zrzekł się urzędu”, 4 sierpnia 2021 r.). Ja tylko dodatkowo polecę panu wiceprezesowi Radzikowi lekturę fundamentalnej w tym przedmiocie uchwały Sądu Najwyższego zapadłej w Izbie Pracy, Ubezpieczeń Społecznych i Spraw Publicznych 9 grudnia 2003 r. (sygn. akt III PZP 15/03). SN dokonał w niej wnikliwej analizy charakteru, znaczenia oraz formy, w jakiej powinno być złożone oświadczenie, o którym mowa w art. 68 par. 1 u.s.p. Zrobił to, rozpoznając zagadnienie prawne sprowadzające się do pytania, czy dopuszczalne jest cofnięcie przez sędziego oświadczenia o zrzeczeniu się urzędu.
Ocena stricte prawna zachowania wiceprezesa Radzika może być tylko jednoznacznie negatywna i ufam, że nie przyniesie ono spodziewanego skutku, bo przynieść go po prostu nie może. Jednak na kanwie tego zdarzenia w moim przekonaniu należy zadać inne pytanie. Czemu ma służyć nerwowa reakcja wiceprezesa?
Lipiec 2021 r. jest miesiącem, w którym zapadły trzy arcyważne judykaty trybunałów europejskich. 14 i 15 lipca Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej w Luksemburgu, a 22 lipca 2021 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu w szeroko już komentowanych orzeczeniach przekreśliły byt Izby Dyscyplinarnej SN. Inna rzecz, iż jak na razie jej członkowie nie przyjęli tego do wiadomości, co może być tłumaczone wolą piastowania powierzonych im stanowisk wbrew wszystkiemu, w tym również na przekór wiążącym ich orzeczeniom sądów krajowych i europejskich.
Szczególnie ważne jest to ostatnie rozstrzygnięcie. ETPC w sprawie Reczkowicz przeciwko Polsce (skarga nr 43447/19) stwierdził naruszenie art. 6 konwencji i standardu prawa do sądu. Powód? W składzie Izby Dyscyplinarnej SN wydającej zaskarżone orzeczenie zasiadały osoby rekomendowane na stanowiska sędziowskie przez KRS ukształtowaną po marcu 2018 r. Innymi słowy trybunał strasburski uznał nie tylko, że Izba Dyscyplinarna nie jest sądem (co wynika także z orzeczeń TSUE z 14 i 15 lipca 2021 r. oraz uchwały trzech połączonych izb SN z 23 stycznia 2020 r.), ale również że w składzie owego niesądu zasiadały osoby rekomendowane przez KRS, której sposób wyłonienia budzi liczne wątpliwości, co bezpośrednio podważa ich sędziowski status.
Tym samym, w mojej ocenie, mamy do czynienia z ukształtowaniem się nowego standardu konwencyjnego prawa do rzetelnego rozpoznania sprawy przez bezstronny i niezależny sąd, w sytuacji gdy w jego składzie zasiada osoba rekomendowana przez nową KRS. Co szczególnie ciekawe, ETPC w swej ocenie rady poszedł znacznie dalej niż SN w głośnej uchwale połączonych izb, w której nakazał przeprowadzanie każdorazowo testu niezależności. Trybunał strasburski pokazał bowiem, że jeśli pod jego ocenę w przyszłości trafi wyrok wydany przez sąd w składzie z sędzią rekomendowany przez KRS po marcu 2018 r., wówczas zarzut naruszenia art. 6 konwencji może być uznany za zasadny, co będzie skutkowało odpowiedzialnością odszkodowawczą Skarbu Państwa. W opisywanej sprawie wnioskodawczyni przyznano 15 tys. euro.
Sędzia Jacek Tyszka w swoim piśmie datowanym na 28 lipca 2021 r. nie powołuje się na opisane wyżej najnowsze orzecznictwo TSUE i ETPC. Jednak moim zdaniem jego oświadczenie należy traktować jako wyraz troski i odpowiedzialności za bezpieczeństwo prawne obywateli, których sprawy zostały rozpoznane lub będą rozpoznawane przez sądy obsadzone z udziałem nowej KRS. Należy dodać, iż w tym samym kierunku poszedł częstochowski sędzia Adam Synakiewicz, który złożył zdania odrębne do sześciu spraw rozpoznawanych z udziałem sędziów o wątpliwym statusie.
Jeśli standard zapoczątkowany orzeczeniem w sprawie Reczkowicz zostanie utrwalony w kolejnych orzeczeniach – z uwagi na nieodpowiedzialność polityków w kształtowaniu kadr wymiaru sprawiedliwości – Polskę mogą czekać gigantyczne wydatki związane z koniecznością płacenia wysokich odszkodowań stronom, które zdecydują się na skargę strasburską. I to właśnie sędziowie powołani w wątpliwej procedurze nominacyjnej będą za to współodpowiedzialni, z czego – zgłaszając się do konkursów – musieli zdawać sobie sprawę. Sam Przemysław Radzik został sędzią Sądu Apelacyjnego w Warszawie w procedurze skażonej udziałem nowej KRS i być może tą okolicznością należy tłumaczyć jego nerwową i kompletnie nieprzemyślną decyzję. Jedno jest pewne, gorący kartofel podrzucony przez wiceprezesa do resortu sprawiedliwości parzy już niejedne ministerialne ręce.
Polskę mogą czekać gigantyczne wydatki związane z koniecznością płacenia odszkodowań stronom, które zdecydują się na skargę strasburską. I to właśnie sędziowie powołani w wątpliwej procedurze nominacyjnej będą za to współodpowiedzialni