Pytanie o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału zostało zadane nie dlatego, że w orzecznictwie występują istotne rozbieżności, lecz po to, aby nie miały okazji powstać

Pierwsza prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska skierowała 29 stycznia 2021 r. wniosek o rozstrzygnięcie przez skład całej Izby Cywilnej SN sześciu zagadnień prawnych istotnych dla wykładni przepisów w tzw. sprawach frankowych. Izba Cywilna nie zbierze się wprawdzie w tej sprawie 25 marca 2021 r., jak zapowiadano, jednak problem pozostaje.
Odpowiedzi na pierwsze pięć pytań wydają się przewidywalne. Wyjątkowe jest zagadnienie nr 6. Chodzi w nim o dopuszczalność roszczenia banku o wynagrodzenie za korzystanie przez kredytobiorcę z kapitału w związku z orzeczeniem o upadku umowy kredytu. Zakładając, że kierunek orzeczniczy prowadzący do upadku umów kredytowych zostanie utrwalony przez SN, to właśnie kwestia rozliczeń między stronami będzie miała decydujące znaczenie dla problemu kredytów frankowych. Pytanie dotyczące prawa banku do wynagrodzenia za korzystanie przez kredytobiorcę z kapitału udostępnionego mu na podstawie „upadłej” umowy tzw. kredytu frankowego jest wyjątkowe także z innej przyczyny, o czym się nie mówi. Zostało ono bowiem zadane nie dlatego, że w orzecznictwie występują istotne rozbieżności, lecz po to, aby rozbieżności nie miały okazji powstać. Przyznaje to pierwsza prezes SN. To unikalna sytuacja. Unikalność sama w sobie jest wartością, ale czy w tym przypadku Izba Cywilna SN może odpowiedzieć na zadane pytanie?
We wniosku pierwszej prezes SN wymieniono łącznie dziewięć orzeczeń (w uproszczeniu: cztery przeciwko prawu banku do wynagrodzenia, a pięć za), które w ogóle w jakikolwiek sposób dotykają tej materii. Małgorzata Manowska wskazuje, że sprawa ta była bezpośrednio przedmiotem rozstrzygnięcia jedynie w dwóch (!) orzeczeniach (wyrok SA w Białymstoku z 20 lutego 2020 r., sygn. akt I ACa 635/19 oraz wyrok SO w Warszawie z 5 lutego 2020 r., sygn. akt XXV C 1669/16). Nie było zresztą między nimi rozbieżności. Pozostałe siedem orzeczeń odnosiło się do omawianej kwestii jedynie wpadkowo. Jak jednak wynika z wniosku, samo wynagrodzenie za kapitał nigdy nie było przedmiotem rozstrzygnięcia w tych sprawach. Co więcej, pierwsza prezes SN wymienia raptem dwa (sic!) orzeczenia SN, z których żadne nie dotyczyło bezpośrednio analizowanego problemu, a jedno z nich (sprzed prawie 30 lat!) w ogóle nie dotyczyło kredytów frankowych, tylko skutków odstąpienia od umowy sprzedaży samochodu osobowego (sic!).
Jako przykład orzeczenia reprezentującego pogląd o niedopuszczalności żądania przez bank wynagrodzenia za korzystanie przez kredytobiorcę z kapitału na podstawie „upadłej” umowy kredytu Małgorzata Manowska wskazała uchwałę SN z 6 września 1994 r. (sygn. akt III CZP 105/94). Ma ona ponoć pozostawać w kontrze do wyroku SN z 11 grudnia 2019 r. (sygn. akt V CSK 382/18), który możliwości żądania przez bank wynagrodzenia za kapitał udostępniony na podstawie „upadłej” następnie umowy kredytu frankowego co najmniej nie wyklucza, a wydaje się, że dopuszcza.
Co ma piernik do wiatraka?
Uchwała ta brzmi następująco: „Zasądzenie odszkodowania z tytułu niewykonania umowy sprzedaży samochodu według ceny samochodu z daty wyrokowania uzasadnia zasądzenie odsetek od tej daty”. Logika jest zrozumiała. Skoro wysokość odszkodowania uwzględnia już zmianę wartości pieniądza w czasie (ustalenie wysokości odszkodowania według cen z daty wyrokowania – art. 363 par. 2 k.c.), to dopiero od tej daty powinny być liczone ewentualne odsetki. Uchwała została zatem oparta na założeniu, iż: „(…) zasada, że odszkodowanie nie może być większe od doznanej szkody, (…) sprzeciwia się zasądzeniu odsetek za opóźnienie w zapłacie odszkodowania, w rozmiarze, w jakim łącznie z odszkodowaniem przewyższyłyby one wartość szkody”. Akcentuje ona zatem zasadę kompensacji jako jeden z fundamentów polskiego prawa cywilnego, co jest niekontrowersyjne.
Nie sposób jednak dostrzec, jaki ma to związek z roszczeniem banku o wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z kapitału w razie upadku umowy kredytowej. Odmowa uznania prawa banku do żądania wynagrodzenia za udostępniony kapitał na podstawie „upadłej” umowy kredytowej (darmowy lunch) z zasadą kompensacji nie ma nic wspólnego. Jeżeli już wyprowadzać jakikolwiek wniosek z przywołanej uchwały SN, to taki, że podkreślona w tej uchwale zasada kompensacji nakazuje przyjąć, że odmowa uznania prawa banku do żądania wynagrodzenia stanowiłaby aprobatę dla niesłusznego (bezpodstawnego) wzbogacenia konsumenta, za które płaciliby inni klienci banków (np. tzw. kredytobiorcy złotowi).
Podstawą rozstrzygnięcia uchwały SN III CZP 105/94 była przy tym wykładnia art. 494 k.c. (zasady rozliczenia stron w razie odstąpienia od umowy wzajemnej), a nie art. 405 k.c. (zasady rozliczenia bezpodstawnego [niesłusznego] wzbogacenia). Są to całkowicie odmienne konstrukcje prawne o całkowicie odmiennej funkcji. Stąd zawarte rozważania w uchwale SN z 6 września 1994 r. są bezużyteczne dla rozstrzygnięcia zasad rozliczenia skutków upadku umowy kredytu na podstawie instytucji bezpodstawnego (niesłusznego) wzbogacenia.
Po wyeliminowaniu powołanej uchwały SN ze zbioru rozbieżnych orzeczeń dotyczących (chociażby pośrednio) wynagrodzenia za kapitał zostaje nam łącznie osiem orzeczeń, w tym tylko jedno (!) zapadłe na poziomie Sądu Najwyższego i jedno (!) na poziomie Sądu Apelacyjnego. Jest to skąpe pole do ujawnienia się rozbieżności w orzecznictwie.
SN nie może ograniczać wolności orzeczniczej
Przesłanki do rozstrzygnięcia zagadnienia prawnego przez skład całej izby SN są ściśle określone w art. 83 par. 1 ustawy o SN. Jest to ujawnienie się w orzecznictwie rozbieżności w wykładni przepisów prawa będących podstawą orzekania. Stosownie zaś do art. 86 par. 1 ustawy o SN „Jeżeli skład Sądu Najwyższego uzna, że przedstawione zagadnienie wymaga wyjaśnienia, a rozbieżności – rozstrzygnięcia, podejmuje uchwałę, w przeciwnym razie odmawia jej podjęcia, a jeżeli podjęcie uchwały stało się zbędne – umarza postępowanie”.
Zadaniem SN nie jest zatem rozstrzyganie każdych wątpliwości prawnych, które pojawiają się w orzecznictwie, czy prewencyjne przeciwdziałanie okazji, aby takowe wątpliwości ujawniły się. SN powinien rozstrzygać wyłącznie te kwestie, co do których zostały powzięte istotne wątpliwości w orzecznictwie. Chociaż przepis art. 83 par. 1 ustawy o SN odnosi się także do rozbieżności w orzecznictwie sądów powszechnych, z systemowego punktu widzenia wątpliwości powinny ujawnić się na poziomie (i to co najmniej kilku) orzeczeń SN.
Jest to jeden z przejawów niezawisłości sędziowskiej oraz pokory ustawodawcy wobec różnych stanów faktycznych i możliwych rozwiązań prawnych. Stosownie do art. 178 ust. 1 Konstytucji RP „Sędziowie w sprawowaniu swojego urzędu są niezawiśli i podlegają tylko Konstytucji oraz ustawom”. Przedstawianie zagadnień prawnych do rozstrzygnięcia pełnemu składowi izby SN nie może służyć zamykaniu sądom powszechnym, a także składom orzekającym w danej izbie SN, przestrzeni dla dokonywania wykładni prawa. Prewencyjne przeciwdziałanie możliwości pojawienia się rozbieżności jest w takim przypadku niewskazane, bo ingeruje w fundamenty sędziowskiej niezawisłości. Różnica zdań w orzecznictwie w sprawach najtrudniejszych jest naturalna i wskazana, bo pozwala znaleźć optymalne rozwiązanie po wszechstronnym zbadaniu różnych możliwych stanów faktycznych i wariantów stosowania normy prawnej. Linia orzecznicza oznacza, że po zbadaniu wielu przypadków wykształcił się dominujący pogląd. Jednolitość orzecznictwa – wartość oczywistą – w sprawach najtrudniejszych poprzedzają często rozbieżności. Sąd Najwyższy, który sprawuje nadzór judykacyjny nad sądami powszechnymi, nie może ograniczać wolności sędziego w orzekaniu poprzez prewencyjną nieufność co do wykształcenia się kierunku, a następnie linii orzeczniczej. Kierunek orzecznictwa to droga – nierzadko pełna wątpliwości i poszukiwania, której celem jest osiągnięcie stanu linii orzeczniczej, którym w podobnych okolicznościach sądy rozstrzygają określony problem prawny podobnie.
Popełnione w pośpiechu błędy pozostają na długo
Istotne zagadnienie prawne może być dobrze rozstrzygnięte dopiero po wszechstronnym zbadaniu sprawy w toku praktyki orzeczniczej (w tym przez różne składy orzecznicze SN) i po ujawnieniu się skutków tych rozstrzygnięć. To jak badanie reakcji organizmu na szczepionkę. Wszystko wymaga czasu. Uchwały o mocy zasad prawnych powinny zapadać wtedy, gdy dany problem został wszechstronnie omówiony w orzecznictwie i doktrynie. Skład pełnej izby SN decydujący o – de facto ostatecznym – rozstrzygnięciu danego problemu prawnego działa wtedy ze świadomością, że w sprawie „wszystko zostało już powiedziane”, a mimo to nie wykształciła się jednolita linia orzecznicza.
Z taką sytuacją nie mamy do czynienia w sprawie wynagrodzenia za korzystanie z kapitału, skoro Sąd Najwyższy w ogóle nie miał jeszcze okazji nawet wprost się nią zająć. Jeżeli pełna izba zdecyduje się jednak rozstrzygnąć tę sprawę, to będziemy mieli do czynienia z poważnym falstartem i to sprzecznym z art. 178 ust. 1 Konstytucji RP. Kolejność powinna być bowiem inna. Najpierw są rozbieżności w orzecznictwie sądów powszechnych (istotne i w wielu wyrokach). Następnie zwykłe składy SN w drodze nadzoru judykacyjnego starają się je usunąć (kasacja), a gdy to się nie powiedzie i wystąpią rozbieżności w samym SN, jest czas na uchwałę całej izby. Pani pierwsza prezes SN poszła na skróty, chcąc stosować prewencyjny nadzór nad sądami powszechnymi i zwykłym składami SN, co jest naruszeniem wolności orzeczniczej i niezawisłości sędziowskiej. ©℗