Niemal 300 mln zł czeka w NFOŚiGW. Choć o dotację można starać się od 2013 r., z budżetu programu uszczknięto niewiele ponad 1 proc. pieniędzy
/>
Jeszcze kilka lat temu Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW) szacował, że oferowane przez niego dopłaty do kredytów na budowę i zakup energooszczędnych domów oraz mieszkań obejmą ok. 12 tys. takich inwestycji. Dzisiaj ten cel wydaje się bardzo ambitny. Po pierwszej wypłacie dotacji w lutym 2014 r. do tej pory fundusz wypłacił je dla zaledwie 112 przedsięwzięć.
Na dodatek kurczy się grono banków, które udzielają kredytów ze wsparciem NFOŚiGW. Od połowy sierpnia takich wniosków nie przyjmuje Getin Noble Bank, który nie ujawnia przyczyn rezygnacji z programu. Informuje jedynie, że była to jego wewnętrzna decyzja.
– Robimy wszystko, by budżet programu został wykorzystany w całości. W tym celu przygotowujemy modyfikację, która ułatwi beneficjentom spełnienie oraz udokumentowanie standardu wykonania budynku i tym samym skorzystania z dotacji – deklaruje Jacek Zamielski, specjalista NFOŚiGW.
Banki, które zaangażowały się w program NFOŚiGW, oficjalnie niechętnie komentują dotychczasowe zainteresowanie programem. Nieoficjalnie można od bankowców usłyszeć, że nie dziwią się decyzji Getin Noble Banku, a przy obecnych wymaganiach, które są stawiane inwestorom, szczególnie w przypadku samodzielnych budów, szanse na sukces programu dopłat są niewielkie.
– W takiej sytuacji uzyskanie dotacji wiąże się z niezwykle rozbudowaną procedurą i koniecznością gromadzenia ogromnej dokumentacji. Wielu zainteresowanych właśnie z tego powodu rezygnuje ze starań o kredyt z dopłatą – mówi DGP przedstawiciel jednego z banków.
Wskazuje, że np. na potwierdzenie, że użyte do budowy materiały są ekologiczne, konieczne są aprobaty techniczne użytych materiałów i elementów oraz protokoły z regulacji systemu wentylacyjnego i grzewczego. Należy też gromadzić faktury, które będą potwierdzeniem poniesionych wydatków przy rozliczaniu dotacji i kredytu, oraz prowadzić dokumentację fotograficzną.
– Program jest przeładowany wytycznymi i warunkami. Zdecydowanie trzeba je zredukować i uprościć. Wystarczy nie spełnić jednego z warunków, aby dotacji nie otrzymać. Miałem klienta, który idealnie wykończył cały dom, zabrakło jedynie atestowanych drzwi wejściowych, co spowodowało, że nie dostał 30 tys. zł dotacji – potwierdza weryfikator standardu energetycznego budynku Maciej Surówka.
Inną sprawą jest postawa banków. – Jakiś czas temu odwiedziłem w Małopolsce oddziały kilku banków, które są zaangażowane w program. Tylko w jednym dowiedziałem się, jakie jest oprocentowanie kredytu, w innych nie było żadnej ulotki i byłem odsyłany do centrali, która zajmuje się udzielaniem tych kredytów. Trudno więc szukać jednego winnego za dotychczasowe niepowodzenie programu – dodaje.
Do tego dochodzą mało atrakcyjne poziomy wsparcia, szczególnie w przypadku domów jednorodzinnych budowanych samodzielnie. Przy kredycie na dom, w zależności od poziomu energooszczędności, można się starać o 30 tys. lub 50 tys. zł dotacji. Tymczasem, jak wskazują weryfikatorzy, licząc same koszty budowy domu energooszczędnego, są one średnio o ok. 40–50 tys. zł wyższe niż przy metodzie tradycyjnej. Do tego dochodzą koszty związane z programem. Koszt weryfikacji dokumentacji projektowej to ok. 1–2 tys. zł, próba ciśnieniowa, czyli badanie szczelności domu, oznacza wydatek rzędu 1–1,5 tys., końcowe sprawdzenie budynku zaś 1,5–2,5 tys. zł. A od dotacji trzeba jeszcze zapłacić podatek.
– Doliczając czas, jaki trzeba poświęcić na doglądanie budowy i dokumentację, dopłaty wydają się zbyt niskie. Sądzę, że szczególnie przy domach budowanych samodzielnie dotacja powinna być o co najmniej 5–10 tys. zł wyższa, a optymalnie by było, aby wzrosła o 50 proc. – ocenia Maciej Surówka.