-Nie możemy pozwalać na to, aby mieszkania były uznawane za lokatę kapitału, która jest pozbawiona opodatkowania mówi Krzysztof Kukucki, przyszły wiceminister rozwoju i technologii, senator Nowej Lewicy, były wiceprezydent Włocławka.
Zapowiedziany program jest propozycją. Minister mówił, że będą organizowane jeszcze konsultacje społeczne. Zakładam, że jak zostaną spełnione wszystkie formalności związane z moim powołaniem, usiądziemy i będziemy o tym pomyśle jeszcze rozmawiać. Jedno jest pewne – wszystkim koalicjantom zależy, by rozwiązać problem mieszkaniowy w naszym kraju. Być może będziemy ten cel realizować różnymi metodami. Obecnie jest to propozycja zbliżona do tej, jaką znamy z programu wyborczego Polskiego Stronnictwa Ludowego. I jak się domyślam, cała ta sytuacja wynika z tego, że program trzeba realizować.
To pytanie nie powinno zostać skierowane do mnie, ale do osób, które postanowiły publicznie przedstawić taką propozycję. Moje zdanie jest jasne – przedstawiony program jest stymulujący jedynie stronę popytową. Nie rozwiązuje największego problemu, czyli słabej podaży. My jako Lewica mówiliśmy przez cały okres kampanii wyborczej, że przede wszystkim trzeba budować mieszkania.
Bezpieczny kredyt 2 proc., który miał przecież ułatwiać zakup pierwszego mieszkania, spowodował, że osoby, które jeszcze rok temu stać było na malutkie mieszkanie, dziś kompletnie straciły taką szansę. Z budżetu finansujemy kredyty tym, którzy są najbogatsi, a nie zauważamy tych, którzy nie mogą pozwolić sobie na kredyt. To prawie 40 proc. Polek i Polaków – ich sytuacja majątkowa jest zbyt dobra, aby dostali mieszkanie socjalne, ale zdolności kredytowej nie mają żadnej.
Propozycją Lewicy – niezmiennie aktualną – jest budowa mieszkań społecznych. To przedsięwzięcie, do którego trzeba zaangażować samorządy. Jako zastępca prezydenta Włocławka udowodniłem, że samorządowcy mogą budować mieszkania. Rolą państwa jest zapewnienie im odpowiedniego finansowania. Żeby zmienić sytuację na rynku mieszkaniowym, musimy przeznaczać na ten cel co najmniej od 7 mld do 10 mld zł. Zdaję sobie sprawę, że to sporo – będą to jednak dobrze wydane pieniądze, które na dodatek zadziałają pobudzająco na naszą gospodarkę, wspierając działalność lokalnych przedsiębiorców. W wielu inwestycjach będą przecież uczestniczyć polskie firmy z różnych regionów Polski.
To była zapowiedź, która dotyczyła sytuacji idealnej, w której Lewica sama wzięłaby pełną odpowiedzialność za rząd. Wówczas przeznaczalibyśmy na inwestycje mieszkaniowe ok. 20 mld zł rocznie.
Myślę, że za bezpieczną deklarację można uznać 100 tys. mieszkań. To jest cel, który bym sobie postawił. To powinno wywołać już efekt chłodzący na rynku.
Tak jest. Nie zapominajmy także o innych działaniach, które musimy wdrożyć. Myślę tu o pustostanach, które zalegają w zasobach samorządów. One często są w bardzo złym stanie technicznym. Nikt z nich nie korzysta. I to nie jest problem tylko mniejszych miast, takich jak Włocławek, lecz także tych dużych – Łodzi czy Poznania. Duży impuls finansowy pozwoliłby samorządom na wdrożenie odpowiednich programów rewitalizacyjnych. Remonty starych zasobów nie tylko rozwiązują problemy mieszkaniowe, lecz także hamują proces rozlewania się miast, a to – jak wiemy – pozytywnie wpływa na miejski budżet.
Oczywiście. To podstawowa zasada. Mieszkania społeczne mają być traktowane tak, jak infrastruktura publiczna – żłobki, szpitale, autostrady. Jeśli przeznaczamy na coś publiczne środki, to nie po to, aby potem to prywatyzować.
Gruntów należących do KZN, ale także bezpośrednio do Skarbu Państwa, jest sporo. Moim zdaniem powinna powstać specustawa, która dawałaby możliwość pozyskania tych terenów. W pierwszej kolejności powinny być oferowane samorządom, które mogłyby je nabyć z odpowiednią bonifikatą. Jednocześnie zobowiązałyby się do tego, że np. w ciągu pięciu lat zbudują na tych terenach osiedle. Gdy nie znajdzie się chętny, do gry o taki teren będzie mógł wejść deweloper, ale z zastrzeżeniem, że jego marża na takiej inwestycji nie będzie większa niż 4 proc.
Tak. We Włocławku jeszcze się z tym nie spotkałem, ale wiem, że w dużych miastach pojawiają się sytuacje, że wiele mieszkań lub nawet całe budynki są wykupowane przez fundusze inwestycyjne. Myślę, że takie zjawisko powinniśmy ograniczać. Mieszkania nie powinny stać puste, tylko służyć Polkom i Polakom.
Również jestem jego zwolennikiem. Kwestią do ustalenia pozostaje granica, od której należy go płacić. Nie wiem, czy powinno być to dwa, trzy czy pięć mieszkań. Nie możemy jednak pozwalać na to, aby mieszkania były uznawane za lokatę kapitału, która jest pozbawiona opodatkowania.
Dobrze by było, aby nasi koalicjanci zdali sobie sprawę, że to prosta droga do przepalania pieniędzy. Jeśli jednak ma on zostać w jakiejś formie wprowadzony, to należy wprowadzić do niego kilka bezpieczników. Jednym z nich powinna być górna granica ceny za metr kwadratowy mieszkania. To chłodziłoby apetyty deweloperów, których marże i tak są już bardzo wysokie. Poza tym trzeba zrezygnować ze sztywnego uzależniania oprocentowania kredytu od liczby osób w gospodarstwie domowym. Dyskryminuje on samotnych rodziców. Należy wprowadzić także mechanizm, który powodowałby, że przydzielanie nowych kredytów w ramach tego programu zostaje wstrzymane, jeśli na rynku spada liczba dostępnych mieszkań poniżej określonego poziomu.
Nic z tego, co mówię, nie było tajemnicą. Nasz program mieszkaniowy był znany przed wyborami. Podczas uzgodnień koalicyjnych jasno mówiliśmy, co należy zrobić, aby rozwiązać kryzys. Myślę, że nasi koalicjanci zgodzili się, aby za obszar mieszkalnictwa odpowiadał przedstawiciel Lewicy, bo mieli świadomość, że dotychczasowe rozwiązania nie działają i trzeba szukać czegoś nowego.
Przeszedłem w samo rządzie długą drogę, ale udowodniłem, że da się budować mieszkania. To nie jest tak, że praca w ministerstwie od zawsze była moim wielkim marzeniem. Wiem jednak, że moje doświadczenie może się przydać. Funkcję wiceministra rozwoju traktuję jako spore wyzwanie. Chcę pokazać, że można prowadzić skuteczną politykę mieszkaniową.
To nie będę przywiązany do stołka. ©℗