Zamieszkanych mieszkań jest 12,5 mln, czyli o ponad milion mniej niż gospodarstw domowych – to dane ze spisu powszechnego w 2011 r., ale jakościowo niewiele się zmieniło. Ten statystyczny deficyt w dodatku nie odzwierciedla w pełni lokalowych potrzeb rodzin, które są znacznie większe. A to dlatego, gdyż wiele domów w Polsce jest w katastrofalnym stanie technicznym i należałoby je zburzyć.
Zamieszkanych mieszkań jest 12,5 mln, czyli o ponad milion mniej niż gospodarstw domowych – to dane ze spisu powszechnego w 2011 r., ale jakościowo niewiele się zmieniło. Ten statystyczny deficyt w dodatku nie odzwierciedla w pełni lokalowych potrzeb rodzin, które są znacznie większe. A to dlatego, gdyż wiele domów w Polsce jest w katastrofalnym stanie technicznym i należałoby je zburzyć.
/>
Ponadto dodatkowe mieszkania są potrzebne rodzinom, których lokale są bardzo niskiej jakości – bez odpowiednich instalacji (woda, WC) – albo są nadmiernie zaludnione (na jeden pokój przypada 3 i więcej osób). A jak ustalono podczas spisu, takich substandardowych mieszkań jest ponad 1,3 mln czyli aż 10 proc. Przy tym, w miastach jest ich 584 tys., a na wsi 749 tys. Żyje w nich w sumie 5,3 mln osób, czyli ponad 14 proc. Polaków.
Olbrzymie potrzeby potwierdzają także inne dane. Bardzo mała jest np. liczba mieszkań przypadająca na tysiąc ludności – zaledwie 351. Pod tym względem w Unii Europejskiej za nami jest tylko Słowacja. Lepiej jest nawet w Rumunii – najbiedniejszym kraju Wspólnoty, gdzie już w 2008 r. na tysiąc mieszkańców przypadało 387 mieszkań. Kraje starej Unii taki jak obecnie w Polsce wskaźnik nasycenia mieszkaniami osiągnęły 30–40 lat temu.
Tymczasem nie brakuje materiałów, surowców ani pracowników do budowy. Można by więc stawiać dużo więcej domów niż dotychczas. Ale zamiast tego budownictwo jest w kryzysie. Po czterech miesiącach tego roku liczba mieszkań, których budowę rozpoczęto, była o ponad 31 proc. mniejsza niż przed rokiem. A liczba lokali, na realizację których wydano pozwolenia, skurczyła się o 27 proc.
– To dlatego, że coraz mniej jest osób, które stać na zakup nowego mieszkania lub budowę własnego domu – ocenia Jarosław Strzeszyński, ekspert z Instytutu Analiz Monitor Rynku Nieruchomości. Bo oferta adresowana jest do zamożnych rodzin i takich, które mają wysoką zdolność kredytową. A przeważają gospodarstwa domowe o średnich lub niskich dochodach. Dlatego zdaniem Strzeszyńskiego zaspokajanie potrzeb mieszkaniowych nie przyspieszy, dopóki nie zacznie się budowa lokali na wynajem, w których czynsze będą dostosowane do przeciętnych zarobków. Ale aby do tego doszło, muszą się pojawić rozwiązania, które będą temu sprzyjały. – Tego typu inwestycje powinny zapewniać zysk i bezpieczeństwo inwestora. Dziś tego nie ma, bo na przykład pozbycie się lokatora, który nie płaci czynszu, wciąż jest zadaniem karkołomnym – ocenia Strzeszyński. Problemem jest też małe zainteresowanie gmin budową mieszkań na wynajem. Zamiast tego sprzedają one część lokali komunalnych dotychczasowym lokatorom. A że są one na ogół w złym stanie technicznym, popadają w jeszcze większą ruinę, bo ich właściciele nie mają pieniędzy na remonty. I dlatego rodzin, które potrzebować będą nowych lokali, będzie przybywać.
A trzeba wiedzieć, że deficyt mieszkań to nie tylko kwestia komfortu. Ma on różnorodne konsekwencje, np. niekorzystnie wpływa na demografię. – Przy podejmowaniu decyzji o powiększeniu rodziny o drugie lub trzecie dziecko istotną rolę odgrywa posiadanie własnego mieszkania lub możliwość jego wynajęcia za przystępną cenę – podpowiada prof. Zbigniew Strzelecki, przewodniczący Rządowej Rady Ludnościowej. Więc już jest jasne, jak załagodzić kryzys demograficzny w Polsce.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama