Ostatni raport Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) nie pozostawia złudzeń: płuca świata są czarne od smogu. W rankingu 50 miast Unii Europejskiej, w których stężenie szkodliwych substancji w powietrzu przekracza dopuszczalne normy, aż 33 leżą nad Wisłą.
Nierównej walki z niewidzialnym przeciwnikiem nie da się wygrać na własną rękę, o czym doskonale wiedzą zarówno firmy i organizacje, jak i sami mieszkańcy. Dlatego do walki z problemami cywilizacyjnymi, w tym również smogiem, wykorzystuje się dziś mechanizmy ekonomii współdzielenia (ang. sharing-economy). To one napędzają systemowe rozwiązania i stymulują lokalne społeczności do podejmowania oddolnych inicjatyw, dzięki którym podnosi się jakość życia w miastach.
Choć termin „ekonomia współdzielenia” zrobił zawrotną karierę medialną dopiero w ostatnich latach, to nie jest bynajmniej czymś nowym. Jego początki sięgają końcówki lat ’70, kiedy to dwóch badaczy – Marcus Felson oraz Joe L. Spaeth – opublikowało książkę: „Community Structure and Collaborative Consumption: A Routine Activity Approach”.
Publikacja ukazała się na rynku 40 lat temu, w 1978 roku, a obaj autorzy zdefiniowali wówczas „sharing economy” – występującą jeszcze pod hasłem „collaborative consumption” – jako: „Proces, w którym jedna lub więcej osób konsumuje dobra lub usługi poprzez angażowanie się we wspólne aktywności z innymi”.
Co ciekawe, jako sztandarowy przykład ekonomii współdzielenia, nowego wówczas modelu gospodarczego, Felson i Spaeth podawali przede wszystkim… podróżowanie grupy znajomych jednym samochodem.
Dzisiaj, według Rachel Botsman, autorki książki „The Rise Of The Sharing Economy”, globalny rynek ekonomii współdzielenia jest już wart ponad 26 mld dolarów. Sam fenomen rozumiemy również nieco inaczej: jako korzystanie z dóbr, których nie posiadamy na własność. Oczywiście za zgodą użyczającego i opłatą za taką czynność.
Od ruchu społecznego ekonomia współdzielenia stała się ruchem biznesowym, filarem gospodarki Peer-to-Peer, jak niekiedy się ją określa. Dzisiaj uchodzi zresztą za jeden z wyróżników pokolenia Y. Millenialsi przywiązują olbrzymią wagę do działań firm i organizacji, w których do głosu dochodzą nowe formy współpracy pomiędzy firmą a jej otoczeniem biznesowym, kładące większy nacisk na zaangażowanie konsumentów. Według badań rynkowych do 2020 roku „igreki” będą stanowiły już blisko połowę wszystkich pracowników dostępnych na rynku, dzięki czemu zyskają znaczący wpływ na biznes i jego społeczną odpowiedzialność (CSR).
Z raportu autorstwa firmy KPMG „Społeczna odpowiedzialność biznesu: fakty a opinie” wynika, że aż 96 proc. dużych i średnich polskich firm poważnie traktuje odpowiadanie na wyzwania społeczne i ekologiczne. Co więcej, co druga przebadana firma stwierdza, że najważniejszym wyzwaniem jest dla niej ochrona środowiska. Rozwiązania znane z ekonomii współdzielenia wykorzystuje się więc obecnie do walki z problemami cywilizacyjnymi trapiącymi lokalne społeczności na całym świecie. Jednym z najgroźniejszych jest smog.
Jednym z nomen omen najświeższych przykładów walki ze smogiem jest Uber. Firma, która w swoim DNA ma wspieranie miejskiej mobilności, ma w rękawie szereg pro-ekologicznych inicjatyw, mających na celu zmniejszenie emisji tlenku węgla (CO) do atmosfery. Dość wspomnieć o wprowadzeniu do usługi elektrycznych pojazdów, dostępnych w niektórych europejskich miastach, w ramach usług takich jak Uber Green (elektryczne samochody) czy JUMP (elektryczne rowery). Obie usługi uruchomiono zresztą niedawno za naszą zachodnią granicą, w Berlinie. Oprócz tego Uber testuje także rozwiązania w ramach samej aplikacji. Zimą, na początku tego roku, gdy smog unosił się nad polskimi miastami, polski oddział Ubera zachęcał użytkowników do rozdzielania rachunku między znajomymi i współdzielenia kosztów przejazdu. Zdaniem Felsona i Spaetha to właśnie takie działania definiują ideę ekonomii współdzielenia.
W Polsce zimowy, pilotażowy program anty-smogowy, miał na celu zachęcenie mieszkańców Warszawy, Krakowa i konurbacji śląskiej, do współdzielenia opłaty za przejazd. Wybór miast nie był zresztą przypadkowy: to właśnie w tych trzech obszarach wskaźniki czystości powietrza i obecność zawieszonych w nim pyłów PM 10, PM 2,5 oraz benzo(a)pirenu radykalnie przekraczały normy WHO – niekiedy nawet 40-krotnie. Wpływ na ten stan rzeczy ma przede wszystkim spalanie paliw grzewczych, czyli np. złej jakości węgla, które odpowiada za produkcję aż połowy zanieczyszczeń tego typu.
Kampania anty-smogowa Ubera opierała się na prostej, matematycznej kalkulacji: dodajemy znajomego, dzielimy koszty przejazdu, a dzięki temu – odejmujemy smog z powietrza. Decydując się na rozdzielenie rachunku z naszym znajomym korzystającym z aplikacji Uber, można było zredukować koszt przejazdu o 30 proc. Wystarczyło skorzystać ze specjalnego kodu: SMOGPL2018, z czego zresztą mieszkańcy chętnie korzystali.
Polacy na współdzielenie przejazdów patrzą zresztą optymistycznie. Widzą w nim szansę na zmniejszenie natężenia samochodów na drogach, a tym samym – rozładowanie korków i usprawnienie przepływu aut w głównych arteriach miasta. Przede wszystkim jednak: traktują ten element ekonomii współdzielenia jako przyszłościową metodę transportu, z której zamierzają chętnie korzystać.
Jak wynika z raportu londyńskiej firmy badawczej ORB International na zlecenie Ubera, dwóch na trzech (67 proc.) mieszkańców 10 europejskich miast traktuje aplikacje mobilne jako realną alternatywę dla posiadania własnego samochodu. Te dane mają szczególnie istotne znaczenie w Warszawie, gdzie odsetek posiadaczy samochodów jest stosunkowo wysoki (67 proc), a niemal co drugi mieszkaniec stolicy (45 proc) posiada więcej niż jedno auto. Z tego powodu wielu mieszkańców korzysta z takich rozwiązań – przykładowo: w ciągu ostatniego roku w samej Warszawie po aplikację Uber sięgnęło 31 proc mieszkańców.
Według raportu PWC „Driving the future: understanding the new automotive consumer”, 3 na 4 ankietowanych (75 proc.) twierdzi, że współdzielenie przejazdów (ang. ride sharing) będzie przyszłością miejskich rozwiązań transportowych. Jak wynika z raportu polskiego oddziału firmy „Czym i jak chcą jeździć Polacy? Trendy w branży motoryzacyjnej”, aktualnie z tej formy rozwiązań korzysta już co piąty Polak (19 proc.), współdzieląc przejazdy ze znajomymi, a co trzeci (36 proc.) deklaruje, że planuje podróżować w ten sposób w przyszłości. Z kolei co dziesiąty ankietowany (12 proc.) przyznaje, że byłby w stanie zrezygnować z zakupu własnego pojazdu na rzecz sensownego sposobu współdzielenia samochodów w mieście.
W całej Unii Europejskiej przeładowanie miast samochodami, korki, konieczność budowania nowych miejsc parkingowych i zanieczyszczenia – kosztują nas ponad 100 miliardów euro rocznie, co odpowiada 1 proc. europejskiego PKB.
Zdaniem WHO to właśnie smog wiszący nad miastami i nieczyste powietrze stanowią dzisiaj największe wyzwania cywilizacyjne. Na alarm bije zresztą nie tylko Światowa Organizacja Zdrowia, lecz także Europejska Agencja Środowiska (EEA), zdaniem której każdego roku smog przyczynia się do ponad 467 tysięcy zgonów na Starym Kontynencie. Najbardziej zagrożeni są mieszkańcy obszarów zurbanizowanych: aż 85 proc. z nich jest wystawionych na ryzyko działania szkodliwych substancji unoszących się w powietrzu, które radykalnie, nawet o kilka tysięcy procent, przekraczają dopuszczalne normy PM 2.5, ustanowione przez WHO. Światowa Organizacja Zdrowia mówi nawet o blisko 3 mln zgonów spowodowanych smogiem (z roku na rok jest ich coraz więcej), określając smog „największym zagrożeniem dla zdrowia i środowiska”.
Miasta – a przede wszystkim wielkie metropolie – szukają dróg wyjścia z tej sytuacji. Zamiast podejmowania odgórnych regulacji i działań, wolą jednak często przekazywać sprawy w ręce samych mieszkańców. Ich pomysły przybierają niekiedy innowacyjny wymiar. Przykładowo: w marcu 2016 roku w Londynie do walki ze smogiem zaangażowano… gołębie. 10 gołębi, które wypuszczono z Primrose Hill w północnym Londynie, miało przez 3 dni monitorować jakość powietrza nad Tamizą. W jaki sposób? Gołębie wyposażono w specjalne mini-plecaki z sensorami sprawdzającymi stan powietrza i wysyłającymi powiadomienia do aplikacji zainstalowanych w smartfonach. Dzięki temu Londyńczycy mogli na bieżąco śledzić jakość powietrza w swoim mieście.
Inny kierunek walki o czyste powietrze w mieście obrał holenderski architekt i urbanista, Daan Roosegaarde, na co dzień mieszkający w Pekinie, jedną z metropolii, które najbardziej cierpią z powodu smogu. Roosegaarde nie mógł znieść widoku za oknem – a w zasadzie: braku jakiegokolwiek widoku – i postanowił zaprojektować budynek, który oczyści powietrze ze szkodliwych substancji.
Wspólnie z zespołem architektów Roosegaarde zaprojektował konstrukcję, którą można określić mianem „najwyższego oczyszczacza powietrza na świecie”. Wieżowiec nazwany Smog Free Tower „zasysa” ponad 30 tysięcy metrów sześciennych smogu na godzinę – i filtruje szkodliwe nanocząsteczki powietrza, które przekraczają normy PM2.5 i PM10. Następnie „wydycha” oczyszczone już powietrze z powrotem do miasta. Jego skuteczność jest zdumiewająca: powietrze wokół tak zaprojektowanego wieżowca jest czystsze nawet o 75 proc. od tego, które wcześniej musieli wdychać mieszkańcy. Co ciekawe oprócz czystego powietrza wieżowiec produkuje jeszcze jedną rzecz. Diamenty. To efekt uboczny wysokiej kompresji węgla, czyli pierwiastka obecnego w smogu, która zachodzi w wieżowcu. Na każdy z takich mini-diamentów składa się około tysiąc metrów sześciennych szkodliwych gazów, które wcześniej unosiły się nad miastem jako smog. Oczywiście wartość jubilerska takich diamentów jest znikoma, za to doskonale sprawdzają się jako pamiątki, które kupują mieszkańcy i turyści.
Dzisiaj z rozwiązania opracowanego przez holenderskiego architekta korzystają takie miasta jak Rotterdam, Pekin, Tianjin czy Dalian. Roosegaarde snuje również plany rozszerzenia swojego Smog Free Tower na inne miasta.
Niezależnie od tego czy mówimy o bardziej lub mniej innowacyjnych rozwiązaniach urbanistycznych, czy też o prostych, międzyludzkich gestach mieszkańców miast, takich jak współdzielenie rachunku za przejazd jednym samochodem – jedno jest pewne. Każda taka inicjatywa swoimi korzeniami sięga ekonomii współdzielenia. I każda przyczynia się do tego, że płuca wielu miast mogą coraz częściej odetchnąć z ulgą.