Lekarz powinien ostrożnie formułować sądy dotyczące stanu zdrowia, gdyż każda jego wypowiedź może być wykorzystana jako autorytatywne orzeczenie. Obowiązek określenia standardów, jakim powinno odpowiadać takie orzeczenie, spoczywa jednak na sądach lekarskich – orzekł Sąd Najwyższy.

Okoliczności sprawy są nietypowe. Obwiniony – lekarz psychiatra z wieloletnim doświadczeniem – przekazał listownie uwagi i opinie dotyczące stanu zdrowia psychicznego żony adresata korespondencji (z którą ten właśnie się rozwodził). Nie dokonywał przy tym żadnych badań ani nie prowadził szczegółowej diagnostyki, bazując jedynie na informacjach uzyskanych od adresata. Korespondencja miała być ściśle prywatna, a w liście psychiatra nie wymienił danych personalnych kobiety. Podał jednak wiele szczegółów i konkluzji, wskazując także możliwy typ dolegliwości (oznaczył je kodem ICD-10, precyzując je jako niestabilność emocjonalną, impulsywność i inne problemy z psychiką), a list opatrzył własnoręcznym podpisem. Na nieszczęście dla lekarza list trafił do rąk kobiety, której dotyczył opis rzekomych dolegliwości psychicznych. Zgłosiła ona sprawę do rzecznika dyscyplinarnego, żądając ukarania wystawcy tej niekorzystnej opinii medycznej.
Okręgowy sąd lekarski (OSL) ukarał psychiatrę upomnieniem. Stwierdził naruszenie art. 40 Kodeksu etyki lekarskiej, zgodnie z którym wydawanie zaświadczeń lekarskich jest dozwolone jedynie na podstawie aktualnego badania lub odpowiedniej dokumentacji, oraz art. 11 ust. 1 ustawy o ochronie zdrowia psychicznego (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 685.), który nakazuje wydanie orzeczenia, skierowania i opinii o stanie zdrowia osoby z zaburzeniami psychicznymi wyłącznie na podstawie uprzedniego osobistego jej zbadania. OSL uznał, że list, który medyk napisał do małżonka pokrzywdzonej, był w istocie zaświadczeniem (orzeczeniem) lekarskim. Naczelny Sąd Lekarski podtrzymał tę opinię.
Przed Sądem Najwyższym obrona zakwestionowała ustalenia sądów lekarskich co do kwalifikacji dokumentu sporządzonego przez psychiatrę. Podniosła, że nie można każdej wypowiedzi lekarskiej (nawet na piśmie i podpisanej własnoręcznie) kwalifikować jako autorytatywną opinię czy orzeczenie lekarskie. Pełnomocnik podkreślał, że miała to być prywatna wypowiedź dla konkretnej osoby. Psychiatra nie mógł przewidzieć, że dostanie się ona w niepowołane ręce, dlatego powinien zostać uniewinniony.
SN podzielił wątpliwości obrony i uchylił orzeczenie NSL, nakazując ponowne rozpatrzenie sprawy.
– Sednem sprawy jest ustalenie, w jakich okolicznościach mamy do czynienia z formalną opinią i zaświadczeniem lekarskim, a kiedy jest to prywatna wypowiedź. Tę granicę trzeba wytyczyć, a sądy lekarskie tego nie uczyniły. NSL w uzasadnieniu wskazał wprawdzie, że lekarz powinien „zachować ostrożność” w formułowaniu opinii, które mogą zostać „użyte w obiegu publicznym”, ale nie rozwinął tych kwestii – powiedział sędzia Włodzimierz Wróbel.
Zwrócił uwagę, że kategoryzowanie wypowiedzi lekarskich nastręcza problemów, bo z jednej strony jest odpowiedzialność zawodowa medyków, z drugiej wolności konstytucyjne, czyli wolność wypowiedzi i tajemnica korespondencji.
– Być może trzeba ustalić standardy, np. wskazać, że lekarz formułujący określoną wypowiedź powinien zaznaczyć, że jest to opinia prywatna, przeznaczona wyłącznie do imiennie oznaczonego adresata i nie wolno się nią posługiwać na forum publicznym. I właśnie rolą sądów lekarskich jest określenie takich standardów – stwierdził w konkluzji sędzia Wróbel. ©℗
ORZECZNICTWO
Wyrok Sądu Najwyższego z 10 grudnia 2020 r., sygn. I KK 113/20. www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia