Gminy nie chcą, by ostatnie słowo o budowach na ich terenie mieli wojewodowie i inwestorzy. Przekonują, że nowe przepisy są spełnieniem marzeń, ale nie ich, tylko deweloperów
Urbaniści i włodarze nie szczędzą gorzkich słów w sprawie ostatnich pomysłów rządzących, którzy chcą usprawnić procedury inwestycyjne i przyśpieszyć budowę osiedli. Ma w tym pomóc tzw. specustawa mieszkaniowa, której projekt skierowano już do konsultacji publicznych.
Mówią, że choć cel jest słuszny, to wykonanie pozostawia już wiele do życzenia.
– Projekt ustawy wygląda bardziej na zapis marzeń prezesa firmy deweloperskiej niż rozsądny akt prawny, który mógłby pomóc samorządom opanować rozrastające się bez kontroli miasta – twierdzi Wojciech Wagner, zastępca dyrektora Biura Architektury i Planowania Przestrzennego m.st. Warszawy.
I dodaje, że projekt de facto pozbawia władze publiczne resztek nadzoru nad inwestorem. – Uzyska on nadrzędną rolę w procesie inwestycyjnym, w którym samorząd publiczny pełnić będzie niejako rolę jego serwisanta, zaś głos ekspercki i społeczny został zredukowany do czystej formalności – przekonuje Wagner.
Obaw nie kryje też Monika Chylaszek, rzecznik prasowy prezydenta Krakowa.
– Niestety, ustawodawca idzie w zupełnie innym kierunku, niż oczekiwałyby tego samorządy, bo zamiast dać im większe uprawnienia, de facto tylko wiąże im ręce – mówi.
Rozmontowanie planów
Skąd tak ostre sądy? Główne założenia ustawy sprowadzają się bowiem do oderwania procedur inwestycyjnych od planów zagospodarowania przestrzennego. W praktyce oznacza to, że inwestorzy mogliby budować na terenach, które nie zostały objęte takimi planami lub wbrew ustalonym w nich parametrom (tj. maksymalna gęstość lub wysokość zabudowy).
Innymi słowy, deweloperzy mogliby stawiać osiedla w miejscach, w których miasto docelowo widziało parki, tereny zielone albo np. planowało wybudować szkołę lub przedszkole.
– Jeżeli te przepisy wejdą w życie, to systemowa podstawa planowania przestrzennego w Polsce, czyli plan miejscowy, nie będzie już dla nikogo wiążąca. A to stawia pod znakiem zapytania sens dalszego funkcjonowania ustawy o planowaniu przestrzennym i pojęcia planowania przestrzennego w ogóle – przekonuje Wojciech Wagner.
Co prawda rozpoczęcie takiej budowy nie odbywałoby się automatycznie, bez wyrażenia zgody rady gminy. Inwestorzy musieliby bowiem wystąpić do niej z wnioskiem o akceptację swoich pomysłów. Szkopuł w tym, że organy, które zazwyczaj opiniują i uzgadniają projekty (np. konserwator zabytków), nie będą miały w tej sprawie nic do powiedzenia. Ich opinie nie będą bowiem wiążące dla rad gmin.
Co więcej, decydując się na zgodę lub odmowę, samorządy będą musiały wziąć pod uwagę stan zaspokojenia potrzeb mieszkaniowych na terenie gminy. Stanowi o tym art. 6 ust. 1 pkt 3 projektowanej ustawy. Tu pojawiają się jednak wątpliwości, bo projektodawca nie precyzuje już, kiedy potrzeby mieszkaniowe są zaspokojone.
Zdaniem Wojciecha Wagnera może to prowadzić do sytuacji, w której inwestor, niezadowolony z odmownej decyzji samorządu, będzie mógł ją łatwo zakwestionować. Wystarczy, że chociaż jedna osoba zadeklaruje, że chciałaby w najbliższym czasie zainwestować we własne cztery kąty, by zarzucić gminie, że na jej terenie potrzeby mieszkaniowe nie są zaspokojone.
Bezsilne gminy
Jeszcze inaczej ma wyglądać procedura w przypadku, gdy na danym terenie nie obowiązuje plan miejscowy. Wtedy decyzję lokalizacyjną wyda wojewoda.
Monika Chylaszek przekonuje, że samorządy najbardziej boją się uznaniowości organów, które będą mogły teraz zbyt daleko ingerować w sprawy planistyczne, pozostające do tej pory domeną gmin.
Rzeczniczka podkreśla, że po zmianach tym trudniej będzie wytłumaczyć mieszkańcom, dlaczego miasta nie reagują na zgłaszane przez nich apele, by np. nie budować kolejnych bloków w ich najbliższym sąsiedztwie.
I podaje przykład z własnego podwórka.
– Bank Gospodarstwa Krajowego wykupił tereny pod Mieszkanie+ na osiedlu Kliny w Krakowie, gdzie ma powstać osiedle dla 35 tys. mieszkańców. To tak, jakby ktoś wybudował obok zupełnie nowe miasto. Do naszego urzędu wpłynęła już masa pism protestacyjnych. My jednak nic nie możemy z tym zrobić – mówi.
Jak informuje nas Beata Krzyżanowska, rzecznik prezydenta Lublina, projekt specustawy, choć upubliczniony ledwie w zeszłym tygodniu, zdążył już wzbudzić tyle kontrowersji wśród samorządowców, że ma być rozpatrywany podczas najbliższego posiedzenia Komisji Wspólnej Rządu i Samorzadu Terytorialnego, które zaplanowano na przyszły tydzień. ⒸⓅ