- Jeśli chcemy dbać o dobro dzieci, musimy mieć ujednolicone standardy postępowania ze sprawcami, uwzględniające dożywotnią opiekę terapeutyczną - uważa prof. Danuta Rode, psycholog, biegła sądowa, kierownik Zakładu Psychologii Sądowej na Wydziale Psychologii Uniwersytetu SWPS w Katowicach.

ikona lupy />
Prof. Danuta Rode, psycholog, biegła sądowa, kierownik Zakładu Psychologii Sądowej na Wydziale Psychologii Uniwersytetu SWPS w Katowicach / Materiały prasowe / SWPS
Kiedy umawiałyśmy się na tę rozmowę, zgodziłyśmy się co do wstępnej diagnozy postępowania ze sprawcami przestępstw motywowanych seksualnie – jeśli popełnisz przestępstwo, to wysiłki skupią się na ujęciu cię, zapewne trafisz do więzienia, ale kiedy wyjdziesz, zapomnimy o tobie do czasu, aż popełnisz kolejne przestępstwo. Czy w Polsce w ogóle można mówić o systemie nadzoru nad takimi sprawcami?
Nie. Nie mamy jednolitych standardów postępowania z nimi, zwłaszcza gdy opuszczają zakłady karne. Nawet osoby z zaburzeniami preferencji seksualnych często są pozostawione same sobie. Jeśli sprawca w trakcie odbywania kary jest ujęty w tzw. systemie terapeutycznym, to po zakończeniu wyroku może trafić pod nadzór prewencyjny lub do Krajowego Ośrodka Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie. Jeśli nie jest, to zwalniamy go do domu i nie mamy o nim żadnej wiedzy.
Spróbujmy to uporządkować. Zacznijmy od diagnozy, czy sprawca ma zaburzenia preferencji seksualnych, czy nie ma, bo od tego w znacznej mierze zależy sposób postępowania z nim. Diagnoza zaś zależy od biegłych. Kiedy wkracza biegły?
W sprawach, o których mówimy, biegłymi są psychiatrzy, psychologowie kliniczni i seksuologowie kliniczni. Kreślą sylwetkę psychologiczną sprawcy, charakterystykę osobowości, w tym zwłaszcza jej funkcjonalnych i strukturalnych właściwości z perspektywy psychopatologii, potrzeb oraz preferencji seksualnych. Czasami jest pytanie o poczytalność sprawcy: czy był w stanie kierować swoim zachowaniem. Diagnoza pozwala sądowi wydać wyrok i postanowienie w zakresie postępowania z nim.
Czym różni się sprawca, który ma zaburzenia preferencji seksualnych, od tego, który nie ma takiej diagnozy?
Typów sprawców jest kilka, ale kluczowe jest jedno rozróżnienie dychotomiczne, tzn. na pedofilów preferencyjnych i niepreferencyjnych, tzn. takich, dla których jedynym obiektem popędu seksualnego są niedojrzałe płciowo dzieci, i takich, którzy swój popęd seksualny zaspokajają z dorosłym partnerem, jednak pod wpływem określonej sytuacji mogą dokonać czynu na tle pedofilnym. Dziecko staje się zastępczym obiektem seksualnym.
Czy sprawcy preferencyjnemu, np. pedofilowi, który realizuje swoje potrzeby seksualne tylko w kontakcie w dziećmi, łatwo się wymknąć z sieci diagnostycznej? Chcę nawiązać do jednej z głośnych ostatnio spraw – Tomasza M., który zabił chłopca. 13 lat temu również porwał dziecko, miał pornografię dziecięcą, ale prokuratura i sąd wówczas nie powiązały ze sobą tych faktów. Podobnie można stawiać pytanie o zaburzenia na podłożu seksualnym, np. sadyzm, w przypadku Dawida J., który pierwszego zabójstwa dokonał jako nastolatek.
Procedowanie diagnostyczne jest szczelne. Jednak wszyscy sprawcy przestępstw takich, jak wykorzystanie dziecka, zgwałcenie, zabójstwo, to osoby, które przejawiają dysfunkcje w osobowości, charakterologiczne. Mają skłonności do zachowań manipulacyjnych. Manipulują – faktografią, emocjami, zachowaniem – dążąc do realizowania własnego celu: „jestem niewinny, normalny”. Może się zatem zdarzyć, że sprawca otrzyma nie do końca adekwatną diagnozę.
Mamy zatem dwa rodzaje sprawców. Jakie są różnice w postępowaniu z nimi, gdy trafią do więzienia?
Są zakłady karne, które mają specjalistyczną kadrę zajmującą się sprawcami preferencyjnymi. To np. Rawicz, Rzeszów. Skazany, choć zdiagnozowany wcześniej, przechodzi tam potwierdzającą diagnozę i jest włączany do systemu terapeutycznego.
Żeby jednak terapia była skuteczna, ważna jest motywacja: czy jest wewnętrzna, świadoma, czy manipulacyjna, z obowiązku. W zakładzie karnym ta motywacja oczywiście może być różna, ale musimy wykorzystać czas w izolacji. Najczęściej stosowanym podejściem jest terapia poznawczo-behawioralna. Nie zmienimy osobowości sprawcy, ale możemy pomóc w nauce kontroli zachowań poprzez nabywanie umiejętności analizowania, wnioskowania i rozpoznawania problemów oraz ich konstruktywnego rozwiązywania. Ważne jest też kształtowanie i wzmacnianie umiejętności empatyzowania. Nie skorygujemy preferencji seksualnych, ale uświadamiamy skazanemu, co zrobił, jaką rolę odegrał, jak do tego doszło. Możemy starać się, by zaczął działać bardziej empatycznie i w poczuciu winy. Czy to się udaje – nie wiemy do końca.
Ograniczenie tej terapii związane jest też z tym, że psychologowie, którzy ją prowadzą, są jednocześnie zatrudnieni jako funkcjonariusze. Podlegają dyrekcji zakładu, trudno zatem mówić, że relacja między terapeutą a osadzonym jest taka sama, jak relacja między terapeutą a pacjentem na wolności. W Niemczech czy Holandii terapeuta jest osobą z zewnątrz.
Ci sprawcy, którzy również dopuścili się przestępstwa motywowanego seksualnie, ale nie mają diagnozy zaburzeń preferencji seksualnych, mogą zatem w ogóle nie trafić do takiego więzienia, w którym jest specjalistyczna sekcja terapeutyczna. Z nimi też można by było pracować nad rozpoznaniem, co ich doprowadziło do przestępstwa, nad empatią, kontrolą, ale oni już na bardzo wczesnym etapie niejako wypadają z oddziaływania terapeutycznego.
Może się tak zdarzyć. Być może na etapie oceny skazanego przy przyjmowaniu do zakładu karnego jest on kierowany na jakąś terapię, ale tego nie wiemy, bo nie jest to obowiązkowe.
Zupełnie znikają z pola widzenia sprawcy, którzy dostali kary w zawieszeniu.
Tak. Podobnie w przypadku umorzenia. Te osoby zostają ze swoimi problemami same, bo one nie znikają.
Mówiłyśmy o oddziaływaniu terapeutycznym. Jak rozumieć kategorię resocjalizacji w odniesieniu do sprawców motywowanych seksualnie?
Sama izolacja w nikłym stopniu wpływa na zapobieganie takim czynom, jak czyny pedofilne, w nikłym stopniu zapobiega temu, że sprawca wróci do tego samego przestępstwa. Natomiast w powiązaniu z pomocą terapeutyczną i leczeniem farmakologicznym w pewnym zakresie ogranicza to ryzyko. Sprawca, opuszczając więzienie, powinien „wskoczyć” pod pieczę odpowiednich instytucji, gdzie dostanie np. leki obniżające poziom testosteronu, będzie chodził trzy razy w tygodniu na terapię.
Mam świadomość, że wiele osób może się zastanawiać: dlaczego mamy o nich dbać? Powinni być ukarani. Chciałabym jednak podkreślić, że poprzez opiekę specjalistyczną nad osobami z zaburzeniami ochraniamy dobro dzieci. Jeśli sprawcy są tylko izolowani, to mamy mocno ograniczony wpływ na ich dalsze postępowanie, bo nie zmieniają niczego w sobie, pozostają tacy sami.
W analizie Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości dotyczącej skazanych za czyny pedofilne obejmującej sprawy z 2015 r. tego samego przestępstwa dokonało ponownie 5 proc. sprawców. Z badań amerykańskich nad skutecznością grup terapeutycznych dla sprawców preferencyjnych wynika, że powrót do przestępstwa jest na poziomie 16–19 proc., zaś w przypadku sprawców, którzy przeszli terapię, zmniejsza się do 10–14 proc.
W literaturze mówi się wręcz, że jedna trzecia sprawców ponowi czyn pedofilny. Nie chcę demonizować, ale nie łudziłabym się co do możliwości całkowitej zmiany sprawców. Preferencje seksualne są mocno zakorzenione. Czynników, które zmniejszają lub zwiększają ryzyko powrotu do przestępstwa, jest wiele. To indywidualne cechy sprawcy, takie jak potencjał intelektualny, poziom umiejętności poznawczych i emocjonalnych, osobowość, motywacja. To również oddziaływanie terapeutyczne, ale i dostępność takiej pomocy w trybie interwencyjnym. Zależy to także od otoczenia czy rodziny, która potem taką osobę na swoje łono przyjmuje. Dobrze, jeśli rodzina dostrzega problem, mówi: zrobimy wszystko, żeby ci pomóc, gorzej, gdy mówi: zamykamy sprawę i zapominamy.
Chcę zwrócić uwagę na nowy nurt: zarządzania prawdopodobieństwem ryzyka wystąpienia kryminalnej przemocy. Na podstawie oceny osobowości sprawcy można dokonać prognozy przyszłego zachowania. Mamy metody pomiaru ryzyka przemocy seksualnej, o których pisał Józef Krzysztof Gierowski, a co ważne na niektóre z czynników ryzyka można oddziaływać.
Czy pedofil, sprawca przestępstwa o podłożu seksualnym, powinien być objęty pieczą terapeutyczną do końca swojego życia?
Tak. Powinien być pod opieką cały czas. Terapeutyczny kontakt pozwala ustalić, z czego wynikają aktualne kłopoty, napięcia, dostrzec powtarzające się schematy i zastanowić się, co zrobić teraz, a co w przyszłości.
Grup terapeutycznych dla sprawców preferencyjnych jest mało. Zastanawiam się, co w tym ułomnym systemie funkcjonuje. Mamy nadzór prewencyjny, Rejestr Sprawców Przestępstw na Tle Seksualnym, Krajowy Ośrodek Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie. Uporządkujmy te elementy.
Nadzór prewencyjny w tej formule, w jakiej funkcjonuje dziś, został wprowadzony tą samą ustawą z 2013 r., na mocy której powstał ośrodek w Gostyninie. Sprawcy, którzy po zakończeniu wyroku nie trafiają do ośrodka (a to zależy od decyzji sądu) i wychodzą na wolność, mają być pod kontrolą policji. Muszą np. informować policję o zmianie miejsca zamieszkania, zatrudnienia, imienia lub nazwiska, także wyjazdach.
W Rejestrze Sprawców Przestępstw na Tle Seksualnym jest obecnie ponad 1000 osób. Właściwie ma on praktyczny wymiar tylko dla organizacji i instytucji pracującymi z dziećmi, które muszą sprawdzać, czy ich pracownicy i wolontariusze są w nim ujęci czy nie.
Nie ma natomiast innego rodzaju rejestru, dostępnego dla wszystkich specjalistów, którzy na jakimś etapie pracują ze sprawcą, gdzie byłaby całość biografii takiej osoby. Postępowania wobec niej, wyroki, opinie biegłych, terapie, inne formy leczenia, także oczywiście informacje o miejscu pobytu.
I wreszcie docieramy do ośrodka w Gostyninie, krytykowanego przez wielu prawników, również przez rzecznika praw obywatelskich, którego biuro przeprowadza tam wizytacje. W raporcie z marca RPO pisze wprost, że przy obecnym przeludnieniu niemożliwa jest jakakolwiek praca z osobami tam umieszczonymi.
Ośrodek pełni niemalże dwie funkcje: izolacji i terapii. Trafiają tam najcięższe przypadki, osoby, u których jest „wysokie prawdopodobieństwo” – cokolwiek to znaczy ‒ że powtórzą czyn. Praca w tym ośrodku powinna być bardzo zindywidualizowana, ale przy przeludnieniu działania są ograniczone.
W raporcie RPO jest mowa o tym, że 20 z 91 osób, które przebywają w Gostyninie (gdzie maksimum jest 60 miejsc), mogłoby opuścić ośrodek i trafić pod nadzór prewencyjny.
Przeludnienie w Gostyninie będzie narastać. Jedną z przyczyn jest to, że skoro nie mamy ujednoliconych standardów postępowania ze sprawcami, to nie wiemy, co z nimi robić na wolności. Jako państwo działamy doraźnie – tu może Ośrodek Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym, tu może komisja ds. pedofilii, która niedawno powstała.
Co zatem powinniśmy robić?
W przypadku sprawców czynów pedofilnych nadrzędnym celem jest ochrona dzieci. Obejmuje to, co dotyczy postępowania ze sprawcą od strony karnej, ale i terapeutycznej oraz musi obejmować opiekę nad dziećmi pokrzywdzonymi, a także stałe uświadamianie i dzieci, i dorosłych o zagrożeniach.
Tymczasem nie mamy edukacji dzieci i to już od przedszkola. Nie chodzi o to, by się bały, ale powinniśmy je uczyć, jak przerwać rozmowę, która im nie odpowiada, jak powiedzieć „nie” dorosłemu, kształcić czujność i umiejętności, które by je powstrzymały np. przed odejściem z obcą osobą. To powinna być forma zabawy, odgrywania scenek itd.
Gdy badam dzieci wykorzystane seksualnie, to okazuje się, że obok tej sytuacji było często wiele osób i nikt nie zareagował. Nikt nie zapytał: czy znasz tego pana? gdzie idziecie? Musimy dla dobra dzieci przekroczyć barierę „to nie moja sprawa”, najwyżej potem przeprosimy. Nasza uważność ratuje dziecko.