Fake: Imitacja, podróbka, falsyfikat, fałszerstwo, fałsz, oszukaństwo – tłumaczy słownik. I to można powiedzieć o orzeczeniu ID SN.
Fake: Imitacja, podróbka, falsyfikat, fałszerstwo, fałsz, oszukaństwo – tłumaczy słownik. I to można powiedzieć o orzeczeniu ID SN.
Dzień po pozbawieniu przez Izbę Dyscyplinarną SN immunitetu sędziego Igora Tulei brałem udział w międzynarodowym seminarium poświęconym regresowi praworządności w Europie. Nazwisko Tuleya znali prawie wszyscy, stało się symbolem. Dowodem na brutalny atak polskiej władzy na sądy i sędziów. Nazwisk trzech osób z Izby Dyscyplinarnej pozbawiających Tuleyę immunitetu uczestnicy nie znali, ale francuski profesor mówił o nich „fake judges” – fejkowi sędziowie, z fejkowego sądu. Nie miał wątpliwości. Znał przebieg wydarzeń przy tworzeniu Izby Dyscyplinarnej w Sądzie Najwyższym, znał historyczne orzeczenie połączonych trzech izb SN, a także wyroki i postanowienia Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, w tym to, że Izba Dyscyplinarna powinna natychmiast zawiesić swoje działanie, bo trybunał kontroluje, czy w ogóle jest sądem.
Sędzia Tuleya oskarżony w sprawie karnej. Ukradł? Sfałszował? Pobił? A może sprowadził bezpośrednie niebezpieczeństwo katastrofy w ruchu lądowym? Co takiego zrobił, że zaangażowano państwową machinę, by go dopaść, że tyle osób oddelegowano na ten kluczowy odcinek? Że zajęła się nim specjalna komórka powołana przez PiS do ścigania przestępców w wymiarze sprawiedliwości? Otóż zarzuty, jakie stawiają mu śledczy, dotyczą publicznego ogłoszenia orzeczenia. Wygłaszając motywy ustne, Tuleya miał przekroczyć uprawnienia, ujawnić tajemnicę śledztwa (skądinąd umorzonego). A co ośmielił się powiedzieć? Zacytował zeznania posłów złożone w prokuraturze. Więcej, nakazał tej ostatniej wznowić śledztwo i sprawdzić, czy aby ci posłowie nie kłamali. Zaraz, zaraz… Czy chodzi o dziką awanturę w Sejmie cztery lata temu, m.in. o scenę, kiedy posłowie opozycji przyłapują posłów koalicji rządowej, którzy już po słynnym posiedzeniu w sali kolumnowej podpisują listy obecności? W tym Zbigniew Ziobro, który teraz jako prokurator generalny ściga sędziego Tuleyę?
„Sprawa sędziego Tulei” ma dwa wymiary – polityczny i prawny, ale nie sposób w jej przypadku te konteksty oddzielić. Z czym bowiem mamy do czynienia? W wyniku walki politycznej w Sejmie, blokowania obrad przez opozycję, marszałek Sejmu przenosi obrady z sali posiedzeń plenarnych do sali kolumnowej. Posłowie kontynuują pracę. Czyli co się stało? Opozycja przypuściła szarżę, koalicja sobie poradziła, przenosząc obrady. Czysta polityka. Ale to nie koniec historii. Pojawiły się zarzuty, skądinąd udokumentowane nagraniami z poselskich telefonów, że do obrad w sali kolumnowej nie dopuszczano posłanek i posłów spoza koalicji rządzącej, którzy chcieli tam wejść, a tym, którym się udało, blokowano możliwość podejścia do stołu prezydialnego i zabrania głosu. I kolejne, że głosowania i liczenie głosów odbywały się w niepoważny sposób, „na oko”, stąd zapisane w protokołach wyniki głosowań nie są wiarygodne, nie wiadomo nawet czy było wymagane quorum. Że wreszcie listę obecności niektórzy posłowie, jak wspomniany minister Ziobro, podpisywali już po posiedzeniu. I to są zarzuty bardzo poważne, wymagające sprawdzenia, bo chodzi o zafałszowanie procesu legislacyjnego. A ustaw wtedy uchwalono kilka, i to nie byle jakich: budżetową, dezubekizacyjną i lex Szyszko – tę, która pozwoliła na wycinkę drzew.
Gdy są wątpliwości, trzeba dotrzeć do dowodów. Przecież zgodnie z konstytucją przebieg procesu legislacyjnego jest w pełni jawny. A jednak możliwość śledzenia obrad przez media wykluczono, dostępu do sali przed dziennikarzami broniła straż marszałkowska. Co więcej, marszałek nie zgodził się na ujawnienie nagrań ze wszystkich sejmowych kamer, zarówno tych w środku budynku, jak i nagrywających sytuację przed nim. Zapadło w tych sprawach już kilka wyroków sądów administracyjnych, skargę Sieci Obywatelskiej Watchdog o ujawnienie nagrań z sejmowych kamer bezpieczeństwa sądy odrzuciły, co do kamer na zewnątrz po niemal czterech latach nie ma jeszcze prawomocnego orzeczenia.
Ale co wspólnego ma z tym wszystkim sędzia Tuleya? No pewnie zdziwił się, jak i inni obywatele, widząc, jak się u nas tworzy prawo. To jednak nie wszystko. Opozycja wniosła bowiem do prokuratury o wyjaśnienie wydarzeń w Sejmie. A prokuratura, o niespodzianko, sprawę umorzyła. Do sędziego Tulei trafiło zaskarżenie tego umorzenia. Wylosowano go, nie zajął się nią na ochotnika. I wydał wspomniane orzeczenie.
Kto był jego adresatem? Prokuratura, która umorzyła postępowanie? Tak. Posłowie z sali kolumnowej, którzy do sądu przecież nie przyszli? Tak. Ktoś jeszcze? Otóż tak, my wszyscy! Obywatele, dla ochrony których podział władzy został ustanowiony. Dla ochrony których powołuje się niezależne sądy. Jednak prokuratura nie zajęła się sprawdzaniem legislacyjnego fałszerstwa. Zabrała się za wroga publicznego numer jeden, sędziego Igora Tuleyę. I wystąpiła o uchylenie mu immunitetu, by go oskarżyć.
Absurd oskarżenia sędziego Tulei wykazał w czerwcu jeden z nominatów PiS w Izbie Dyscyplinarnej Jacek Wygoda (wcześniej prokurator IPN), orzekając, że w materiałach nie ma cienia dowodu na to, że Tuleya mógł naruszyć prawo. To wtedy sędziowie w całej Polsce i liczni za granicą robili sobie zdjęcia z napisem „Murem za sędzią Tuleyą”. Ale co tam dowody, znaleźli się odważniejsi od Wygody. Skład: Piotr Niedzielak, Konrad Wytrykowski i Jarosław Sobutka (ten złożył zdanie odrębne) uznał, że Tuleya przestępcą zapewne jest, więc trzeba mu proces wytoczyć. A jeśli się czuje niewinny, dopowiadam zgodnie z logiką Izby Dyscyplinarnej, to niech to udowodni. Bo teraz to my mamy udowadniać swoją niewinność, to taki nowy standard.
Tuleyę prócz zniesienia immunitetu zawieszono i obcięto o 25 proc. wynagrodzenie. Co w związku z tym? Pieniędzy mu nie zabraknie, bo solidarne społeczeństwo się zrzuci (mamy w tej mierze doświadczenie z epoki stanu wojennego). Ale sprawy sądzone przez Tuleyę spadną z wokandy i powiększą przewlekłość. A to sprawy poważne, wielotomowe i zgodnie z procedurą będą musiały zacząć się od początku. Igor Tuleya to już trzecia – po sędziach Pawle Juszczyszynie i Beacie Morawiec – ofiara tej znanej już na całym świecie izby SN przedstawianej w opracowaniach jako jeden z licznych, niestety, sposobów autorytarnych władz na walkę z niezależnym sądownictwem. Ofiarami jest jednak nie tylko ta trójka sędziów. Ofiarami jesteśmy my wszyscy.
Ćwierć wieku temu kończyłem, razem z Igorem Tuleyą, studia prawnicze. Kto by wtedy pomyślał, że po 25 latach on stanie się symbolem walki o wolne sądy, a ja będę o nim pisał w „Prawniku”?
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama