Te tzw. reformy sądownictwa wprowadzone przez obecną władzę jeszcze pogłębiają dysfunkcje wymiaru sprawiedliwości i wypaczają działania sądów i prokuratorów. Posiedzenia niejawne, jednoosobowy skład sędziowski, ograniczenia dla adwokatów. A miało być szybciej i sprawniej - mówi Hanna Machińska, zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich.

Z Hanną Machińską rozmawia Magdalena Rigamonti
To teoretyk.
Kto? Profesor Marcin Wiącek?
Tak. Nowy rzecznik praw obywatelskich.
Teoretyk, dobry prawnik, który musi zostać praktykiem zajmującym się najbardziej podstawowymi problemami ludzi: pomocą socjalną, opieką zdrowotną, w tym psychiatryczną, warunkami w miejscach detencji... Można wymieniać w nieskończoność. Wiem, że każdy ma inny temperament. Jednak kiedy wejdzie do tego urzędu, zapozna się ze skalą naruszeń praw człowieka, z tą kumulacją zła – o czym ludzie na zewnątrz z reguły nie mają pojęcia – to stanie się praktykiem. Pamiętam swoje pierwsze tygodnie w Biurze RPO. Ponad 20 lat zajmowałam się prawami człowieka, a to, co zastałam, było ciężarem nie do uniesienia. Studenci prawa, nasi praktykanci, ostatnio mi mówili, że słońce świeci, ludzie siedzą w kawiarniach uśmiechnięci, a ja im mówię o samych tragediach. Biuro RPO to właśnie takie miejsce, do którego zgłaszają się ludzie w tragicznej sytuacji. Nikt tu do nas nie przychodzi, by powiedzieć, że wszystko OK, że jest szczęśliwy. A pandemia wywołała jeszcze kolejne nieszczęścia. Wiem, że z urzędem RPO wiążą się wysokie oczekiwania społeczne. Tam, gdzie możemy choć odrobinę poprawić los człowieka, tam jest nasze miejsce, tam jest nasz obowiązek działania.
Nowy RPO może po prostu panią odsunąć, wybrać inną zastępczynię lub zastępcę.
Tu nie mówimy o personaliach, zajmujemy się tysiącami spraw i musimy wierzyć, że każdy, kto zderzy się z tą najtrudniejszą rzeczywistością, wie, że to my jesteśmy jego wielką – i często ostatnią – nadzieją, instytucją, która pomoże rozwiązać problemy indywidualne i systemowe. Gdybym nie miała wiary w to, że cały zespół – 300 osób – będzie kontynuować misję RPO, to oczywiście musiałabym podjąć zasadniczą decyzję.
Odejść?
Jeszcze raz mówię: wiem, że prof. Wiącek dotknie głębi naruszeń. I będzie tak samo porażony problemami obywateli.
Pytanie, co z tym zrobi.
Wszystkie obszary naszego działania są równie ważne. Słyszałam, że nowy rzecznik zapowiedział rozmowy z komendantem głównym policji, a to bardzo ważny i oczekiwany krok. Podstawą będą niewątpliwie raporty Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur, które pokazują poważne zagrożenia praw jednostki w komendach policji. Ale również musimy rozmawiać z wieloma instytucjami na temat warunków w miejscach pozbawienia wolności. Kiedy ludzie są źle traktowani przez władze i różne instytucje, przez silniejszych od siebie, nie może być milczenia.
Nie musi, ale może.
Oczywiste jest, że ta część działalności RPO nie będzie minimalizowana czy redukowana. O tym będzie mówił sam rzecznik, bo są to sprawy bardzo ważne dla wszystkich obywateli.
Nie słyszałam żadnych wypowiedzi prof. Wiącka na temat patrzenia władzy na ręce, na temat tego, że mamy problem z praworządnością...
RPO podejmował wiele problemów dotyczących praworządności i te interwencje w procedurach sądowych zapewne będą miały swoją kontynuację. O tym mówił prof. Wiącek podczas swojego wystąpienia w Senacie.
Nie słyszałam jego wypowiedzi o tym, że mamy do czynienia z torturami.
O torturach mówimy od dawna. Znamy konkretne przypadki takich sytuacji i podejmowaliśmy wiele interwencji. System prawa wymaga głębokich zmian i uwzględnienia przestępstwa tortur w prawie karnym. Zapoznamy rzecznika z dotychczasowymi działaniami, o których też donosiły media.
Rozmawiała pani już z prof. Wiąckiem o Biurze RPO? Pytam, bo pracujecie państwo na tym samym Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego.
Nie, nie rozmawiałam. Procedura wyboru dopiero się zakończyła. Panu rzecznikowi przedstawimy zespoły specjalistów w Biurze RPO i krok po kroku zapoznamy z naszą działalnością. Nie mam obaw. Profesor Wiącek ma ogromną wiedzę na ten temat. A nasz urząd i tak działa bez przerwy. Po tym, jak Trybunał Konstytucyjny zadecydował, że 15 lipca musiał zakończyć pracę prof. Adam Bodnar, RPO reprezentuje rzecznik Stanisław Trociuk, jego dotychczasowy zastępca. Jest tu od momentu stworzenia Biura RPO.
Dla obecnej władzy Adam Bodnar to lewak.
A dla mnie propaństwowiec. Tworzył urząd tak, jak wszyscy wybitni poprzednicy. RPO jest obecnie obywatelskim bastionem. My tu np. wszyscy wiemy, jak dla obywatela ważna jest niezawisłość sędziów, niezależność sądów. Żaden z RPO nie był w takiej sytuacji jak Adam Bodnar. Kryzys praworządności wymusił niezwykłą aktywność. Trzeba było do tego odwagi, kompetencji i wrażliwości społecznej. Bodnar pociągnął za sobą ludzi. Tu jest zespół na rozpędzonych obrotach. Biuro rzecznika i sam rzecznik...
Są władzy niepotrzebni.
Są filarem obywatelskim.
To powtórzę: są władzy niepotrzebni.
Władza wie, że RPO przeszkadza i że ma przeszkadzać. I ja też powtórzę: rzecznik w różnych aspektach działalności patrzy władzy na ręce. Każdej władzy.
Wyciągnęliście z tarapatów Bartłomieja Misiewicza.
Misiewicz przebywał w areszcie po wpłaceniu kaucji. W tej sprawie interweniował rzecznik. Dla RPO nie była ważna przynależność polityczna. Nie była i nie jest. Nieważne, czy ktoś został zatrzymany na proteście Strajku Kobiet czy na Marszu Niepodległości. Widzimy ogromną represyjność działań, która objawia się przedłużającymi się tymczasowymi aresztami. Nie mamy na to wpływu, ale mamy prawo sprawdzać, jak kto jest traktowany. Zapamiętałam jedną z historii ogromnej represyjności władzy, która dotyczyła brytyjskiego prawnika, z pochodzenia Hindusa. Ta sprawa była już publicznie przedstawiana, lecz jest na tyle ważna, że warto ją ponownie przytoczyć. Prawnik ten przyjechał zwiedzać Warszawę. Na Okęciu został zatrzymany, ponieważ Interpol rozesłał za nim tzw. czerwoną notę na zlecenie sądu Indii. Powód? W Indiach obowiązuje ustawa antyposagowa – jeśli rozwodzisz się z żoną, to musisz zwrócić posag, jeśli nie zwrócisz, to jesteś ścigany.
A on się rozwiódł i nie zwrócił, czyli został zatrzymany zgodnie z prawem.
Nie! Posagu, jak twierdził, w ogóle nie dostał, bo ożenił się z biedną kobietą. W Indiach po rozwodzie aresztuje się nie tylko byłego męża, lecz także wszystkie osoby, które brały udział w weselu. Z tego powodu w więzieniach przebywa tam ponad 3 mln ludzi. Proszę sobie wyobrazić absurd tej sytuacji. Zanim go odwiedziłyśmy wraz z Ewą Dawidziuk, dyrektor do spraw wykonywania kar w areszcie śledczym, dowiedziałyśmy się, że był źle traktowany przez współwięźniów.
W pewnej warszawskiej komendzie spotkałam policjanta oddelegowanego gdzieś z Polski, z niewielkiego miasteczka. To był czas Strajku Kobiet. Powiedział mi wprost: gdybym postępował tak w mojej miejscowości, jak policja w Warszawie, to moja żona i moja matka wywiozłyby mnie na taczkach z domu, a znajomi nie podaliby mi ręki
Na czym polegało złe traktowanie?
Rasistowskie komentarze, teksty w rodzaju: „Tu jest Polska, tu się mówi po polsku”. Do tego przeklinanie, wyzywanie. Z naszej praktyki wynika, że pojawienie się w areszcie śledczym lub zakładzie karnym przedstawicieli Biura RPO ma efekt mrożący i łagodzący. Proszę sobie wyobrazić tę emocjonalną sytuację: przychodzimy, a wysoki, szczupły mężczyzna, przerażony, wtula się w nas. Siedział 60 dni. Ciekawa była decyzja sądu o tymczasowym aresztowaniu. Zapadła w sobotę. Temu człowiekowi postawiono zarzut bigamii. Do tej pory nie wiemy dlaczego. Takich sytuacji związanych z czerwoną notą Interpolu jest wiele. Dotyczą też np. Ukraińców, którzy brali udział w wojnie ukraińsko-rosyjskiej – po stronie ukraińskiej oczywiście. Przyjechali do Polski i niestety zostali tymczasowo aresztowani w celu deportowania do Rosji. Tam czekają ich łagry. Proszę zauważyć, jaki ciężar odpowiedzialności spoczywa na sądzie. Kilka dni temu rozmawiałam z grupą sędziów o tymczasowych aresztach, które, niestety, stają się w Polsce automatem. W ostatnim czasie ich liczba wzrosła prawie o sto procent. To dane z raportu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Od 1993 r. tymczasowe aresztowania są wielkim problemem. Wielokrotnie Rada Europy apelowała o stosowanie alternatywnych środków, np. dozoru policyjnego, a w przypadku kary pozbawienia wolności – w znacznie szerszym zakresie dozoru elektronicznego.
Pani szefowała biuru Rady Europy w Polsce.
I doskonale to pamiętam. W pandemii te apele się nasiliły. Jednak władza obecnie patrzy sędziom na ręce, sprawdza, czy wystarczająco surowo są karani ci, którzy popełniają przestępstwa. A często dotyczy to sytuacji, w których nie wiadomo, czy na pewno popełnili przestępstwo. Uważa się, że bezpieczniejsze dla sądu, dla sędziego jest zatrzymanie takiej osoby aniżeli stosowanie innych metod.
Sądy chcą się przypodobać władzy i dlatego stosują wobec ludzi tymczasowe aresztowanie – tak mam to rozumieć?
W wielu przypadkach – tak. Bywa też tak, że sędziowie zdają sobie sprawę, że wobec odpowiedzialności dyscyplinarnej, która wisi nad nimi, jak miecz Damoklesa, bezpieczniej jest dmuchać na zimne i orzekać areszt tymczasowy. Poza tym jest pęd proceduralny: wszystko dzieje się na szybko, prawo do obrony jest zminimalizowane, adwokaci mówią, że na przejrzenie akt sprawy dostają niewiele czasu. A tak naprawdę tymczasowy areszt powinien być alarmem dla całego wymiaru sprawiedliwości. Nie tędy droga. Nieuzasadniona represyjność może zburzyć człowiekowi całe życie. Ktoś, kto nie był w takim miejscu, jak zakład karny, może sobie pomyśleć: trzy miesiące aresztu, to nie jest tak długo, można wytrzymać. Otóż, często nie można wytrzymać. Często to są nie trzy miesiące, lecz zdecydowanie dłużej, nawet lata. Te tzw. reformy sądownictwa wprowadzone przez obecną władzę jeszcze pogłębiają dysfunkcje wymiaru sprawiedliwości i wypaczają działania sądów i prokuratorów. Posiedzenia niejawne, jednoosobowy skład sędziowski, ograniczenia dla adwokatów. A miało być szybciej i sprawniej. Poza tym do zakładu karnego można przyjąć osobę w ciężkim stanie zdrowia. Mówi o tym rozporządzenie wydane w czerwcu 2015 r.
Koniec rządów Platformy Obywatelskiej.
I to niestety funkcjonuje nadal. W związku z tym mamy wiele osób, które nigdy nie powinny znaleźć się w zakładach karnych. Są w stanie terminalnym. Władza nie ma oczywiście interesu, by to zmienić. Takim osobom trzeba jednak zapewnić leczenie. Zasadą jest, że powinno być na takim poziomie, jakby chodziło o pacjentów na wolności. Są oczywiście złe i dobre przypadki. Pamiętam sytuację młodego człowieka, u którego ujawniła się choroba nowotworowa podczas krótkiej kary pozbawienia wolności. Wystąpił o przerwę w wykonywaniu kary. Byłam oburzona, że sąd się na to nie zgodził. Pojechałam do szpitala do tego człowieka i wtedy zdałam sobie sprawę, jaki mądry to był sąd. Okazało się, że chłopak otrzymał leczenie o najwyższym standardzie. Myślę, że na wolności, biorąc pod uwagę długość procedur, mógłby nie przeżyć.
I to może dla niektórych onkologicznie chorych się wydawać niesprawiedliwe.
Takie potraktowanie chorego jest w pełni uzasadnione. Ten człowiek zdaje sobie sprawę, że sąd uratował mu życie. W większości przypadków nie jest jednak tak dobrze. Opowiem historię z Gębarzewa, z tamtejszego zakładu karnego. Dowiedziałam się, że został tam tymczasowo aresztowany za pedofilię schorowany, bardzo wiekowy mężczyzna. Pojechałam. Okazało się, że w trakcie zatrzymania nie miał aparatu słuchowego. Rozmawiając z nim, zauważyłam znaczący ubytek słuchu. Krzyczałam do niego, czy coś podpisywał. A on, że „nie ma okularów, więc nie wie, co podpisywał”. A sprawa wygląda tak, że po sąsiedzku mieszkało autystyczne dziecko. Starszy pan razem z psami i tym dzieckiem chodził na spacer. Siedzieli na ławce w parku. Dziecko wtuliło się w niego. Przejeżdżał autobus, kierowca zawiadomił policję, że w parku jest pedofil. Trzy miesiące aresztu. Bez leków, bez wsparcia.
Wyciągnęła go pani z tego aresztu?
Prokurator zgodził się na uchylenie aresztu. Sprawa zakończyła się pozytywnie. Niedawno dostałam informację o starszej pani, która jest oskarżona o działanie w zorganizowanej grupie przestępczej. Po udarze, mdlejąca, z częstymi napadami padaczki. Lekarz nakazał jej dwa razy dziennie mierzyć ciśnienie. Średnie 200 na 110. Nie miała do tego aparatu. Na szczęście trafiliśmy na rozsądnego dyrektora zakładu karnego, który miał świadomość, że od niego zależy zdrowie i życie tej kobiety. Wszystkich nas ponoszą emocje, kiedy widzimy wielką krzywdę ludzką. Ostatnio dyrektor jednego z zakładów karnych mówi do mnie, że jest u niego prawie 90-latek, który został tymczasowo aresztowany za przemoc w rodzinie. Pan opiekuje się żoną chorą na Alzheimera. Pani wyszła z domu, on jej zaczął szukać. Okazało się, że pani trafiła na policję i powiedziała, że mąż ją „szturgnął lagą”. Policja przyjechała, kajdanki i tymczasowy areszt. Gdzie był prokurator, gdzie był sąd? Oczywiście są sędziowie fantastyczni, są odpowiedzialni prokuratorzy, a ja mówię o jednostkach, którym zabrakło wrażliwości i odpowiedzialności. Mówię o sytuacjach indywidualnych, które nigdy nie powinny się zdarzyć. Ten 90-latek jeszcze jest w zakładzie karnym. Nie mam mocy sprawczej, by mu pomóc wyjść. Jestem jednak pewna, że nigdy nie powinien znaleźć się w więzieniu. To wszystko dzieje się szybko, automatycznie. W przypadku prawnika brytyjskiego jego adwokat obliczył, że od momentu wejścia sędzi do momentu jej wyjścia upłynęło 10 minut. I te 10 minut zrujnowało życie temu człowiekowi. Przedstawiciele RPO powinni w zasadzie każdego dnia odwiedzać komendy, areszty, zakłady karne, domy pomocy społecznej i nie tylko. Wszystkie te miejsca, w których prawa człowieka są naruszane. Takim przykładem jest Krajowy Ośrodek Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie, gdzie przebywa w bardzo złych warunkach 91 osób.
Które miały być zagrożeniem dla społeczeństwa ze względu na wysokie prawdopodobieństwo popełnienia przestępstwa.
W sprawie Gostynina RPO kierował wystąpienia generalne, w których zwracał uwagę na drastyczne naruszenia praw przebywających tam osób – choćby to, że w niektórych oddziałach mieszka się w salach 8-osobowych, a temperatura jest bliska 30 stopni i nie można otworzyć okien. Nie widać, by sytuacja uległa znacznej poprawie. W Polsce jest wiele pogłębiających się obszarów naruszeń praw człowieka.
Policja się radykalizuje?
Na ten temat jest wiele raportów, w tym raport Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur dotyczący wydarzeń, które miały miejsce w Polsce od października 2020 r. Mówi on, że naruszone zostały wszystkie zasady, wszystkie gwarancje antytorturowe. Warto w tym miejscu przypomnieć raport ad hoc Komitetu Przeciwko Torturom Rady Europy, który dotyczył miejsc policyjnych. Mówi on o bardzo złej sytuacji i wręcz prognozuje pogorszenie się zachowań policji. Zastanawiam się, jak do takiej brutalizacji policji w naszym kraju doszło. Znam wielu ludzi, którzy byli koszmarnie traktowani przez policję. Człowiek stoi z tekturką na proteście i jest popychany przez policjantów. Kiedy potem staje przed sądem, jest oskarżany o lżenie policjanta, naruszanie jego nietykalności. Jedna sytuacja dotyczyła oskarżenia o naruszenie nietykalności funkcjonariusza przez drobną kobietę. Sąd pyta: „Ile pan mierzy wzrostu?” – „185 cm” – odpowiada. „A ile waży” – pyta dalej sąd. „Razem z ekwipunkiem 100 kg”. Sąd dopytuje, czy policjant był sam i okazuje się, że obok było jeszcze trzech funkcjonariuszy, podobnej postury, czyli razem ponad 400 kg. Lżyła i naruszała ich nietykalność cielesną kobieta ważąca 55 kg. Widziałam film, na którym od tego naruszania aż jej spadły buty. Kobieta była ciągana, popychana, powalona na ziemię. W pewnej warszawskiej komendzie spotkałam policjanta oddelegowanego gdzieś z Polski, z niewielkiego miasteczka. To był czas Strajku Kobiet. Powiedział mi wprost: gdybym ja postępował tak w mojej miejscowości, jak policja w Warszawie, to moja żona i moja matka wywiozłyby mnie na taczkach z domu, a znajomi nie podaliby mi ręki. Wiem, że wśród tych policjantów jest wielu przyzwoitych ludzi. Ale są tacy, u których budzi się jakiś demon zła, czują przyzwolenie i biją, używają gazu, łamią ręce. Mam nadzieję, że zbadane zostaną przypadki nadużywania przez policję przymusu bezpośredniego. Radykalizacja często wypływa niestety z przekazów odgórnych i parasola ochronnego. Oczywistym jest, że nie wolno ludzi uczestniczących w pokojowych demonstracjach bić i używać w stosunku do nich gazu. Naruszano też immunitet posłanek i posłów, pobito dziennikarzy. To są zdarzenia, które nigdy nie powinny mieć miejsca.
Pani może wejść ot tak do komendy policji i sprawdzać, co się tam dzieje?
Tak. Mam do tego stosowne dokumenty. Krajowy Mechanizm Prewencji Tortur działający przy Biurze RPO – grupa specjalistów z prawnikami, lekarzami, psychologami – też ma takie uprawnienie. Dotyczy to wszystkich miejsc pozbawienia wolności, a także domów pomocy społecznej. KMPT ma dostęp do dokumentów, w tym do dokumentacji medycznej. Po takiej wizytacji dostajemy ogromny, szczegółowy raport, a potem sprawdzamy rekomendacje, które zostały przedstawione.
Do każdego miejsca nie traficie.
Pracownicy biura znają swoją misję, chcą ją kontynuować. Zaszczyt z tymi ludźmi pracować. Naprawdę. Z drugiej strony to jest dramatycznie niedofinansowana instytucja, z budżetem rocznym w wysokości 35 mln zł, do którego nie są wpisane remonty czy kupno nowych komputerów. Jak można np. powierzyć RPO możliwość składania skarg nadzwyczajnych, nie dając na to dodatkowego etatu? Przecież dla ludzi skarga nadzwyczajna to ostatnia deska ratunku. A często są to tomy akt, które trzeba przejrzeć, przeanalizować. Wyłuskujemy sprawy, które są najpilniejsze, dotyczące zdrowia i życia. Kilka dni temu byłam w pewnym mieście i doszłam do wniosku, że muszę zobaczyć, co się dzieje w komendzie, w której w zeszłym roku doszło do dwóch przypadków dramatycznych: do zgonów młodych ludzi.
Do zabójstw?
Procedury są nadal w toku. Wiemy, że jedna z tych osób została zatrzymana przez policję i miała być dowieziona do zakładu karnego na odbycie kary pozbawienia wolności, krótkiej kary. Nie dowieziono jej jednak. Z radiowozu wyciągnięto zwłoki. Widziałam zdjęcia z prosektorium. Pokazałam je ekspertom międzynarodowym. Twarz zmasakrowana. Mam nadzieję, że wszystko zostanie wyjaśnione. W tym samym miejscu zginął też drugi młody człowiek. Jest wynika z sekcji, zmarł przez uduszenie. Miał kontakt tylko z funkcjonariuszami.
Grzegorz Przemyk w 1983 r. został zakatowany przez milicjantów, kilka lat temu Igor Stachowiak był torturowany przez policjantów we Wrocławiu i teraz dwaj kolejni.
Żaden policjant nie został jeszcze oskarżony w tych sprawach. Trwa postępowanie. Kiedy niedawno byłam tam na miejscu, powiedziano mi, że w tym drugim przypadku – uduszenia człowieka – zostanie zorganizowany eksperyment.
W tych dwóch wydarzeniach brali udział ci sami policjanci z tej samej komendy?
Myślę, że w tych przypadkach ważne jest, by dać jakąś nadzieję na sprawiedliwość i otuchę tym, którzy zostali. Pracownicy naszego zespołu wykonywania kar mają kontakt z rodzinami, z bliskimi. Sprawami zajmuje się też nasz zespół prawa karnego. Pamiętam komendanta tej jednostki, który nie chciał ujawniać żadnych informacji, zachowywał się po prostu okropnie. Kiedy byłam tam rok temu, sytuacja była trudna, policja odpychająca. Teraz, godzina 20.00, wchodzę, uprzedzająco grzeczny policjant, przyjeżdża zastępczyni komendanta. Mogę wejść wszędzie, gdzie chcę, porozmawiać ze wszystkimi zatrzymanymi w cztery oczy. Pytam: pani komendant, co się stało, co tu się zmieniło? I słyszę: kiedy tu przyszłam, to pierwsza rzecz, jaką zarządziłam, to było szkolenie z zakresu praw człowieka. Ogromna, pozytywna zmiana.
W normalnej sytuacji policjanci nie mają takich szkoleń?
Szkolenia dla policjantów zostały dramatycznie zredukowane. Ze 164 godzin rocznie zostało 60. Wiem, że takie niezapowiedziane wizytacje mają znaczenie, dają do zrozumienia, że władza w różnych aspektach nie jest poza kontrolą. Pojawienie się naszych specjalistów w domach pomocy społecznej, którzy badają, jak przebywający tam ludzie są zaopiekowani socjalnie, medycznie, psychologicznie, również jest ważne. Coraz częściej jesteśmy proszeni o odwiedzanie takich miejsc. Rodzi to czasem sytuacje nietypowe. Z bardzo wiarygodnego źródła dostaliśmy informację, że w pewnym mieście działa nielegalny dom seniora, w którym jest dramatyczna sytuacja, podopieczni są źle traktowani. Pojechałam tam zupełnie znienacka. Najpierw zaczęłam pytać sąsiadów i słyszę, że w każdą niedzielę jest bardzo głośno, bo seniorzy urządzają sobie o pierwszej po południu karaoke. Weszłam do ośrodka, zajrzałam wszędzie, rozmawiałam z seniorami i okazało się, że wszystko jest w porządku. Był tylko jeden, niestety poważny, mankament – dom działał nielegalnie. Wydaje się, że otrzymaliśmy informację od konkurencji. Ale trzeba sprawdzić.
Pani rzeczniczko – chyba tak tu do pani się zwracają.
Przyszłam tu z mniej formalnego, bo uniwersyteckiego środowiska. A tu, pani rzeczniczko... Jak dzwoni do mnie więzień, to mówi do mnie: pani Haniu.
Opowiem historię z Gębarzewa, z tamtejszego zakładu karnego. Dowiedziałam się, że został tam tymczasowo aresztowany za pedofilię schorowany, bardzo wiekowy mężczyzna. Bez leków, bez wsparcia
Hanna Machińska, zastępczyni rzecznika praw obywatelskich, doktor nauk prawnych, od lat zaangażowana we wdrażanie europejskich standardów w dziedzinie ochrony praw człowieka i prawa antydyskryminacyjnego do prawa polskiego.