Przy tegorocznych upałach przekonujemy się, jakim atutem jest dom pod miastem, w otoczeniu zieleni, a ceny nieruchomości na rynku pierwotnym są tu dwukrotnie niższe.
Wzrost cen mieszkań na rynku pierwotnym jest znów zaskakujący. Duże polskie miasta przyciągają coraz więcej mieszkańców, kosztem mniejszych, nawet tych wojewódzkich. Podaż pozostaje daleko za popytem, zwłaszcza, że wynagrodzenia rosną bardzo szybko (w maju przeciętne wynagrodzenie było większe o 10,1 proc. r/r).
Deweloperzy bardzo szybko sprzedają niemal wszystko co wybudowali, ale wzrost cen jest różny, zależnie od miasta. Najnowszym liderem wzrostu cen nie jest już Warszawa. To w Łodzi ceny ofertowe rok do roku poszybowały o 14 proc. (w Poznaniu tylko o 2 proc.). Stolica jest najdroższa, ale poziom 10 tys. zł za m kw. przekroczył Kraków.
- Powinniśmy liczyć się z tym, że w Warszawie trzeba już zapłacić przeciętnie ponad 11 tys. zł za metr kwadratowy - mówi w rozmowie z MarketNews24 Kuba Karliński, założyciel spółki Magmillon, autor książki „Zarabiajmy na nieruchomościach”. - Przy mieszkaniu o powierzchni 50 m kw. trzeba się liczyć z wydatkiem 550-600 tys. zł, a w śródmieściu będzie to 700-800 tys. zł. Za takie kwoty można kupić ponad dwukrotnie większy dom pod miastem.
Plusem życia w mieście jest bliskość usług, które są dostępne w zasięgu ręki. Z tych praktycznych powodów wybór lokalizacji domu pod miastem jest jeszcze trudniejszy, konsekwencje błędów inwestycyjnych mogą okazać się znacznie bardziej uciążliwe.