Utracone dzieła sztuki spędzają sen z powiek najlepszym specjalistom. Także prawnikom.

Amerykańscy prawnicy Khochinsky’ego z bostońskiej kancelarii Sullivan & Worcester LLP nie składają broni. Mecenas Nicholas O’Donnell, partner w kancelarii, zapowiada, że złożony zostanie wniosek o ponowne rozpatrzenie sprawy przez sąd apelacyjny, tym razem w pełnym składzie. Przeszkodą jest amerykańska ustawa o immunitetach państwa, która co do zasady uniemożliwia wytaczanie powództw przeciwko suwerennym państwom. Prawnicy Khochinsky’ego mają nadzieję, że w przypadku ich klienta sprawa zostanie jednak rozpatrzona po ich myśli, a jeśli trzeba, będą składali kasację do Sądu Najwyższego.
Rzeczpospolitą reprezentowała w sądzie apelacyjnym kancelaria K&L Gates. Ani reprezentująca Polskę w sądzie federalnym mec. Desire F. Moore, ani biuro prasowe kancelarii nie odpowiedzieli na prośbę o komentarz w momencie składania tekstu do druku.
Amerykański Urząd ds. Imigracji i Służby Celnej potwierdza, że współpracuje z Polską oraz innymi krajami przy odzyskiwaniu dzieł sztuki utraconych w czasie II wojny światowej, jak również w innych przypadkach. – Delegatura urzędu przy konsulacie we Frankfurcie w latach 2010–2020 prowadziła 29 spraw związanych z zaginioną sztuką oraz dobrami kultury – wyjaśnia Birtney Walker z biura prasowego. – 10 z nich dotyczyło bezpośrednio Polski, z czego dziewięć zakończono sukcesem.
Jako przykład wymienia sprawę obrazu „Św. Filip chrzczący sługę królowej Kandaki” odzyskanego przez Ministerstwo Kultury za czasów Bogdana Zdrojewskiego.
Także dzisiaj resort nie ustaje w wysiłkach na rzecz odzyskania dóbr kultury. Nie ustają też poszukiwania „Portretu młodzieńca”.
– Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego poszukuje wszystkich utraconych obiektów zarejestrowanych w bazie strat wojennych. „Portret młodzieńca” Rafaela jest jednym z ponad 63 tys. poszukiwanych dóbr kultury – potwierdza Anna Bocian, rzeczniczka prasowa resortu. – Samo odnalezienie dzieła dopiero rozpoczyna najbardziej wymagającą pracę Wydziału ds. Restytucji Dóbr Kultury, czyli proces restytucyjny, który za względu na swoją złożoność i delikatną materię wymaga czasu i dyskrecji.
Codzienny monitoring międzynarodowego rynku dzieł sztuki, współpraca z policją oraz międzynarodowymi partnerami doprowadziły do odzyskiwania wielu obrazów. W ostatnich latach np. „Zimy w małym miasteczku” (1872) Maksymiliana Gierymskiego, „Portretu prezydenta Ignacego Mościckiego” (1931) Kazimierza Pochwalskiego, „Martwej natury (ananas i banany)” z 1896 r. Józefa Pankiewicza. – Efektem współpracy z agentami FBI było m.in. odzyskanie miniatury „Autoportret” Lizinki de Mirbel z 1833 r. i obrazu „Ulica wraz z ruiną zamku” (z końca XIX w.) Roberta Śliwińskiego z kolekcji dzisiejszego Muzeum Narodowego we Wrocławiu.
Wysiłki podejmowane są także przy okazji współpracy unijnej. Korzystając z systemu wymiany informacji IMI, wydział złożył tylko od początku 2019 r. ponad 100 wniosków o zwrot dóbr. Czy Polacy stoją na straconej pozycji w walce o utracone dobra? Profesor Kamil Zeidler z Uniwersytetu Gdańskiego uważa, że nie.
– Jest tu jeszcze wiele do zrobienia. Kiedyś znaczenie miały tu działania MSZ, dziś cała nadzieja w departamencie MKiDN. Jest tam zespół świetnie przygotowanych specjalistów, którzy z wielkim zaangażowaniem tropią polskie dziedzictwo kultury za granicą. Ale są też wspaniałe przykłady, gdy zwroty najważniejszych zabytków dokonują się poza rządami i ministerstwami – tłumaczy prof. Zeidler. Za przykład podaje gotycki ołtarz Pietas Domini. Po 75 latach ten liczący prawie 600 lat ołtarz powraca do Gdańska dzięki umowie zawartej między Bazyliką Mariacką a niemiecką Unią Kościołów Ewangelickich.
– Międzynarodowa ochrona dziedzictwa kultury jest coraz bardziej zintegrowana – wyjaśnia ekspert. – Z jednej strony są wprowadzane coraz lepsze rozwiązania systemowe, z drugiej coraz więcej zaskakujących i zdumiewających zdarzeń pokazuje, że głębsza współpraca międzynarodowa jest niezbędna. I dotyczy to wszystkich aspektów prawa ochrony dziedzictwa kultury oraz restytucji dóbr kultury. Wyjdźmy od sprawy najogólniejszej: od roli państwa, a konkretnie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego we wszystkich tych sprawach. Otóż w ostatnich latach, co trzeba podkreślić, rola Polski na arenie międzynarodowych stosunków kulturalnych bardzo wzrosła. Zaczęliśmy uczestniczyć we wszystkich ważnych gremiach międzynarodowych w sposób nie tylko formalny, lecz także merytoryczny – mówi ekspert. – Znów mamy głos w UNESCO, ICCROM, ICOMOS, ICOM, UNIDROIT. To osobista zasługa wiceminister Magdaleny Gawin, prof. Katarzyny Zalasińskiej, dr Magdaleny Marcinkowskiej. Mamy jednak nadal ogromne zaległości, zwłaszcza w ratyfikacji ważnych konwencji UNESCO, a także UNIDROIT z 1995 r. Zwłaszcza brak ratyfikacji tej ostatniej stawia Polskę na marginesie międzynarodowych stosunków kulturalnych – mówi prof. Zeidler.
W 2021 r. następują zmiany ustawy o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy oraz finansowaniu terroryzmu. Przedsiębiorcy zajmujący się obrotem lub pośrednictwem w obrocie dziełami sztuki, przedmiotami kolekcjonerskimi oraz antykami, przechowywaniem, obrotem lub pośrednictwem w obrocie tymi towarami (w zakresie transakcji o wartości równej lub przekraczającej równowartość 10 tys. euro) zostaną od 31 lipca objęci szczególnymi obowiązkami, m.in. informacyjnymi. Powinno to ułatwić przynajmniej śledzenie losów dzieł sztuki.
Horror II wojny światowej oraz ogromne straty, jakie światowa kultura poniosła w jej wyniku, pchnęły ochronę dóbr kultury, zabytków i dziedzictwa kulturowego do przodu. Pierwsze wysiłki na rzecz stabilizacji podjęto jeszcze w latach 40. XX w. To właśnie wtedy przedstawiciele państw alianckich i Chin uzgodnili podstawy powołania i ramy działalności UNESCO. Organizację założono już po wojnie, 16 listopada 1945 r. Strona polska od samego początku aktywnie brała udział w jej tworzeniu jako jeden z sygnatariuszy. Trudno się dziwić, biorąc smutne losy naszych własnych dzieł sztuki utraconych w czasie wojennego koszmaru, by wymienić tylko „Portret młodzieńca” pędzla Rafaela. Samo UNESCO nie jest jednak w stanie zabezpieczyć wszystkiego. Dlatego powstały kolejne organizacje pozarządowe, komitety, agencje współdziałające ze sobą, jak również przy tworzeniu międzynarodowych aktów prawnych. Przede wszystkim chodzi o Międzynarodową Radę Muzeów (ICOM) czy Międzynarodowe Centrum Badań nad Ochroną i Konserwacją Dziedzictwa Kulturowego. Kolejne międzynarodowe konwencje oraz organizacje poświęcone ochronie zabytków i dóbr kultury nie zawsze jednak wystarczają do należytej ochrony.
Polska może być podręcznikowym wręcz przykładem problemów z dziełami utraconymi. „Portret młodzieńca” to chyba najgłośniejszy przypadek (nie licząc może Bursztynowej Komnaty). Do Polski trafił dzięki staraniom księżnej Izabeli Czartoryskiej i wszedł w skład kolekcji zwanej Wielką Trójką wraz z „Damą z gronostajem” Leonarda Da Vinci i „Krajobrazem z miłosiernym Samarytaninem” Rembrandta.
O ile dzieła Rembrandta i da Vinci wróciły do domu, o tyle nikt nie wie, co się stało z „Portretem młodzieńca”. Kolejne przenosiny i zmiany miejsca pobytu w wojennej zawierusze sprawiły, że zaginął najprawdopodobniej gdzieś na Dolnym Śląsku, jeśli nie został zniszczony. Kiedy w powojenne poszukiwania intensywnie zaangażował się Stefan Zamoyski, mąż Elżbiety Czartoryskiej, i chciał o nim porozmawiać ze współpracownikiem Hansa Franka odpowiedzialnym m.in. za ukrywanie zbiorów zrabowanych przez nazistów, Wilhelmem Palezieux, ten zginął nagle w wypadku samochodowym kilka tygodni przed spotkaniem.
Pomimo zakrojonych na szeroką skalę międzynarodowych wysiłków Zamoyskiego, Stanisława Lorenza, dyrektora Muzeum Narodowego, czy prof. Karola Estreichera oraz administracji Stanów Zjednoczonych obraz do dzisiaj pozostaje nieodnaleziony. Tak jak Bursztynowa Komnata jest jednym z tysięcy utraconych dzieł sztuki. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego skatalogowało jak do tej pory ponad sześćdziesiąt tysięcy pozycji.
Czasami jednak się udaje namierzyć utracone dobra kultury i wtedy na scenę wchodzą prawnicy. Nie tylko międzynarodowe kancelarie, ale także te specjalizujące się w sprawach związanych z odzyskiwaniem mienia. Jednym z głośniejszych sporów jest sprawa handlarza sztuki Alexandra Khochinsky’ego, obywatela USA, syna oficera Armii Czerwonej. Zainteresował się nim polski rząd, gdy odkryto, że jest w posiadaniu „Dziewczyny z gołębiem” pędzla Antoine’a Pesne’a. XVIII-wieczny obraz znalazł się w centrum sporu prawnego przekraczającego strefy czasowe i granice.
Sprawa Khochinsky’ego trwa bardzo długo.
– Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego od 2010 r. prowadzi sprawę restytucji obrazu Antoine’a Pesne’a będącego stratą wojenną Muzeum Narodowego w Poznaniu. Od 2013 r. na wniosek MKiDN toczy się postępowanie karne prowadzone przez Prokuraturę Okręgową w Poznaniu – wyjaśnia rzecznik prasowy resortu, odmawiając jednak szczegółów z uwagi na toczące się śledztwo.
Polska rozpoczęła starania o odzyskanie dzieła sztuki, gdy znajdowało się jeszcze na terytorium Rosji. Zgodnie z tamtejszym prawem nie można zwracać dóbr kultury zrabowanych przez Niemców w czasie II wojny światowej bez rekompensaty, ponieważ są one zdaniem Rosjan… rekompensatą za ich straty wojenne. A strony nie doszły do porozumienia.
Khochinsky twierdzi, że obraz jest w posiadaniu jego rodziny i nie pochodzi z kradzieży. Toczy batalię sądową we Francji, gdzie Polacy zażądali ekstradycji Khochinsky’ego po tym, jak sąd w Poznaniu w 2013 r. wydał nakaz aresztowania. Francuski sąd przychylił się do argumentacji prawników Khochinsky’ego, podnosząc kwestię niezawisłości i niezależności polskiego sądownictwa po reformie. Kwestia ekstradycji Khochinsky’ego upadła także w sądach amerykańskich w 2015 r.
W 2018 r. handlarz sztuki złożył w sądzie w Waszyngtonie pozew przeciwko Polsce. Jak argumentuje, długotrwały spór naruszył poważnie jego interesy i w konsekwencji utrudnił funkcjonowanie w zawodzie. W pierwszej instancji sąd w Waszyngtonie oddalił powództwo Khochinsky’ego. Tuż przed oddaniem tekstu do druku sąd apelacyjny dla Dystryktu Columbia podtrzymał decyzję sądu pierwszej instancji.