Samorządy uważają, że rozbudowa Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków (CEEB) może się okazać fikcją, jeśli rząd nie zapewni finansowania nowych zadań. Wątpliwości budzi też dobrowolność inwentaryzacji, mimo takich zapewnień rządu.

W CEEB już dziś znajdują się dane dotyczące źródeł ciepła i spalania, a deklaracje w tym zakresie właściciele nieruchomości mieli obowiązek wprowadzić do końca czerwca ub.r. Ministerstwo Rozwoju i Technologii chce jednak znacznie rozszerzyć informacje gromadzone w systemie o te dotyczące m.in. grubości ocieplenia dachu czy stanu stolarki okiennej (patrz: infografika), a część z nich mieliby do systemu wprowadzać gminni urzędnicy po przeprowadzonej inwentaryzacji. Idea jest taka, aby właściciel nieruchomości na podstawie wszystkich zgromadzonych w CEEB danych mógł sprawdzić efektywność energetyczną budynku i dowiedzieć się, co należy zmienić, żeby ją podnieść oraz z jakich programów termomodernizacyjnych może skorzystać.

– Pojawia się pytanie, po co rządowi jest potrzebna autoryzacja tych danych przez gminy. Pracownik urzędu i tak będzie musiał je uzyskać od właściciela nieruchomości. Do systemu mogliby je wprowadzać sami mieszkańcy, podobnie jak w przypadku źródeł ciepła. Innych efektów takiego uproszczonego audytu, niż pozyskanie danych statystycznych, i tak nie będzie – komentuje Tomasz Misztal z wydziału środowiska Urzędu Miejskiego w Gliwicach.

Potrzebni fachowcy

Śląski Związek Gmin i Powiatów w uwagach przesłanych do projektu rozporządzenia ministra rozwoju i technologii w sprawie szczegółowych danych i informacji gromadzonych w centralnej ewidencji emisyjności budynków zwraca uwagę, że brak jest podstawy prawnej do nakładania na lokalne władze obowiązku gromadzenia i wprowadzania danych innych, niż te wskazane w ustawie o wspieraniu termomodernizacji (t.j. Dz.U. z 2022 r. poz. 438), a dotyczące m.in. źródeł ciepła i energii elektrycznej, wykorzystywanych na potrzeby budynku, czy o źródłach spalania paliw oraz o odpadach lub nieczystościach ciekłych. W wyjaśnieniach resort wskazuje, że już dziś na gminy jest nałożony obowiązek inwentaryzacji wynikający z programów ochrony powietrza i planów działań krótkoterminowych, a „projektowane rozwiązanie stanowić będzie instrument wsparcia dla podejmowanych w tym zakresie działań. W związku z tym nie przewiduje się dodatkowego finansowania administracji samorządowej z tego tytułu”.

– Sprawozdawczość dotyczy źródeł, które były modernizowane w danym roku. Skala jest taka – ok. 2 tys. zlikwidowanych starych źródeł ciepła na paliwo stałe wymienionych na ekologiczne, a zgodnie z GUS mamy 88 tys. wszystkich lokali w gminie. To liczby nieporównywalne, a wmawia nam się, że już to robimy – mówi Tomasz Misztal i dodaje, że na bazie programów ochrony powietrza nikt nie sprawdza chociażby grubości elewacji czy stanu stolarki okiennej. – A to ostatnie np. przy budynku wielorodzinnym i jego 60 lokalach własnościowych może być sporym wyzwaniem – ocenia. Sceptycznie na rządowe propozycje patrzą też mniejsze gminy, które w jeszcze większym stopniu byłyby uzależnione od zewnętrznych, kosztownych audytorów. – Łatwo się mówi, że mają to robić samorządy gminne, ale przez kogo? Przecież my nie mamy tak wysoce wyspecjalizowanych fachowców. Do tego są potrzebne uprawnienia budowlane, specjalizacja w tym zakresie – podkreśla Leszek Świętalski ze Związku Gmin Wiejskich RP.

Kluczowe finansowanie

Wątpliwości gmin budzi dobrowolność przeprowadzanych inwentaryzacji, o której zapewnia Główny Urząd Nadzoru Budowlanego, a ostatnio również minister Waldemar Buda. W ustawie o termomodernizacji wskazuje się, że uprawnionymi do wprowadzania danych i informacji do ewidencji (o których mowa w projektowanym rozporządzeniu) są osoby, które przeprowadzają kontrole dotyczące źródeł spalania i przestrzegania uchwał antysmogowych – a te dobrowolne nie są. – Artykuł 379 ustawy – Prawo ochrony środowiska jest restrykcyjny, ale w takich przypadkach, kiedy ktoś np. pali śmieciami w piecu czy zrzuca ścieki do rzeki.

Gmina ma narzędzie, żeby takiego mieszkańca skontrolować. Ale wykorzystanie tego przepisu do sprawdzania grubości elewacji w domach to coś zupełnie innego – mówi Tomasz Misztal. Jeśli nawet inwentaryzacja ostatecznie miałaby być dobrowolna, to w gminach pojawia się inna obawa – o to, że w przyszłości nowe dane z CEEB będą służyły do weryfikacji uprawnień do przyznawania kolejnych świadczeń – jak to było już w przypadku dodatku węglowego – a wtedy chętnych do jej przeprowadzenia na pewno nie zabraknie. W Gliwicach początkowo baza zwierała 19,5 tys. budynków, a rozrosła się do 24 tys. Urzędnicy uważają, że system jest nieszczelny. – Jeśli znowu pójdą za tym jakieś pieniądze, to wszyscy na gwałt będą chcieli uzupełnić te dane – podkreśla Leszek Świętalski. – Jeżeli będzie to na wniosek mieszkańca i strona rządowa zapewni nam środki na realizację tego zadania, to proszę bardzo – dodaje Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.

Rządowymi propozycjami miał się zająć w zeszłym tygodniu zespół ds. infrastruktury, urbanistyki i transportu Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego. Samorządowcy, mimo negatywnej oceny, odstąpili od formalnego opiniowania projektowanych regulacji, ponieważ nie jest znany ich ostateczny kształt. – Tego punktu w ogóle nie rozpatrywaliśmy, prosimy o przesłanie projektu po uzgodnieniach międzyresortowych. ZMP na pewno, oprócz ustnych interwencji, oceni ten projekt jednoznacznie negatywnie. To trwonienie publicznych pieniędzy, nie ma żadnej wartości dodanej w tym, żeby wszyscy robili inwentaryzację 5 mln lokali – podkreśla Marek Wójcik. ©℗

Te dane znajdą się w bazie CEEB / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe