- Oświadczenie I prezes SN można odczytać także w aspekcie relacji pomiędzy organami władzy państwowej a TSUE. W tym wymiarze mamy do czynienia z pogłębieniem konfliktu. Postanowienie TSUE obowiązuje, nie zostało uchylone, a więc powinno być wykonywane, ale nie będzie - tłumaczy dr hab. Jacek Zaleśny.

Co takiego komunikuje I prezes SN w swoim oświadczeniu?

Dr hab. Jacek Zaleśny: Zarządzenie I prezes SN jest prostą konsekwencją podjętego wyroku, w którym TK orzekł, że podstawa prawna, na podstawie której zostały wydane postanowienia tymczasowe, jest - w zakresie o którym mowa - niezgodna z polską Konstytucją. W konsekwencji nastąpiło więc uchylenie tej podstawy prawnej. Ale oświadczenie to można odczytać też w innym aspekcie: relacji pomiędzy organami władzy państwowej a TSUE. W tym wymiarze mamy do czynienia z pogłębieniem konfliktu. Postanowienie TSUE zostało wydane, obowiązuje, nie zostało uchylone, a więc powinno być wykonywane, ale nie będzie.

Można się więc spodziewać, że TSUE będzie podejmować kolejne kroki, zmuszające do jego realizacji.

Zarządzenie z 5 maja wstrzymywało przekazywanie spraw dotyczących postępowań dyscyplinarnych sędziów, należących do właściwości SN - ID. Do czasuwydania wyroku przez TSUE miały być przekazywane do sekretariatu pierwszego prezesa SN.

Tak. Teraz w kontekście wyroku TK, nie ma podstaw prawnych, by Izba Dyscyplinarna SN nie rozstrzygała w sprawach dyscyplinarnych sędziów, radców czy adwokatów. A skoro tak, to będzie się to odbywać z tą konsekwencją, że osoby obwinione będą kwestionować zdolność izby do działania w tym zakresie oraz wszelkie jej rozstrzygnięcia.

Co dalej?

Można się spodziewać, że część z tych spraw będzie trafiać do Trybunału w Strasburgu w kontekście niezagwarantowania prawa do sądu w rozumieniu art. 6 Europejskiej konwencji praw człowieka. Można też prognozować, że Trybunał w Strasburgu będzie miał wątpliwości co prawidłowości obsady organu i co do samego rozstrzygnięcia.

Czeka nas wiec eskalacja sporu.

I rozciągniecie w czasie . A to ma swoje daleko idące konsekwencje. Bo osoby o – powiedzmy - problematycznym stanie prawnym, podejmują setki tysięcy czynności czynności w kwestii egzekwowania prawa. Z punktu widzenia stabilności aktu prawnego nie jest to niczym dobrym ani pożądanym.