Jeden dzień za granicą nie wystarczy, aby można było uznać, że decyzja o wydaleniu cudzoziemca została przez niego zrealizowana. Każdy kraj powinien sam ocenić dany przypadek i zadecydować, kiedy byłby możliwy ponowny przyjazd. Tak wynika z opinii rzecznika generalnego TSUE Athanasiosa Rantosa.
Jeden dzień za granicą nie wystarczy, aby można było uznać, że decyzja o wydaleniu cudzoziemca została przez niego zrealizowana. Każdy kraj powinien sam ocenić dany przypadek i zadecydować, kiedy byłby możliwy ponowny przyjazd. Tak wynika z opinii rzecznika generalnego TSUE Athanasiosa Rantosa.
Sprawa dotyczy Polaka, który wyjechał do Holandii. Po kilku miesiącach tamtejszy sekretarz stanu ds. sprawiedliwości i bezpieczeństwa stwierdził, że Polak mieszka w tym kraju nielegalnie, ponieważ nie spełnia już wymogów określonych w art. 7 dyrektywy pobytowej. Wynika z niego, że obywatel Unii może przebywać w innym państwie członkowskim przez okres dłuższy niż trzy miesiące, jeżeli np. jest studentem, pracownikiem najemnym, osobą pracującą na własny rachunek albo też posiada wystarczające zasoby dla siebie i członków swojej rodziny, aby nie stanowić obciążenia dla systemu pomocy społecznej kraju przyjmującego. Holenderski sekretarz nakazał więc Polakowi opuszczenie terytorium państwa. Uwzględnił również fakt, że policja dość regularnie zatrzymywała go za kradzieże sklepowe i kieszonkowe.
Sekretarz wyznaczył termin czterech tygodni na dobrowolny wyjazd, po upływie którego Polak może zostać wydalony z powodu nielegalnego pobytu. Mężczyzna jednak sam opuścił Holandię, udał się do przyjaciół w Niemczech, tuż za holenderską granicą. Jednak po niespełna miesiącu pracownicy supermarketu w Holandii zatrzymali go, zarzucając mu kradzież. Został umieszczony w ośrodku detencyjnym w celu wydalenia do kraju pochodzenia. Polak sprzeciwił się tej decyzji i wniósł o odszkodowanie. Wskazał, że miał prawo do legalnego pobytu w Holandii. Zastosował się do pierwszej decyzji o wydaleniu, a nie było w niej zaznaczone, jak długo nie będzie mógł wrócić. Polak wskazał, że prawo do przyjazdu do państwa członkowskiego wynika z art. 6 dyrektywy pobytowej. Zgodnie z nim przez okres nieprzekraczający trzech miesięcy obywatel Unii posiada prawo pobytu na terytorium innego państwa członkowskiego bez wypełniania jakichkolwiek warunków i formalności innych niż posiadanie ważnego dowodu tożsamości lub paszportu.
Inne zdanie w tej kwestii miał holenderski sekretarz stanu. Przyznał, że co prawda Polak wykazał, iż opuścił Niderlandy w terminie określonym w decyzji, jednak jej skutki prawne nie ustały, w związku z tym nie mógł odzyskać prawa pobytu. W jego ocenie skutki prawne decyzji ustałyby tylko wtedy, gdyby osiedlił się w innym państwie członkowskim przez okres dłuższy niż trzy miesiące. Tylko taka wykładnia uniemożliwiłaby nadużywanie prawa, w przeciwnym razie wystarczyłby już tylko jednodniowy pobyt w Niemczech, by Polak mógł legalnie powrócić do Holandii.
Z uwagi na zaistniały spór sąd holenderski zwrócił się do TSUE. Rzecznik generalny w swojej opinii uznał, że nie wystarczy, aby obywatel UE jedynie wyjechał fizycznie z kraju, aby decyzja o wydaleniu mogła zostać uznana za w pełni wykonaną. To byłoby bez sensu, bo w praktyce nie przynosiłaby ona zamierzonego efektu, skoro można by było wrócić już po jednym dniu. Rzecznik sprzeciwił się jednak, aby na sztywno określić, że wydalony obcokrajowiec mógłby wrócić dopiero po co najmniej trzech miesiącach. Taki odgórny warunek uderzałby bowiem w unijną swobodę przemieszczania się. Zdaniem rzecznika każdy kraj sam powinien ustalać czasowe skutki decyzji o wydaleniu, na podstawie indywidualnego badania sytuacji danej osoby, np. uwzględniając ewentualną zmianę okoliczności, które pozwoliłaby ponownie na pobyt.
Opinia Rrzecznika generalnego Athanasiosa Rantosa z 10 lutego 2021 r., sprawa C 719/19
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama