Spotkania z twórcami, warsztaty trendwachingowe, multimedialne wystawy – w tym roku serwis społecznościowy TikTok z przytupem wszedł na Forum Ekonomiczne w Karpaczu. Spotykają się tam politycy, przedstawiciele biznesu i dziennikarze. Jak twierdzi wielu jego uczestników, głównie po to, by między licznymi panelami uprawiać intensywny networking.

Strefa przygotowana przez TikToka to mocny sygnał, że chce on zerwać z wizerunkiem serwisu dla nastolatków, a pokazać się jako poważny biznesowy partner. I nic dziwnego – TikTok ma ponad miliard użytkowników na całym świecie, a ponad 100 mln w Europie. I wciąż rośnie. Najszybciej w naszym regionie, gdzie w ubiegłym roku napęczniał pięciokrotnie.
Choć TikTok chciał przyciągnąć reklamodawców, nie mam wątpliwości, że w pogoni za odsłonami na platformę powędrują też inni obecni w Karpaczu – politycy. Swoje próby miał już i Jarosław Kaczyński (Forum Młodych PiS, 4 tys. obserwujących, opublikowało film, w którym prezes partii popiera „Piątkę dla zwierząt”, w rogu nagrania doklejono mu ikonkę z kotkiem), i Donald Tusk (32 tys. obserwujących) – zaczął od mało śmiesznego montażu wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego ze swoimi odpowiedziami). Roberta Biedronia, który tańczy do piosenek i rozprawia o problemach społeczności LGBT, obserwuje tam pół miliona użytkowników. Sławomir Mentzen z Konfederacji (167 tys. obserwujących) pokazuje filmy o „Polskim Ładzie” i kpi ze skomplikowanych zmian podatkowych (w jednym z nich wystawił premierowi za to „złoty pomnik”). Paweł Kowal (3,4 tys. obserwujących) udziela maturalnych korków, mówi o diecie wege i wojnie w Ukrainie. Tomasz Trela z Lewicy (32 tys. obserwujących) wybrał strategię na serio. Komentuje bieżące informacje – nagrywa krótkie komentarze dotyczące inflacji czy węgla.
Nie mam wątpliwości, że to dopiero początek fali. W końcu w bardziej ugruntowanych społecznościówkach – na Twitterze czy Facebooku – swoje konto próbuje prowadzić mniej lub bardziej udolnie prawie każdy polityk. Trafianie do odbiorców ma jednak swoją cenę – konta polityków można przejąć i pozyskać wrażliwe informacje. Można użyć ich do puszczenia w eter nieprawdziwych wiadomości. Albo do ośmieszenia prawdziwego użytkownika. Warto też pamiętać, że darmowe aplikacje nigdy takie nie są – ceną za otwarcie na szerszą publiczność jest ogromny pakiet danych, do których dostęp zyskuje aplikacja. Nie chodzi tylko o numer telefonu czy adres e-mail, ale np. dane o przybliżonej lokalizacji użytkownika. Firma zajmująca się marketingiem mobilnym URL Genius wykazała, że YouTube i TikTok zbierają najwięcej danych osobowych spośród mediów społecznościowych. Przy czym, o ile wiadomo, co robi z nimi ten pierwszy, o tyle sposób wykorzystania ich w drugim jest nie do końca zbadany.
TikTok jest bowiem bardzo kontrowersyjnym medium. Należy do chińskiej spółki ByteDance i z tego powodu został zablokowany w Indiach – władze uznały go za zagrożenie dla narodowego bezpieczeństwa i oskarżyły o przekazywanie danych chińskiemu reżimowi. Podobne zarzuty pojawiły się w Stanach Zjednoczonych. W czerwcu serwis BuzzFeed News ujawnił, że chińscy programiści mieli dostęp do danych użytkowników z USA co najmniej między wrześniem 2021 r. a styczniem 2022 r. TikTok wyjaśnił, że planuje wyeliminować wszelkie wątpliwości dotyczące bezpieczeństwa danych użytkowników z USA, ale kongresmen Brendan Carr zaapelował ostatnio do szefów Apple’a i Google’a o usunięcie TikToka z ich sklepów z aplikacjami.
Zanim nasi politycy zaczną kręcić tiktoki, warto byłoby zastanowić się nad ramami, w jakich powinni działać. Być może to ostatnia chwila na utworzenie sztywnych zasad choćby dla osób piastujących najważniejsze funkcje w państwie. Tak, by nie trzeba było reagować, kiedy będzie już za późno. ©℗