Nieśmiałe sugestie płynące ze strony przedstawicieli rządu - dotyczące odblokowania wyboru kandydatów na sędziów Trybunału Konstytucyjnego są logiczną konsekwencją bezradności, w jakiej od dwóch lat znajduje się koalicja wobec tej instytucji.

Jak odbić Trybunał Konstytucyjny?

Zaraz po wygranych wyborach podjęto bardzo odważną uchwałę, kwestionującą de facto wybrany w czasach PiS cały skład TK i wzywającą do przywrócenia porządku konstytucyjnego. Tyle tylko, że od tego czasu, mimo podejmowanych prób, niewiele udało się zrobić. Rząd i parlamentarna większość co prawda zaczęły bojkotować TK, nie wybierając kandydatów na zwalniające się stopniowo stanowiska sędziowskie, gdyż rozpoczęta w 2015 r. kadencja sędziów zaczęła wygasać, ale to nic nie zmieniło. Do tego rząd konsekwentnie zaprzestał publikowania wyroków w dziennikach urzędowych, a także ograniczył budżet sądu konstytucyjnego, chcąc „głodem” zmusić sędziów do odejścia.

Przygotowana ustawa, która miała umożliwić, pozbycia się kwestionowanych sędziów nie została jednak podpisana przez prezydenta Andrzeja Dudę i trafiła - o ironio - do Trybunału Konstytucyjnego, gdzie jej los był przesądzony.

Paleta możliwości zaczęła się gwałtownie kurczyć, ku rozczarowaniu twardego elektoratu, który w uporządkowaniu sytuacji w TK widział podstawowy element przywracania praworządności.

Trybunał trzyma się mocno

Sam Trybunał, wypełniony w 100 proc. przez sędziów wyłonionych w czasach PiS, zachował mimo zawirowań wewnętrzną spójność. Co prawda rozłam wśród sędziów, spowodowany polityką ówczesnej prezes Julii Przyłębskiej, doprowadził do krótkoterminowego rozłamu, ale to nie pomogło w planach reformatorskich tej instytucji. Działo się to u schyłku rządów PiS, a przegrane wybory szybko doprowadziły do konsolidacji i zgody w zwaśnionych szeregach, zwłaszcza że skład TK kwestionował nie tylko rząd, ale również instytucje unijne, zwracając uwagę na upolitycznienie sądu.

Bohdan Święczkowski, nowy prezes TK, kontynuował konfrontacyjny kurs wobec rządu, podobnie jak robiła to jego poprzedniczka. Tyle tylko, że z tego starcia nic nie wynikało, gdyż Trybunał w odczuciu części społeczeństwa przestał być instytucją wiarygodną po latach wyniszczającego sporu i melanżu z polityką jego kierownictwa. Ponadto blokada orzeczeń mocno nadwyrężyła moc sprawczą zapadających rozstrzygnięć.

Kiedy kończą się kadencje sędziów Trybunału Konstytucyjnego?

Tymczasem kolejnym sędziom kończą się tymczasem kadencje - w efekcie na początku 2027 r. odejdzie ich w sumie 8 z 15 składu, co oznacza, że koalicja może wprowadzić do TK swoich kandydatów, mieć większość i wpływ na kierunki orzecznicze w kluczowych dla państwa sprawach.

Tyle tylko, że politycznie temat dla ekipy Donalda Tuska jest trudny, gdyż przez ostatnie lata konsekwentnie ignorowała obecny Trybunał, podważając jego moc bycia konstytucyjnym organem. Stąd próba jego totalnego blokowania i ograniczenia działania. Teraz powrót do tego samego TK może być niezrozumiały dla części elektoratu koalicji. W ten sposób rządzący mogą ostatecznie zatracić w ich oczach moralną wyższość, którą próbowali budować obierając ten kurs zerwo-jedynkowy kurs wobec tej instytucji.

Co z wyrokami Trybunału Konstytucyjnego?

Pytanie też, co w takiej sytuacji z nieopublikowanymi wyrokami TK. Czy koalicja, decydując się na wybór nowych sędziów, nadal będzie je blokowała? Jeśli nie, znowu mamy do czynienia z trudno wytłumaczalną niekonsekwencją.

Wreszcie wybrani kandydaci -jeżeli tacy oczywiście się znajdą - będą podlegać Bohdanowi Święczkowskiemu, którego koalicja kwestionuje, a to on jako prezes ustala organizację pracy TK.

Realne scenariusze

Realny scenariusz może być taki, że wejście nowych sędziów TK może oznaczać rozwój konfliktu wewnątrz tej instytucji oraz podziału podobnego jak ten w Sądzie Najwyższym, i de facto paraliż tej instytucji.

Pytanie, według jakiego klucza będzie chciała wybrać swoich kandydatów koalicja. Konfrontacyjnym czy stopniowo dążącym do ustabilizowania sytuacji? Znakiem zapytania jest też jedność w sprawie wyboru sędziów przez koalicjantów. Ze swojego kandydata do tak ważnej instytucji, nikt raczej nie będzie chciał zrezygnować.