W Polsce nie ma żadnej dyskryminacji. Była, owszem, dawniej i dotykała ludzi niezgadzających się z oficjalną linią PZPR. A teraz nie ma. Tak można by streścić zasadniczy argument, jakiego w swoim liście do rektora UJ użył prof. Ryszard Legutko.

Ale nie o dyskryminację antykomunistów tym razem chodzi. Europoseł odwołuje się do historii tylko po to, by w czymkolwiek (w starych zasługach) zakotwiczyć opinię o bynajmniej nie historycznej rzeczywistości. Tej nie zna. „Nie znam działalności tej komórki” – pisze o Studenckim Ośrodku Wsparcia i Adaptacji, czyli jednostce, która ma przeciwdziałać dyskryminacji na uniwersytecie. Ale wie, że jeśli takie grupy istnieją, to „niepokorni akademicy są zastraszani (…). Grupy studenckich hunwejbinów obrażają niepoprawnych wykładowców, zrywają wykłady, niekiedy dopuszczają się wręcz ataków fizycznych (…). We wszystkich takich sytuacjach antydyskryminacyjne struktury głęboko się angażują, lecz nie po stronie prześladowanych, a prześladujących”.
Kto jest tym prześladowanym (na szczęście jeszcze nie teraz – przypominam, że dyskryminacja w naszym kraju skończyła się wraz z upadkiem PZPR). Otóż ci, którzy nie zgadzają się na podział inny niż kobieta/mężczyzna. To oni będą na naszych uniwersytetach (a co, jeśli ten trend wymknie się poza ich mury?) obrażani, zastraszani, a nawet atakowani fizycznie. Chwilowo wydaje się, że trend jest przeciwny. Według Agencji Praw Podstawowych w 2020 r. w Polsce nękania doświadczyło 59 proc. osób LGBT+.
Mam pomysł. Wpiszmy wreszcie preferencje seksualne do katalogu kryteriów sprawiających, że przestępstwo zyskuje klasyfikację zwaną potocznie „z nienawiści” czy „motywowane uprzedzeniami”, czyli do art. 119 k.k. (dyskryminacja) Na razie znieważenie czy naruszenie nietykalności cielesnej popełnione z powodu rasy, narodowości, pochodzenia etnicznego, wyznania lub bezwyznaniowości ściga się z urzędu. Jeśli zostaną popełnione „tylko” z powodu orientacji seksualnej czy tożsamości płciowej ofiary, są ścigane z oskarżenia prywatnego. Aby więc zapobiec przyszłym i ewentualnym atakom na osoby według prof. Legutki zagrożone przez osoby LGBTQ+, a w razie ich wystąpienia ścigać je z całą stanowczością, wystarczy uznać, że tożsamość płciowa (jakakolwiek) i orientacja seksualna (jak wyżej) jako motywacja przestępstwa „zwiększają” jego ciężar. Sprawców przykładnie by się karało (do 5 lat pozbawienia wolności), a przede wszystkim poszkodowani w ogóle zgłaszaliby się na policję. Nie baliby się, że nie zostaną podjęte żadne czynności. A osoby na celowniku „hunwejbinów” nie obawiałyby się pojawiać w niektórych miejscach, jak to się teraz (wg raportu RPO) dzieje w przypadku 51 proc. osób LGBT+. Wszyscy byliby zadowoleni!