Chyba najbardziej kontrowersyjna prognoza rynkowa, zakładająca spadek do końca roku krajowego indeksu giełdowych blue chipów (WIG20) poniżej poziomu 1 tys. punktów, a wiec dokładnie o co najmniej 60 procent, została kilka dni temu oficjalnie opublikowana przez jednego z najbardziej znanych polskich ekonomistów. Ma to mieć związek z oczekiwanym osłabieniem szeroko reprezentowanej na giełdzie branży bankowej. W poważnej opozycji do tej opinii stoi rekomendacja kupna polskich akcji wydana przez uznawany za najbardziej renomowany zespół analityczny czołowego biura maklerskiego, a także kilka zagranicznych poważnych instytucji finansowych.
Z kolei z pierwszych wypowiedzi prezesów banków, komentujących ubiegłoroczne wyniki branży wynika, że po dobrym roku 2011-tym obecny rok będzie dużo lepszy. Co więcej, prezes zarządu BZ WBK zapewnia, że jego bank osiągnie dwucyfrowy wynik procentowego wzrostu dynamiki kredytów hipotecznych. Tego typu prognoza zupełnie nie koresponduje z powszechnie utrwaloną już opinią o 20-30 procentowym tegorocznym regresie w tej dziedzinie działalności bankowej.
Jak zwykle bardzo ciekawie sytuacja wygląda na rynku nieruchomości. Giełdowi deweloperzy od kilku tygodni systematycznie poprawiają swoje notowania, a branżowy indeks WIG-DEWELOPERZY zyskał już od grudniowego dołka okrągłe 20%. Co więcej, zarysowująca się na wykresie tego wskaźnika formacja jednoznacznie sugeruje akumulację akcji producentów mieszkań, co może być zapowiedzią definitywnego przesilenia koniunktury, odwrócenia tendencji spadkowej i powrotu do długoterminowych wzrostów. Tymczasem pesymizm w komentarzach opisujących sytuację w rodzimej mieszkaniówce niemal z dnia na dzień ulega widocznemu nasileniu. Mówi się już o redukcji zatrudnienia lub obniżkach płac w firmach deweloperskich, a także o „ciężkich czasach” jakie raczej na dłużej dla nich nastały. Co więcej, w odpowiedzi na słabnący popyt na mieszkania, zanik sprzedaży i topniejące ceny, deweloperzy mają do wiosny wprowadzić setki nowych inwestycji, dla uniknięcia wczesnego „zderzenia” z wymogami nowej ustawy deweloperskiej. Jeżeli wierzyć takiemu scenariuszowi, jej wejście w życie ostatecznie pogrąży na długi okres całą branżę, a wymuszona przed końcem kwietnia ogromna podaż spowoduje spadek cen mieszkań w okolice progu rentowności.
Dość nieoczekiwane ostatnio umocnienie złotego zaczyna przekraczać swym zasięgiem normę przewidzianą dla krótkoterminowej korekty i zapowiada wzrost zainteresowania polskim rynkiem przez kapitał zagraniczny. Spadek ryzyka operacyjnego związanego z ewentualnym silnym osłabieniem złotego zwłaszcza w odniesieniu do franka szwajcarskiego znacznie poprawiłby komfort pracy bankowych analityków kredytowych, co natychmiast przełożyłoby się na wzrost wolumenu nowych kredytów hipotecznych, który ostro wyhamował z początkiem roku. Natomiast oczekiwany przez okrągły milion polskich rodzin istotny spadek wysokości rat walutowych kredytów hipotecznych to wiadomość, której pozytywna wymowa jest oczywista.
Przykłady braku konsensusu przy próbach przewidywania przyszłości rynków nie są niczym nadzwyczajnym. Zastanawiająca jest jednak obecna skala i wymiar tego zjawiska. Pewne jest jednak to, że teorie, które są powtarzane powszechnie i przez „wszystkich”, przez co wydają się oczywiste, mają zazwyczaj poważny problem ze swoją realizacją. Najlepiej potwierdzają to doświadczenia rodzimego rynku nieruchomości z okresu boomu – podsumowuje Jarosław Jędrzyński, analityk portalu RynekPierwotny.com.