Po jednej stronie przedstawiciele premiera, prezydenta, prokuratora generalnego oraz Sejmu, a po drugiej RPO, który ostrzega przed polexitem. TK wysłuchał stron i odroczył sprawę do czwartku.

Wczoraj Trybunał Konstytucyjny pochylał się nad wnioskiem premiera Mateusza Morawieckiego o zbadanie zgodności Traktatu o Unii Europejskiej z polską ustawą zasadniczą. Prezes Rady Ministrów zdecydował się wnieść wniosek do TK po tym, jak w marcu tego roku Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej orzekł, że brak sądowej kontroli uchwał Krajowej Rady Sądownictwa zawierających wniosek o powołanie na urząd sędziego Sądu Najwyższego mógł naruszać unijne prawo. Pytania TSUE zadał Naczelny Sąd Administracyjny rozpatrujący odwołania od uchwał KRS. Chodziło o konkursy do SN, na skutek których do najważniejszego sądu w Polsce zostali powołani m.in. obecna I prezes SN Małgorzata Manowska czy też rzecznik prasowy SN Aleksander Stępkowski. NSA, po otrzymaniu odpowiedzi od TSUE, uchylił uchwały KRS, jednocześnie jednak zastrzegł, że nie ma kompetencji, aby oceniać prezydenckie akty powołania na urząd sędziego SN.
Podczas wczorajszej rozprawy przed TK swoje stanowiska przedstawili wszyscy uczestnicy postępowania przed TK, w tym przedstawiciel wnioskodawcy, reprezentanci Sejmu, prezydenta, a także rzecznik praw obywatelskich. Ten ostatni domagał się, aby TK zawiesił postępowanie i zwrócił się z pytaniem prejudycjalnym do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Jak tłumaczył Adam Bodnar, pozwoliłoby to poszukać rozwiązania w duchu dialogu. Odnosząc się do jego wniosku, Krzysztof Szczucki, przedstawiciel prezesa Rady Ministrów, zauważył, że o dialogu nie byłoby wówczas mowy, gdyż TK, po udzieleniu odpowiedzi przez TSUE, nie miałby innego wyjścia, jak zastosować się do zawartych w nim wytycznych. A wówczas nie byłby to dialog, ale monolog ze strony luksemburskiego trybunału.
RPO zwrócił się również o to, aby wniosek premiera został rozpatrzony przez TK w pełnym składzie. Postępowanie toczy się bowiem w składzie pięcioosobowym. Jak przypomniał Bodnar, kiedy TK badał w przeszłości traktaty unijne, to zawsze robił to właśnie w pełnym składzie. Wymaga tego bowiem ranga tego typu spraw. – Jak patrzę na te puste fotele, to się zastanawiam, dlaczego nie siedzą w nich sędziowie – mówił RPO.
To wywołało ostrą reakcję ze strony Julii Przyłębskiej, przewodniczącej składu orzekającego. Jej zdaniem żaden z uczestników postępowania nie ma kompetencji, by składać tego typu wnioski. – Może pan skierować co najwyżej taki apel – podkreśliła Przyłębska.
W trakcie przedstawiania stanowisk stron zarysował się wyraźny dwugłos. Po jednej stronie mieliśmy przedstawicieli: wnioskodawcy, prezydenta, prokuratora generalnego oraz Sejmu, a po drugiej osamotniony RPO wraz ze swoimi współpracownikami. Ta pierwsza grupa nie miała wątpliwości co do tego, że TK może ocenić, jak to zostało ujęte we wniosku premiera, wykreowaną przez TSUE na gruncie Traktatu o UE normę prawną, która ma pozwalać polskim sądom na odstąpienie od stosowania polskiej konstytucji i umożliwienie im badania sędziowskiej niezawisłości. I że normę taką powinien uznać za niezgodną z ustawą zasadniczą.
– TSUE nie może wyposażyć sądów krajowych w kompetencje do pomijania konstytucji. TSUE sam bowiem nie został traktatami w taką kompetencję wyposażony – mówił Krzysztof Szczucki. Jak podkreślał, TK, wydając orzeczenie w tej sprawie, nie będzie osamotniony. A to dlatego, że już wcześniej trybunały konstytucyjne innych państw członkowskich uznały się za właściwe do badania prawa unijnego. Tak było np. w Niemczech czy Rumunii.
Na drugim biegunie znalazł się Adam Bodnar. Jego zdaniem TK nie powinien zajmować się wnioskiem premiera.
– Należy zadać sobie pytanie, czy w tym postępowaniu nie chodzi tak naprawdę o pozorną kontrolę konstytucyjności prawa – mówił RPO. Jego zdaniem orzeczenie TK, jeśli będzie zgodne z wnioskiem Mateusza Morawieckiego, będzie miało tak naprawdę na celu legitymizowanie zmian, jakie obóz rządzący przeprowadza w zakresie wymiaru sprawiedliwości. Zmian, które w jego ocenie godzą w polską konstytucję. Dlatego też zdaniem Bodnara nie można uznać, do czego próbowali wczoraj przekonywać trybunał pozostali uczestnicy postępowania, że we wniosku premiera chodzi o ochronę suwerenności państwa i porządku konstytucyjnego.
RPO podkreślał również, że TK, wydając orzeczenie w tej sprawie, będzie igrał z ogniem i że może to być kolejny krok na drodze do polexitu, a także może doprowadzić do zablokowania wypłaty Polsce środków unijnych.
To wystąpienie spotkało się z ostrą reakcją pozostałych uczestników postępowania. Najmocniej skrytykował Bodnara Arkadiusz Mularczyk występujący w imieniu Sejmu. Jego zdaniem RPO wpisuje się swoimi działaniami w plan opozycji, która chce, aby Polska nie uzyskała unijnego wsparcia. Jego twierdzeniom zaprzeczał sam zainteresowany, podkreślając, że jego postawa wynika z troski o Polskę.