Wprowadzenie ustawowych przesłanek pozwalających na odwołanie sędziego z delegacji oraz obowiązek uzasadnienia takiej decyzji – to pomysły nowego rzecznika praw obywatelskich na uzdrowienie sytuacji.

O tym, że kształt delegacji sędziowskich budzi duże kontrowersje, pisaliśmy w DGP nieraz. Nieraz bowiem zdarzały się przypadki odwoływania sędziów z delegacji nasuwające przypuszczenia, że tego typu decyzje ministra sprawiedliwości podyktowane były przesłankami innymi niż merytoryczne. A wszystko przez przepisy, które zostawiają MS całkowitą swobodę w tej kwestii. Nie musi tłumaczyć, dlaczego odwołuje sędziego z delegacji, może to zrobić w każdym momencie, a sędzia nie może się od takiej decyzji odwołać. A to nie podoba się nie tylko środowisku sędziowskiemu. Postulat zmian w tym zakresie formułował poprzedni rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar. Teraz na łamach DGP jego następca, dr hab. Marcin Wiącek, deklaruje, że także będzie o to zabiegał.
– Pan prof. Bodnar poruszał w swoich wystąpieniach temat delegacji sędziowskich. Mam zamiar podtrzymywać te zastrzeżenia. Jeżeli były sygnalizacje ze strony rzecznika, które nie są wykonywane, to moim obowiązkiem jest ponownie zgłaszać wątpliwości – mówi obecny RPO.
Wiele wątpliwości
Zarówno Bodnar, jak i Wiącek dostrzegają niebezpieczeństwa, jakie niosą ze sobą obecne regulacje.
– Proszę sobie wyobrazić taką sytuację: jestem oskarżonym w postępowaniu karnym. Oskarżycielem jest prokurator, a sprawę sądzi sędzia, któremu za dwa–trzy dni kończy się delegacja. I teraz jest pytanie: od kogo zależy to, czy ta delegacja, dzięki której sędzia zarabia przecież więcej, zostanie przedłużona? Oczywiście od ministra sprawiedliwości, który jest jednocześnie prokuratorem generalnym, czyli szefem tego prokuratora, który mnie oskarża. Jak w takiej sytuacji – zdając sobie z tego sprawę – ja, jako strona, mam się czuć? To niezwykle istotny problem dla niezawisłości – tłumaczy Wiącek. Podkreśla przy tym, że zdaje sobie sprawę z tego, że nawet w takich warunkach sędzia może pozostać bezstronny.
– Ale tutaj chodzi o wizerunek sądownictwa, o to, jak ta sytuacja jest postrzegana na zewnątrz, wobec stron postępowania i zewnętrznych obserwatorów – mówi RPO. Jak dodaje, żałuje, że w 2009 r. Trybunał Konstytucyjny stwierdził zgodność z konstytucją instytucji delegacji sędziów dokonywanej przez MS (patrz grafika).
Postulaty RPO
RPO postuluje więc wprowadzenie prawa odwołania się przez sędziego do sądu, jeśli uzna on, że odwołanie z delegacji jest arbitralne albo – tym bardziej – że jest efektem wydanego przez niego orzeczenia. Przy czym zaznacza, że to w sferze ustawodawcy leży, czy odwołania takie powinien rozstrzygać sąd powszechny, czy administracyjny.
Kolejnym postulatem jest wprowadzenie obowiązku uzasadniania decyzji o odwołaniu z delegacji.
– Uzasadnienie jest gwarancją, że sędzia nie zostanie odwołany z powodów związanych z treścią jego orzeczeń – podkreśla dr hab. Wiącek.
Wreszcie RPO proponuje wprowadzenie ustawowych przesłanek odwołania. Jego zdaniem powinny być one możliwie precyzyjne i poddające się weryfikacji.
– Powodem odwołania może być np. konieczność powrotu sędziego do macierzystego sądu, wynikająca z obiektywnych przyczyn, wskazanych przez prezesa tego sądu – wskazuje.
Postulaty te podobają się Dariuszowi Mazurowi, rzecznikowi prasowemu Stowarzyszenia Sędziów „Themis”.
– Wprowadzenie tego typu rozwiązań daje szansę na to, że instytucja delegacji nie zostanie w przyszłości zakwestionowana przez Europejski Trybunał Praw Człowieka – zauważa sędzia. On również nie jest zwolennikiem całkowitej likwidacji tej instytucji.
– Oprócz tego, że pozwala ona na tymczasowe łatanie braków kadrowych w sądach wyższej instancji, to jeszcze jest doskonałym sprawdzianem, czy sędzia nadaje się do orzekania w instancji odwoławczej – mówi Dariusz Mazur. Jak dodaje, sam był dwukrotnie delegowany do sądu wyższego rzędu i to pozwoliło mu stwierdzić, że jednak jego żywiołem jest orzekanie w sądzie I instancji.
Z kolei Stowarzyszenie Sędziów Polskich „Iustitia”, które ma własny projekt zmian w tym zakresie, postuluje wprowadzenie krótkich, 14-dniowych delegacji do sądów wyższego rzędu i całkowite zlikwidowanie delegacji do resortu sprawiedliwości.
Zarzuty resortu
Ostatnimi czasy delegacje sędziów wzbudzają sporo emocji także z innych powodów. Wszystko za sprawą orzeczeń Sądu Najwyższego, który uchylił wyroki wydane przez członków Krajowej Rady Sądownictwa – Rafała Puchalskiego oraz Dariusza Drajewicza. Obaj zostali delegowani do sądów apelacyjnych na czas pełnienia funkcji – odpowiednio prezesa Sądu Okręgowego w Rzeszowie i wiceprezesa SO w Warszawie. SN uznał, że taki sposób określenia czasu delegacji jest niezgodny z przepisami, gdyż te mówią, że można sędziego delegować na czas nieokreślony lub czas określony, nie dłuższy niż dwa lata.
W reakcji na te wyroki MS wydało komunikat, w którym stwierdziło m.in., że „sędziowie są delegowani do «pełnienia obowiązków sędziego w innym sądzie na czas pełnienia tam funkcji» według niezmiennych zasad obowiązujących od co najmniej kilkunastu lat” i że tego typu delegacje były „praktykowane przez kolejnych ministrów sprawiedliwości”. Ponadto stwierdzono, że praktyki takiej nigdy dotąd nie podważył SN, „który badał wiele spraw, w których wyroki wydawali sędziowie delegowani na podstawie tych samych przepisów”.
– Sądzę w SN od 2008 r. i nie przypominam sobie, abym przez cały ten czas rozpatrywał jakąś sprawę, w której wyrokowaniu brał udział sędzia delegowany na czas pełnienia jakieś funkcji. A do kwestii delegacji, przynajmniej w sprawach karnych, gdzie nieprawidłowa obsada sądu stanowi bezwzględną przyczynę odwoławczą, SN podchodzi bardzo skrupulatnie – mówi Jarosław Matras, sędzia SN. Jak dodaje, nie słyszał również, aby we wcześniejszych latach jego koledzy spotkali się z tego typu przypadkami.
Z taką praktyką ze strony MS nie spotkał się także sędzia Mazur.
– Zawsze były to delegacje na ściśle określony czas, najczęściej na pół roku – mówi rzecznik Themis. Sędziowie nie wykluczają jednak, że takie przypadki mogły się przydarzyć, choć, jak zaznaczają, wcześniej z pewnością nie była to powszechna praktyka.
– Na taką skalę mamy z tym do czynienia dopiero, odkąd ministrem sprawiedliwości został Zbigniew Ziobro. Takie powoływanie na funkcję w pakiecie z delegowaniem do sądu wyższego rzędu ma być formą doceniania i pokazaniem, że ci sędziowie, którzy są po stronie ministra, opływają w luksusy. Z drugiej jednak strony jest to niebezpieczna forma wasalizacji tych sędziów, gdyż MS jednym podpisem jest w stanie zakończyć ich karierę zarówno jako sędziów funkcyjnych, jak i orzekających w sądzie wyższego rzędu. Dlatego tego typu delegacja sama w sobie potencjalnie stanowi niedopuszczalną formę nacisku na sędziego, przez co jej niezgodność z wynikającym z art. 6 EKPC prawem do rzetelnego procesu przed niezależnym i niezawisłym sądem jest oczywista – uważa Dariusz Mazur.
DGP rozmawiał z Krzysztofem Kwiatkowskim, byłym ministrem sprawiedliwości, który także nie wyklucza jakiś pojedynczych przypadków takiego sposobu delegowania sędziów. Jak jednak podkreśla, nie można tutaj mówić o stałej praktyce.
DGP poprosił MS o wskazanie choć jednego przypadku delegowania sędziego na czas pełnienia funkcji, który miałby miejsce w okresie przed 2016 r., oraz o podanie sygnatury akt sprawy z lat poprzednich, w której SN nie zakwestionowałby takiej praktyki. Na odpowiedź nadal czekamy.
Dlaczego zdaniem TK instytucja delegacji nie narusza ustawy zasadniczej