Amerykański dyplomata napisał do polskiej marszałek Sejmu list, którym chce wpłynąć na pracę nad regulacjami dotyczącymi reprywatyzacji. Według źródeł DGP złamał obyczaj dyplomatyczny i jest na cenzurowanym polskich władz.
Amerykański chargé d’affaires napisał do marszałek Sejmu list, którym chce wpłynąć na pracę nad regulacjami dotyczącymi reprywatyzacji. Chodzi o projekt ustawy o zmianie ustawy – Kodeks postępowania administracyjnego, którą parlament ma zająć się jutro. Chargé d’affaires USA Bix Aliu przekonuje, że zamknie ona drogę Ocalonym z Holokaustu do dochodzenia roszczeń. W notatce MSZ, której treść poznał DGP, czytamy, że takie stanowisko jest błędne. Nasi rozmówcy przekonują, że różnica zdań może otworzyć spór Warszawa – Waszyngton porównywalny do wojny o nowelizację ustawy o IPN.
Polskie władze uznały za niedopuszczalną interwencję Aliu. – On nawet nie pełni funkcji ambasadora. Czy można sobie wyobrazić sytuację, w której dyplomata jakiegokolwiek państwa pisze w ten sposób do spikera Izby Reprezentantów? – pyta źródło DGP. Sytuacja jest niekorzystna dla Aliu, bo projekt ustawy popiera również opozycja. – Ten problem trzeba rozwiązać, bo dziś w każdej chwili można stwierdzić nieważność decyzji sprzed 30 czy 50 lat – mówi DGP Arkadiusz Myrcha z PO.
Co napisał Aliu do Elżbiety Witek?
„Pragnę wyrazić głębokie zaniepokojenie w sprawie ustawy, która – jeśli zostanie przyjęta – spowoduje nieodwracalne straty dla Ocalonych z Holokaustu i ich rodzin. Rozumiemy, że projekt ustawy efektywnie uniemożliwi odzyskanie lub kompensację za utracone mienie w okresie Zagłady i komunizmu. W takim wypadku zarówno Żydzi, jak i ci, którzy nie są pochodzenia żydowskiego, nie otrzymają nic” – pisze do drugiej osoby w państwie, przywołując JUST Act. Dokument opublikowaliśmy wczoraj.
– List każe zadać pytanie, czy panu chargé d’affaires zależy na stosunkach z Polską, czy też wyłącznie na własnym rozgłosie – mówi DGP polskie źródło dyplomatyczne. Kolejny rozmówca przekonuje, że Aliu w ten sposób „odpala” kampanię przeciw regulacjom reprywatyzacyjnym. – Temat ma znacznie większy potencjał niż kwestie ideologiczne i różnice między polską prawicą a nową demokratyczną administracją w USA. Aliu wybrał jednak formę, która go kompromituje i nie zbliża do kompromisu – komentuje. Rozmówca odsyła do analizy MSZ.
„Przyjęcie proponowanej zmiany powinno wygasić zgłaszanie części roszczeń przez byłych właścicieli lub ich spadkobierców, dotyczących nieruchomości przejmowanych przez Państwo Polskie po II wojnie światowej, których przejęcie przez Skarb Państwa nastąpiło w drodze decyzji administracyjnych wydawanych z rażącym naruszeniem obowiązującego wówczas prawa. Nie oznacza jednak pozbawienia ich prawa do żądania odszkodowania przed sądem powszechnym” – czytamy w dokumencie resortu spraw zagranicznych, który poznał DGP. Według MSZ ani wyrok TK, ani zmiany w kodeksie postępowania administracyjnego nie wzbudzają wątpliwości prawnych, o których pisze Aliu.
List do Elżbiety Witek dotyczy projektu ustawy, który ma być przedmiotem obrad środowego posiedzenia Sejmu (II czytanie) i który – o dziwo – nie budzi napięć między większością rządzącą a opozycją. Wręcz przeciwnie, opozycja projekt wspiera.
– Ten problem trzeba rozwiązać, bo dziś w każdej chwili można stwierdzić nieważność decyzji sprzed 30 czy 50 lat. To dotyczy nie tylko kwestii reprywatyzacyjnych, ale także innych, np. budowlanych, choć reprywatyzacyjna to najpoważniejszy problem, jaki trzeba rozwiązać – mówi DGP Arkadiusz Myrcha z PO. Jak podkreśla, to jedna z kilku inicjatyw kierownictwa komisji ustawodawczej, której celem jest wdrażanie niebudzących kontrowersji politycznych orzeczeń TK.
W prezydium komisji ustawodawczej stwierdziliśmy, że skoro Trybunał Konstytucyjny swoją działalnością nie daje nam za dużo pracy, to podejmiemy się realizacji zaległych wyroków TK. Z pomysłem dotyczącym uregulowania kwestii reprywatyzacji przyszła poseł PiS Barbara Bartuś – opowiada polityk PO. W rozmowie z DGP Bartuś mówi, że w jej okręgu sprawy zwrotu nieruchomości przez Łemków, wysiedlonych w ramach akcji Wisła, czy Ukraińców repatriowanych do ZSRR po zakończeniu wojny pojawiają się coraz częściej. I to mimo że wysiedleni otrzymywali mienie poniemieckie na ziemiach odzyskanych lub Ukraińska SRR miała z kolei zapewnić nieruchomości dla przesiedlanych z Polski. Dodaje, że dokumenty i przepisy, na podstawie których były wydawane decyzje, często nie istnieją, a właśnie na podstawie braku materiałów źródłowych stwierdzana jest często nieważność decyzji. – Uważam za zasadne, by to uciąć. Jeśli były rażące naruszenia prawa, to mieliśmy 30 lat wolnej Polski i był czas, żeby to zakończyć. Nie można stale wracać do tego, co robiła tamta władza. Tym bardziej że na podstawie obowiązujących przepisów dochodzi do wyłudzeń nieruchomości Skarbu Państwa, czyli naszej własności – mówi Barbara Bartuś.
W zeszłej kadencji próbował się z tym zmierzyć Senat, ale prace ugrzęzły. A wcześniejszym podejściem do problemu była ustawa reprywatyzacyjna przygotowana przez Patryka Jakiego w resorcie sprawiedliwości. Zresztą obecny projekt resort, który brał udział w pracach sejmowych, opiniuje pozytywnie.
Centrum Informacyjne Sejmu potwierdza, że marszałek Witek odebrała list, ale nie komentuje sprawy szerzej. „W stosownym czasie Marszałek Sejmu udzieli na nią odpowiedzi” – napisało w odpowiedzi na nasze pytania Centrum. List od amerykańskiej dyplomacji trafił także do polskiego MSZ oraz marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego. – Senat raczej poczeka na to, co wydarzy się w Sejmie – twierdzi osoba z jego otoczenia. Zdaniem Myrchy, skoro pojawiły się wątpliwości, można np. kwestie reprywatyzacyjne wyłączyć spod działania tej ustawy, choć wymagałoby to przygotowania jakichś kolejnych rozwiązań dla reprywatyzacji. Sceptyczna co do tego pomysłu jest Barbara Bartuś. Jak podkreśla, to właśnie kwestie reprywatyzacyjne legły u podstaw orzeczenia TK, które nowelizacja ma wykonać.
Naszego rozmówcy z obozu rządzącego list ze strony Amerykanów nie dziwi, zwłaszcza po doświadczeniach z awantury o nowelizację ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej przed trzema laty. – Bardziej mnie zastanawia, że wypływa to teraz, tuż przed prawdopodobnym uchwaleniem projektu przez Sejm. Ciekawe też, że dyplomacja amerykańska łączy Holocaust z działaniami władz komunistycznych – dodaje rozmówca DGP.
Chodzi o nowelizację kodeksu postępowania administracyjnego autorstwa Komisji Ustawodawczej, która wdraża orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 2015 r. Trybunał wskazał wówczas, że w prawie powinien się znaleźć okres przedawnienia roszczeń wobec decyzji wydanych z naruszeniem prawa. Pierwotnie nowelizacja proponowała w takim przypadku 30-letni okres. W trakcie prac nad projektem skorygowano zapisy i zgodnie z obecną wersją nie stwierdzałoby się nieważności decyzji, jeżeli od dnia jej doręczenia lub ogłoszenia upłynęło dziesięć lat, a także gdy decyzja wywołała nieodwracalne skutki prawne. Jak tłumaczy posłanka Bartuś, w takim przypadku można by się jednak ubiegać o odszkodowanie. Natomiast jeśli od dnia doręczenia lub ogłoszenia decyzji upłynęłoby 30 lat, nie wszczynałoby się postępowania w sprawie stwierdzenia nieważności decyzji. Dodano także punkt, że po wejściu w życie ustawy trwające obecnie postępowania administracyjne w sprawie stwierdzenia nieważności decyzji lub postanowienia umarza się z mocy prawa.
Projekt budzi nie tylko zastrzeżenia Amerykanów, ale też obywateli, którzy boją się, że zamknie on możliwość dochodzenia roszczeń reprywatyzacyjnych. Z kolei w Sejmie widać wokół niego zgodę. Jeśli kluby nie zgłoszą poprawek, powinien być przegłosowany na najbliższym posiedzeniu Sejmu – ocenia nasz rozmówca.