Co druga skarga nadzwyczajna kierowana przez prokuratora generalnego jest nieskuteczna – wynika z danych statystycznych udostępnionych DGP przez Prokuraturę Krajową

8,7 tys. pism z wnioskami o wywiedzenie skargi nadzwyczajnej trafiło do Prokuratury Krajowej, z czego rozpoznano już ponad 7,8 tysiąca
Skarga nadzwyczajna została wprowadzona do polskiego porządku prawnego w 2018 r., a ostatnio zrobiło się o niej głośno na skutek inicjatyw ustawodawczych Senatu i prezydenta. Oba te podmioty skierowały do Sejmu projekty zmierzające do wydłużenia okresu na wnoszenie tzw. starych skarg nadzwyczajnych.
Problemy ze skargami
Konkretnie chodzi o wydłużenie o dwa lata, a więc do kwietnia 2023 r., terminu na wnoszenie tych skarg, w których orzeczenia uprawomocniły się w okresie od uchwalenia konstytucji, czyli od 1997 r., do dnia wejścia w życie obecnie obowiązującej ustawy o SN (t.j. Dz.U. z 2021 r. poz. 154), czyli do kwietnia 2018 r. Potrzebę tej zmiany tłumaczono dużą liczbą wniosków o złożenie takiej skargi, kierowanych przede wszystkim do PG (patrz: grafika) oraz tym, na jakim etapie znajdują się obecnie takie sprawy.
DGP postanowił więc przyjrzeć się temu, jak do tej pory podmioty mające najszerszą kompetencję do wnoszenia skarg nadzwyczajnych, a więc rzecznik praw obywatelskich i właśnie PG, radzą sobie przed SN. Z danych PK wynika, że prokurator generalny może pochwalić się 50-proc. skutecznością. Na razie SN rozpoznał 42 skargi skierowane przez ten organ, z czego 21 uwzględnił, 18 oddalił, a trzy odrzucił.
– Skuteczność skarg nadzwyczajnych na poziomie około 50 proc. jest bardzo wysoka, biorąc pod uwagę, że olbrzymia część spraw była już wcześniej co najmniej dwukrotnie rozpoznawana przez sądy – podkreśla biuro prasowe PK.
Nieco inaczej patrzy na to adwokat Zbigniew Krüger, partner w Kancelarii Krüger & Partnerzy.
– Z jednej strony PG jest pomiotem kwalifikowanym do składania tego typu skarg, więc jego skuteczność powinna być na dość wysokim poziomie. Z drugiej jednoznacznie negatywnie można byłoby go ocenić wówczas, gdybyśmy mówili np. o kilku procentach uwzględnianych skarg – uważa mecenas. Jak dodaje, większą wagę niż do liczby skarg oddalonych przykłada do tych trzech, które zostały przez SN odrzucone. A to dlatego, że odrzucenie oznacza, że był jakiś problem od strony formalnej.
– Takie rzeczy nie powinny zdarzać się profesjonalnemu podmiotowi – podkreśla adwokat.
Z danych, jakie DGP przekazało biuro RPO, wynika, że podmiot ten póki co zdążył złożyć do SN 46 skarg nadzwyczajnych i jak do tej pory sąd zdążył rozpatrzeć ich sześć. Spośród nich zaś cztery zostały przez SN uwzględnione, dwie zaś oddalone.
Wątpliwości konstytucyjne
Sejm w czwartkowym głosowaniu ostatecznie uchwalił prezydencką nowelę ustawy o SN. I to pomimo wątpliwości, jakie wobec niej zgłaszano. Inicjatywa głowy państwa nie dotyczyła bowiem tylko przepisów dotyczących skargi nadzwyczajnej. Większość regulacji odnosi się do procedury wyłaniania kandydatów na prezesów SN kierujących poszczególnymi izbami. Zmiany wywołały sprzeciw ze strony środowiska sędziowskiego oraz posłów opozycji. Zarzucano, że mają charakter instrumentalny. W sierpniu bowiem odbędą się wybory prezesów Izby Cywilnej oraz Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN. Teraz na ich czele stoją tzw. starzy sędziowie. Oponenci zarzucają, że prezydent chce zmian, które zagwarantują, że wśród kandydatów na zwalniane stanowiska znajdą się osoby dobrze widziane przez obóz rządzący. Uchwalona nowela przewiduje, że kworum wymagane do dokonania wyboru kandydatów będzie malało stopniowo, a ostatecznie decyzję będzie mogła podjąć zaledwie 1/3 członków zgromadzenia izby. Przepis ten wzbudził wątpliwości także Biura Analiz Sejmowych.
– To jest dosyć niespotykana formuła w organach kolegialnych, ażeby mniejszość zasiadająca w danym gremium dokonywała wyboru osoby temu gremium przewodniczącej – mówił podczas posiedzenia komisji ekspert z BAS.
Rozwiązania broniła m.in. I prezes SN.
– Rozwiązanie jest być może niespotykane, ale też w niespotykanych czasach żyjemy. Majowe wybory kandydatów na I prezesa SN pokazały, jak można wprowadzić obstrukcję na zgromadzeniu – mówiła Małgorzata Manowska. Dlatego ona widzi ten przepis jako zabezpieczenie, aby w ogóle mogło dojść do wyboru kandydatów na prezesa SN.
Wątpliwości budzi również rozwiązanie, zgodnie z którym w sytuacji, gdyby nie udało się wybrać kandydatów, prezydent będzie mógł wskazać dowolnie przez siebie wybranego sędziego, który będzie pełnił obowiązki prezesa izby. Jak tłumaczył ekspert BAS, uprawnienia kreacyjne prezydenta związane z obsadą stanowiska prezesa SN ograniczają się do aktu jego powołania spośród kandydatów przedstawionych przez zgromadzenie sędziów danej izby SN.
– Natomiast ta proponowana formuła wyposaża pana prezydenta w uprawnienie do wykreowania tak naprawdę nowego organu w strukturze SN z pominięciem przewidzianej prawem uprzedniej procedury przedstawienia kandydatów przez zgromadzenie sędziów danej izby, co może rodzić pewne wątpliwości co do zakresu ingerencji władzy wykonawczej w sferę organizacji i funkcjonowania SN, organu władzy sądowniczej – podkreślał sejmowy prawnik.
Współpraca Inga Stawicka