Skazanie byłego prezydenta wywołało skrajnie różne komentarze mediów, obywateli i polityków

Nicolas Sarkozy nie jest wprawdzie pierwszym byłym francuskim prezydentem, który został skazany, jednak tym razem reperkusje sięgają chyba głębiej. Tym pierwszym był Jacques Chirac, który za tworzenie fikcyjnych etatów w merostwie Paryża i defraudację środków został skazany na dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu. Sprawa sięgała lat 90. XX w., a ponieważ lokatora Pałacu Elizejskiego chronił immunitet prezydencki, powróciła dopiero w 2011 r. Chirac ogłosił, że się z wyrokiem nie zgadza, ale apelacji nie wniósł.
Tym razem jest inaczej. Po pierwsze dlatego, że Nicolas Sarkozy został oskarżony o próbę korupcji już po tym, jak opuścił pałac, a dotyczyła ona aktywności z czasów, gdy był prezydentem. Po drugie: jego adwokaci zapowiedzieli apelację. Po trzecie wreszcie: przyjaciele byłego prezydenta okrzyknęli proces politycznym, przypominając wszem i wobec, że tak jak politycy nie powinni się mieszać do pracy sądów, tak sądy nie powinny wchodzić do polityki.
Z tą ostatnią tezą trudno się nie zgodzić, jest jednak jedno – bynajmniej nie drobne – zastrzeżenie. Jak właściwie ocenić, czy proces jest polityczny? I kto ma to robić? Opinia publiczna już zna odpowiedź – 62 proc. Francuzów uważa, że wymiar sprawiedliwości traktuje polityków łagodniej niż przeciętnych obywateli, a 50 proc., że było tak w przypadku Sarkozy’ego. Proszę spróbować ocenić.
Fakty
Proces był pokłosiem innej głośnej sprawy (pisała o niej na łamach „Prawnika” Dominika Bychawska-Siniarska w konteście wolności słowa dziennikarzy). Chodziło mianowicie o przekazywanie pieniędzy należących do miliarderki Lilianne Bettencourt na konta polityków związanych z rządem i ujawnienie rzekomego spisku wokół starszej pani przez niezależny portal (wraz z nielegalnie wykonanymi nagraniami rozmów). Sprawę umorzono. Po tej decyzji śledczych adwokat byłego już prezydenta miał się w jego imieniu kontaktować z sędzią śledczym Gilbertem Azibertem z Sądu Kasacyjnego w Paryżu, prosząc go o wpłynięcie na kolegów-sędziów (on sam nie miał ze śledztwem nic wspólnego, pracował w wydziale cywilnym), by usunąć z akt ewentualne wzmianki o udziale prezydenta w sprawie. W zamian miał obiecać użycie wpływów Nicolasa Sarkozy’ego dla uzyskania dla sędziego Aziberta lukratywnego stanowiska w Monako. Wyroki usłyszeli zarówno adwokat, jak sędzia i były prezydent. Ten ostatni: trzy lata więzienia z możliwością ubiegania się o warunkowe zwolnienie po roku (pikantny szczegół: karę można zamienić na dozór elektroniczny, której to możliwości w przypadku pozbawienia wolności na dłużej niż sześć miesięcy sam Sarkozy – lansujący w czasie swojej kariery politycznej wielokrotnie „polityki zero tolerancji” – się sprzeciwiał).
Domniemania
Komentatorzy z prawej strony sceny politycznej, która byłego prezydenta uznała za etatową ostatnią deskę ratunku (choć on sam już dawno ogłosił, że zakończył karierę i nie zamierza się ubiegać o powrót do pałacu), twierdzą, że wyrok jest „zemstą sędziów” na Sarkozym, który jako minister spraw wewnętrznych, a potem prezydent wielokrotnie wypominał wymiarowi sprawiedliwości zbytnią pobłażliwość albo opieszałość. Konflikty zdarzały się jednak raczej z pionem śledczym. O konfuzji nazewniczej – sędzia orzekający vs sędzia śledczy, czyli de facto zupełnie inne funkcje – przypominają w tym kontekście komentatorzy ze strony lewej.
Wątliwości
Jest jednak w sprawie jedna niejasność. Nicolas Sarkozy został skazany przez niezależny sąd i z poszanowaniem prawa do rzetelnego procesu (i ma zagwarantowaną – wcale nie tak długo obecną we francuskim prawie – możliwość apelacji). Są też jednak wątpliwe podstawy wszczęcia całego postępowania. Otóż były nimi przechwycone przez wymiar sprawiedliwości rozmowy między byłym prezydentem a jego prawnikiem na nieoficjalnej linii, a konkretnie przez dwa przedpłacone telefony kupione na nazwisko Paul Bismuth. Zachowanie takiej ostrożności (nie ma wątpliwości co do prawdziwej tożsamości rozmówców) sugeruje, że przygotowywali się oni do popełnienia czynu zabronionego. Z drugiej strony – budowanie aktu oskarżenia na podsłuchanej rozmowie adwokata z klientem jest etycznie wątpliwe. Oczywiście w tym przypadku istniało uzasadnione podejrzenie, że prawnik popełnił przestępstwo, a sąd uwzględnił dowód zgodnie z regułami sztuki. Nie zmienia to faktu, że we francuskiej przestrzeni publicznej pojawia się na kanwie tej sprawy pytanie: „co z tajemnicą adwokacką?”. Zwłaszcza że jej wzmocnienie ma być jednym z elementów wielkiej reformy prawa karnego, której wstępne założenia upublicznił minister sprawiedliwości Éric Dupond-Moretti.
Reforma
– Tajemnica zawodowa, którą przypisujemy prawnikom, jest korzystna przede wszystkim dla strony sporu, czy to autora czynu zabronionego, osoby niewinnej czy ofiary. Tajemnica ta musi być lepiej chroniona i chcę ją uwzględnić w postępowaniu karnym – podkreślił minister w wywiadzie w „Le Point”. Powiedział też, że chce zmienić nazwę na „tajemnicę obrony”. Podkreślił, że przeszukanie biur, podsłuchiwanie lub dostęp do szczegółowych rachunków telefonicznych powinny być możliwe tylko w przypadku podejrzenia, że dany prawnik popełnił przestępstwo. Dupond-Moretti stwierdził też jednak, że należy zrewidować etykę prawników takich jak adwokaci, notariusze, komornicy, urzędnicy sądów gospodarczych, którzy często są „bramą” do instytucji dla stron procesowych. „Aby ustrzec się przed podejrzeniami o korporacjonizm, ci specjaliści sami zażądali modyfikacji swoich zasad etycznych. Ważne jest, aby strony sporu wiedziały, że istnieją możliwe środki zaradcze i że są one uproszczone” – powiedział minister. Szczegóły praktyczne mają wkrótce zostać określone w projekcie zmiany kodeksu.
Minister – do niedawno prawdziwa gwiazda palestry (a także sceny, bo występował w Salle Pleyel z monodramem o… sobie samym) – jest skądinąd doskonałą ilustracją tezy, że bliższa koszula ciału. Nie tylko wyraźnie wypowiada się po stronie pełnomocników. Także stawia się w opozycji wobec sędziów – i śledczych, i orzekających. W sierpniu np. zainicjował postępowanie przeciwko trzem sędziom zaangażowanym we wszczęte przez Krajową Prokuraturę Finansową (PNF) dochodzenie z 2014 r. w… innej sprawie z udziałem byłego prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego. Dwa główne związki zawodowe sądownictwa potępiły atak na niezależność sądownictwa i wezwały sędziów do zgromadzenia się w sądach w całym kraju. Odbyły się też manifestacje na ulicach.
Jak się okazuje, nie tylko w Polsce wszystko jest polityczne. ©℗