Sąd dyscyplinarny powinien zostać jak najszybciej zinformatyzowany. Digitalizacja akt i platforma do porozumiewania się sędziów, uczestników postępowań, rzecznika dyscyplinarnego są po prostu niezbędne. Pozwoliłoby to na przyspieszenie pracy i ułatwiło stronom dostęp do akt. To ważny element transparentności - mówi Agnieszka Helsztyńska, prezes Sądu Dyscyplinarnego Izby Adwokackiej w Warszawie.

W wystąpieniu na zgromadzeniu izbowym mówiła pani, że procedowany przez Naczelną Radę Adwokacką (NRA) projekt kodeksu etyki nie był wystarczająco konsultowany w środowisku. Czego zabrakło?
Proponowane zmiany, które będą przedstawione Krajowemu Zjazdowi Adwokatury (KZA), są bardzo daleko idące, tymczasem nie było debaty środowiskowej nad nimi. To prawda, stworzono formularz do zgłaszania uwag i wielu adwokatów z tej możliwości skorzystało, ale uzasadnienie projektu nie zostało przedstawione szerokiej społeczności adwokackiej. Tymczasem te propozycje to zmiana całej filozofii etyki adwokackiej. Nie powinny więc być narzucane odgórnie, powinny wypływać ze środowiska. Powszechna debata pozwoliłaby ustalić nasze rzeczywiste przekonania i to, jak bardzo jesteśmy związani choćby z tradycyjną definicją tajemnicy adwokackiej. Na prowadzenie tego typu dyskusji, omawianie poprawek i stanowisk zgłaszanych do projektu były cztery lata. Nie zrobiono tego i debata nad projektem nastąpi dopiero na KZA.
Ale jak miałaby wyglądać taka dyskusja, by każdy adwokat mógł się w niej wypowiedzieć?
Bardzo prosto – tak jak kampania wyborcza na dziekana izby, długa i trudna, bo odbywająca się w warunkach covidowych. Poszczególni kandydaci odpowiadali na pytania o stanowisko w najważniejszych kwestiach i szybko okazało się, że mają zbieżne poglądy co do umowy o pracę i dozwolenia reklamy. To są dwa bardzo ważne elementy, które muszą znaleźć się w kodeksie, a dopiero kampania dziekańska wywołała dyskusję o nich. Tymczasem prawo powinno podążać za człowiekiem, a nie człowiek za prawem. Takie są zresztą źródła prawa – regulacje powstają, by ułatwić społeczności funkcjonowanie. Prawo naśladuje życie – ma odtwarzać te zasady, które są powszechnie szanowane, oraz wychwytywać osoby, które się tym zasadom sprzeniewierzają. Nie powinno być tak, że jakieś gremium odgórnie zmienia te zasady i po prostu przedstawia je do zaakceptowania.
No tak, ale będzie przecież debata w czasie KZA, podczas której można wprowadzić poprawki w projekcie...
Ale nie będzie tego robić cała społeczność adwokacka, a jedynie delegaci. Czyli wybrańcy, do tego niemający mandatu w tej kwestii, przed ich wyborem nie toczyła się dyskusja w tej sprawie. Mówię to jako osoba również wybrana na delegata.
Ma pani jakieś merytoryczne uwagi do projektu, czy przeszkadza pani jedynie to, że zabrakło dyskusji nad nim?
Mam mnóstwo uwag i przemyśleń, bo od ośmiu lat orzekam w sądzie dyscyplinarnym. Nie zdołamy wyczerpać tego tematu w jednej rozmowie. Omawianie projektu nie jest moją kompetencją, nie jestem jego pomysłodawcą ani członkiem komisji etyki pracującej nad nim. Przedstawię swoje uwagi jako delegat na zjeździe, a nie publicznie na łamach prasy.
Przejdźmy więc do pani wyboru na prezesa sądu dyscyplinarnego. Jakie obecnie są największe problemy sądownictwa dyscyplinarnego?
Przede wszystkim dostrzegam potrzebę takiej jego organizacji, by zasady funkcjonowania sądownictwa dyscyplinarnego były klarowne dla osób z zewnątrz, przede wszystkim dla pokrzywdzonych. Żeby można było stwierdzić, że jest to sąd transparentny – uczciwy, o wysokich standardach, by można było sprawdzić każde jego orzeczenie, mieć dostęp do akt.
Mój program wyborczy opierał się założeniu, że spośród sędziów sądu dyscyplinarnego powinien zostać wyłoniony rzecznik prasowy. Dziś mamy rzecznika prasowego dla całej izby i okręgowej rady adwokackiej (ORA). Tymczasem sąd dyscyplinarny jest niezależny, dlatego nie jest wskazane, by ta sama osoba przekazywała stanowisko tego sądu i stanowisko ORA.
Jak jeszcze można zapewnić transparentność i odrębność sądu dyscyplinarnego?
Powinien zostać jak najszybciej zinformatyzowany. Digitalizacja akt i platforma do porozumiewania się sędziów, pracowników sekretariatu, uczestników postępowań, rzecznika dyscyplinarnego są po prostu niezbędne. Pozwoliłoby to na przyspieszenie pracy i ułatwiłoby stronom dostęp do akt. To ważny element transparentności. Kolejnym jest portal orzeczniczy wzorowany na portalach sądów państwowych. Byłyby na nim publikowane orzeczenia sądu dyscyplinarnego w wersji zanonimizowanej, tak żeby każdy zainteresowany – adwokat, pokrzywdzony, dziennikarz – mógł się z nimi zapoznać.
Mówiła pani w swoim wystąpieniu o pojawiającym się pytaniu, czy sąd dyscyplinarny wciąż jest „naszym sądem”. Co miała pani na myśli? Adwokaci nie czują, że to jest ich sąd?
Po uchwale Izby Dyscyplinarnej SN z listopada 2019 r. może być taka wątpliwość. Dlatego też zadaliśmy pytania prejudycjalne Trybunałowi Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE). Uchwała ta przełamała dotychczasową linię orzeczniczą, wskazując, że art. 521 kodeksu postępowania karnego ma zastosowanie także do adwokackiego postępowania dyscyplinarnego, choć co innego wynika z literalnego brzmienia przepisu ustawy – Prawo o adwokaturze. Oznacza to, że prokurator generalny może zaskarżyć każde, nawet prawomocne, orzeczenie sądu dyscyplinarnego. Może więc postawić przed Izbą Dyscyplinarną adwokata, którego nasze sądownictwo dyscyplinarne uznało za niewinnego, umorzyło postępowanie lub odmówiło jego wszczęcia. Tymczasem – przypomnijmy – ID SN ma znamiona sądu wyjątkowego i została powołana przez Krajową Radę Sądownictwa (KRS), co do której są wątpliwości. Jeżeli nasze rozstrzygnięcia nie są ostateczne, bo prokurator generalny może stwierdzić, że wobec dowolnego adwokata postępowanie będzie toczyć się dalej – przed gremium, na którego wybór politycy mieli wpływ – to czy to jest nadal nasze sądownictwo dyscyplinarne? Moim zdaniem staje się ono fasadowe, bo władza może zrobić to, co będzie chciała. To budzi mój sprzeciw. Przecież adwokaci, jak wszyscy inni obywatele, odpowiadają karnie i cywilnie, jeśli są do tego podstawy. Ale odpowiedzialność dyscyplinarna jest odpowiedzialnością dodatkową, związaną z zasadami etyki adwokackiej. Ten zakres naszej zawodowej działalności jest w rękach pionu dyscyplinarnego na podstawie przekazanego mu władztwa i tak powinno zostać.
Jarosław Szymański, jeden z kandydatów na prezesa NRA, zwracał uwagę, że brak poczucia sprawiedliwości w sądownictwie dyscyplinarnym jest zagrożeniem dla jego niezależności, bo politycy będą mogli uzasadnić tym ograniczanie tej niezależności.
Zgadzam się, stąd moje zalecenia pełnej transparentności. Nie powinniśmy być „zasłonięci kotarą”, bo wtedy łatwo o zarzuty, że skoro nie wiadomo, co się za nią dzieje, to pewnie sobie po koleżeńsku odpuszczamy. Tak nie jest – wydalamy z adwokatury tych, którzy na to zasługują, karzemy ich wysokimi grzywnami, zawieszamy w prawie wykonywania zawodu. Najlepiej jak potrafimy, eliminujemy jednostki, które nie są godne tego, by być w naszym gronie.
Mecenas Szymański idzie jeszcze dalej i proponuje, by adwokat odpowiadał przed sądem dyscyplinarnym w innej izbie niż ta, w której wykonuje zawód. Co pani o tym sądzi?
To bardzo dobry pomysł, bo mógłby przeciwdziałać społecznemu przekonaniu, że adwokaci się nawzajem chronią. Odpadłby zarzut, że sądzimy znajomych. Tymczasem – proszę mi wierzyć – w izbie warszawskiej zwykle staje przed nami adwokat, którego widzimy po raz pierwszy, bo jest tu 5,5 tys. osób czynnie wykonujących zawód. Nie sposób znać wszystkich.
Liczebność izby warszawskiej jest jednak nieporównywalna z żadną inną izbą. Stąd pojawia się problem praktyczny, czy mniejsza izba da radę przerobić taką liczbę spraw dyscyplinarnych, jaka pojawia się w Warszawie.
Byłoby to trudne do wykonania, ale w pewnej perspektywie czasowej wydaje się możliwe. Gdyby wszystkie izby zdigitalizowały akta (co nie nastręcza większych problemów, bo konieczny do tego sprzęt kosztuje kilkanaście tysięcy złotych), ich przesyłanie i dostępność przestałyby być problemem. Pozostaje oczywiście kwestia np. kosztów, jakie adwokaci ponosiliby, przemieszczając się jako świadkowie, pełnomocnicy, obrońcy czy obwinieni do innych sądów izbowych. To pytania na przyszłość, ale sądzę, że warto pochylić się nad tym pomysłem.
Może rozwiązaniem są postępowania online, coraz popularniejsze także w sądach powszechnych?
Oczywiście. COVID-19 z jednej strony skomplikował nasze życie, a wielu osób go wręcz pozbawił, ale też przeniósł nas w XXI wiek – mamy zgromadzenia online, w których biorą udział tysiące członków izby, mamy e-rozprawy. Wiele rzeczy stało się łatwiejsze.
Mówiła też pani o mediacjach w sprawach dyscyplinarnych. Izba miałaby płacić za ich część przypadającą na poszkodowanego. Jakie jeszcze rozwiązania można wprowadzić, by spopularyzować mediację w postępowaniu dyscyplinarnym?
Ponieważ w tym momencie moje przemówienie przerwano, nie zdążyłam wspomnieć o adwokackim centrum mediacji, w którym zasiadają osoby o wysokich kompetencjach. Myślę, że ich udział w postępowaniu dyscyplinarnym – jako czynnika moderującego spór, ułatwiającego kompromis i wypracowanie ugody – jest bardzo pożądany. Alternatywne metody rozwiązywania sporów na całym świecie zyskują popularność, bo pozwalają każdej stronie wyjść w miarę zadowoloną z konfliktu, który mógł być kosztowny emocjonalnie, czasowo i finansowo. Dlatego uważam, że mediacja mogłaby odgrywać większą rolę w postępowaniach dyscyplinarnych. Niestety, nie mamy odpowiednich przepisów, choćby takich, które pozwalałyby na to, by koszty mediacji ze strony pokrzywdzonego szły na rachunek izby. Tak jest w ustawodawstwach europejskich i w postępowaniu karnym, które – podobnie jak dyscyplinarne – jest przymusowe.
Zaciekawiło mnie też sformułowanie, którego pani użyła, że nie występuje w wyborach „przeciw” ówczesnemu (teraz już byłemu) prezesowi sądu dyscyplinarnego, ale „obok” niego. Co miała pani na myśli?
Żeby wybory miały sens, musi być co najmniej dwóch kandydatów. Stanęłam więc obok urzędującego prezesa – wbrew zasadzie lojalności, bo od wielu lat jestem przecież członkiem sądu dyscyplinarnego – by członkowie izby mieli wybór.
Obecnie jest sytuacja taka, że nie można wykonać wyroku sądu dyscyplinarnego, jeśli złożono kasację od niego. A kasację rozpoznaje izba dyscyplinarna, która nie jest sądem według adwokatury. Jeśli uchyli jakiś wyrok, to WSD będzie musiał się do tego odnieść, rozważając argumenty przedstawione przez ID, więc de facto zaakceptuje ją jako sąd. Bez tego zaś adwokatura nie będzie miała możliwości wykluczenia osób, które jej zdaniem na to zasługują. Czy to również nie rodzi pytań o to, czy sąd dyscyplinarny wciąż jest „sądem adwokatury” i co można zrobić w takiej sytuacji, żeby tę niezależność utrzymać.
Podstawowym zadaniem sądownictwa dyscyplinarnego jest eliminowanie z naszego grona jednostek, których morale nie przystaje do standardów etycznych charakteryzujących naszą grupę zawodową. Jednak gdy waga deliktu jest taka, że zachowanie adwokata wyczerpuje znamiona przestępstwa, sprawą muszą zainteresować się prokuratura oraz sąd państwowy, gdyż adwokat, jak każdy obywatel, odpowiada karnie. Wydłużenia doznają wtedy okresy przedawnienia w postępowaniu dyscyplinarnym, a zawiesić adwokata może nawet prokurator, wyprzedzając sąd dyscyplinarny, natomiast sąd karny może orzec wobec niego zakaz wykonywania zawodu. Postępowanie dyscyplinarne jest postępowaniem dodatkowym, nie zastępuje ani nie konkuruje z postępowaniem karnym. Niezależność sądownictwa dyscyplinarnego ma związek z praworządnością, bo organy państwowe nie powinny wykorzystywać swojej pozycji ustrojowej do wpływania na nasze postępowanie, posiadając oręż w postaci całej machiny wymiaru sprawiedliwości, któremu adwokaci podlegają na zasadach analogicznych jak pozostali obywatele. Nadzór judykacyjny Sądu Najwyższego nad adwokackim postępowaniem dyscyplinarnym nie stanowi żadnego zagrożenia naszej adwokackiej niezależności czy niezawisłości – uprzednio sprawowała go Izba Karna SN, podkreślając te atrybuty w wielu orzeczeniach. Problemem jest natomiast, że aktualnie uzurpuje sobie ten nadzór Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego, która nie jest sądem wedle standardów europejskich. Jak traktować orzeczenia tej izby, decydują każdorazowo dziekani poszczególnych rad adwokackich, prezes WSD lub prezesi poszczególnych SD i składy orzekające tych sądów – w zależności od rodzaju i kierunku rozstrzygnięcia. Dziekani decydują, czy i kiedy wykonać karę; prezesi, czy skierować na rozprawę sprawę, w której uchylono wyrok do ponownego rozpoznania w I lub II instancji; składy orzekające SD – jak traktować orzeczenie. Istnieją różne narzędzia i mechanizmy prawne – krajowe i europejskie możliwe do wykorzystania w takiej sytuacji, ich wybór będzie podyktowany oceną całokształtu okoliczności przez odpowiedzialne osoby. Każda z tych trudnych decyzji znajdzie swoich krytyków.
Rozmawiał Szymon Cydzik