Podczas wtorkowej gali finałowej II edycji konkursu „Eureka! DGP – Odkrywamy polskie wynalazki” odbyła się debata „Wynalazki już są. Co dalej? O komercjalizacji nauki w Polsce”
GazetaPrawna.pl
Dziennik Gazeta Prawna
Dziennik Gazeta Prawna
Dziennik Gazeta Prawna
Dziennik Gazeta Prawna
Dziennik Gazeta Prawna
Dziennik Gazeta Prawna
Dziennik Gazeta Prawna
Dziennik Gazeta Prawna
Dziennik Gazeta Prawna
Dziennik Gazeta Prawna
Dziennik Gazeta Prawna

Jakub Kapiszewski: Problem komercjalizacji osiągnięć naukowych to temat rzeka, ale jeden wątek ciągle powraca: niedopasowanie nauki i biznesu.

Jakub Moskal, dyrektor departamentu projektów własnych Agencji Rozwoju Przemysłu: To m.in. dlatego działania agencji pomagają w komunikacji tych środowisk. Biznes musi lepiej formułować potrzeby, z kolei jeśli idzie o ofertę prezentowaną przez jednostki badawcze, to sposób jej prezentacji, wycena i potencjalne zastosowania również musi się odbywać językiem zrozumiałym dla przedsiębiorców.

Nauka musi więc popracować nad aspektem marketingowym – wynalazek już jest, teraz trzeba go dobrze opakować.

J.M.: Kluczowe jest wyjście od dobrze zakomunikowanych portfeli potrzeb. Stąd w ramach systemu, który budujemy – platformy służącej wymianie technologii – będziemy starać się dostarczać przedsiębiorcom informacji, jak takie portfele budować i jak dokonywać wewnętrznych audytów związanych z pożądanymi technologiami i obszarami współpracy. W pierwszej wersji portalu znalazło się ponad 500 technologii, mamy nadzieję, że uda nam się doprowadzić do transferu technologii między jednostką naukową a przedsiębiorcą, który może wprowadzić nowy produkt albo innowację procesową.

Polpharma prowadzi biznes, który opiera się na nauce. Prowadzicie wszystkie badania sami czy zlecacie ich część na zewnątrz?

Monika Lamparska-Przybysz, kierownik ds. pozyskiwania funduszy, Polpharma SA: Oczywiście mamy swoich naukowców, a ich praca badawcza nie różni się od tej, która jest prowadzona na uczelniach. Natomiast nam przyświecają cele biznesowe: szukamy konkretnych rozwiązań, które w prosty i efektywny sposób doprowadzą nas do celu. Ale nie robimy wszystkiego sami, bo niewielki sens miałaby inwestycja w sprzęt, który byłby wykorzystamy raz do roku. Dlatego współpracujemy zarówno z nauką, jak i z podmiotami komercyjnymi.

W trakcie prac nad artykułami w cyklu „Eureka!” zdarzało mi się słyszeć narzekania ze strony naukowców na wysokie koszty ochrony patentowej.

Andrzej Pyrża, wiceprezes Urzędu Patentowego: Musimy sprecyzować, o jakich sumach mówimy. Postępowanie zgłoszeniowe w Polsce kosztuje 550 zł, a osoby ubogie mogą wnioskować o częściowe zwolnienie, ponoszą wtedy 30 proc. tej kwoty i rozpatrujemy takich wniosków rocznie 100–150. Inaczej to wygląda, gdy ktoś występuje o ochronę za granicą. Polska nie przystąpiła do patentu europejskiego z jednolitym skutkiem, więc polski wynalazca musi uiszczać opłaty krajowe. Ale zupełnie inne koszty związane są z pomocą udzielaną przez rzeczników patentowych, a jeszcze inne, kiedy chcemy ścigać piratów naruszycieli.

Czyli wysokie są nie tyle koszty samej ochrony patentowej, ile cała prawna obsługa?

A.P.: To czasami są gigantyczne koszty. O ich wysokości niech świadczy fakt, że dużemu przedsiębiorcy w Niemczech czasem bardziej opłaca się wykupić mikroprzedsiębiorcę wraz z jego własnością intelektualną, niż wchodzić w koszty sądowe i adwokackie. Wracając do pomysłu obniżenia opłat za patenty europejskie, to negocjacje w tej sprawie trwały prawie 40 lat. Polska do tego patentu nie przystąpiła, co nie znaczy, że polscy przedsiębiorcy nie będą mogli z niego korzystać.

Targi to naturalna przestrzeń, w której mogą się spotkać zainteresowani. Czy obserwowała pani takie spotkania na linii nauka-biznes na targach InnoTech Expo w Kielcach?

Agnieszka Wicha-Dauksza, dyrektor wydziału public relations i marketingu, Targi Kielce: Mówiąc o wynalazkach, często myślimy o lotach w kosmos czy o biotechnologii. A wynalazkiem, który spotkał się z największym zainteresowaniem podczas naszych targów, był chodzik-jeździk-pływak dla dzieci, czyli tak naprawdę dmuchane kółko, które w zależności od ustawienia elementów pełniło funkcję albo chodzika, albo pojazdu pływającego. Na targach doszło także do spotkania dwóch firm, które połączyły pomysł z możliwością wykonania. Efektem jest wideotłumacz języka migowego, dzięki któremu osoby niedosłyszące będą mogły w przyszłości zamówić pogotowie czy być obsłużone w urzędzie.

Kto się wystawia na takich targach? I kim są zwiedzający?

A.W.-D.: Na razie udało nam się zgromadzić sto firm, którym zapewniliśmy około tysiąca zwiedzających. Jeśli chodzi o wystawców, to najczęściej są to instytuty badawcze oraz firmy, które mają do zaoferowania produkt, który chcą wdrożyć. Od strony zwiedzających jest to biznes.

NCBiR eksperymentuje z programami, w których biznes jest stroną aktywną i nawet inwestuje środki publiczne. Czy patrząc z perspektywy kilkuletniej działalności centrum, udało się proces wchodzenia produktów nauki na rynek przyspieszyć, uprościć, ulepszyć?

Leszek Cieśla, kierownik działu komunikacji i promocji, Narodowe Centrum Badań i Rozwoju: Już 15 proc. przedsiębiorstw widzi, że inwestycje w badania i rozwój się opłacają. Ten odsetek wzrósł dwukrotnie od 2008 r. Czynnikiem ograniczającym jest pieniądz, bo najzwyczajniej w świecie musi się to opłacać, zarówno naukowcom, jak i biznesowi. Musimy skończyć z krzywdzącym stereotypem starego, zaściankowego profesora, który wyciera tablicę swetrem. Przykładem profesorowie Stanfordu, gdzie podjechanie dobrym samochodem pod uczelnię wzbudza ciekawość. Kością niezgody wciąż jest ryzyko, które przy komercjalizacji nauki muszą ponieść obie strony.

Wcześniej problemem było to, że wynalazki trafiały na półkę. Czy nie ma teraz problemu, że na półkę będą trafiać półprodukty – a więc wynalazki, które doprowadzono do etapu tuż przed wejściem na rynek?

L.C.: Przynajmniej do końca obecnej perspektywy finansowej tych środków nie zabraknie, tym bardziej że powstają nowe źródła finansowania. Większy problem jest z selekcją ultraciekawych projektów, które chcemy skomercjalizować. Tutaj jest ogromna rola dla wizjonerów; biznes musi dostrzec pewne rzeczy. Henry Ford mówił, że ludzie oczekiwali od niego szybszych koni, a on dał im samochody.

Gdybyście mieli państwo w kilku słowach wskazać najważniejsze problemy trapiące komercjalizację nauki w Polsce?

J.M.: Głównym problemem jest kwestia związana z systemem finansowania wdrożeń. Aby ten system był efektywny, musi zawierać element doradztwa, aby przedsiębiorca był w stanie efektywnie podjąć współpracę z sektorem nauki.
M.L.-P.: Popracowałabym nad budową lepszych kompetencji, przede wszystkim nad wzbudzaniem przedsiębiorczości wśród młodych ludzi, zwłaszcza tych wkraczających w świat nauki. Zadbałabym także o lepszą komunikację i zaufanie. Chciałabym, żeby polska nauka otworzyła się i żebyśmy zeszli z piedestału, na którym nauka jest wartością samą w sobie. Ona jest wartością, ale jest też częścią świata i ma stanowić element, który wspiera rozwój polskiej gospodarki i generalnie cywilizacji. Współpraca między nauką i przemysłem układałaby się dużo lepiej, gdybyśmy jasno sobie ten cel stawali. W końcu jesteśmy partnerami, jedna strona nie może funkcjonować bez drugiej i żadna nie jest ważniejsza.
A.W.-D.: Skoro już przytaczamy powiedzenia Henry’ego Forda, to ukuł on również takie: „Przedsiębiorstwa, które nie inwestują, nie przetrwają”. Dlatego zachęcam przedsiębiorców, by zechcieli inwestować w badania, a naukowców i wynalazców do tego, żeby pokazywali swoje wynalazki.
A.P.: Urząd Patentowy udziela monopolu, istotne jest więc zachęcanie świata nauki, żeby chronił dorobek intelektualny. Jednak żeby na co dzień ten proces przebiegał profesjonalnie, należy na co dzień sięgać do literatury patentowej. Nie do pomyślenia jest sytuacja, żeby 30 proc. zgłaszanych rozwiązań urząd odmawiał przyznania patentu przez wzgląd na oczywistość rozwiązania, w świetle wiedzy przeciętnego inżyniera, a nie specjalisty w danej dziedzinie. Nie do pomyślenia jest sytuacja, w której dorobek intelektualny jest marnotrawiony poprzez nieumiejętne przygotowanie dokumentacji. Monopol udzielany przez urząd nie ma sensu dla samego faktu zbierania zaświadczeń, ma sens tylko wtedy, kiedy znajduje finał w komercjalizacji.
L.C.: Na koniec dwie sentencje, popularne na przywoływanym już przeze mnie Uniwersytecie Stanforda. Pierwsza to „No risk, no fun”. Jeśli ani biznes, ani nauka nie podejmą ryzyka, nic z tego nie będzie. Druga to „It’s OK to fail”, czyli nie ma nic złego w tym, że się nie udało, bo zdobyliśmy wiedzę, doświadczenie i nowe relacje. Nie bójmy się podejmować ryzyka, nie bójmy się związanych z nimi porażek. Wiadomo, lepiej uczyć się na cudzych błędach, ale własne błędy są jednak bardziej życiowe. W krajach stawiających na innowacje to „It’s OK to fail” to jeden z podstawowych elementów, których w Polsce brakuje.
MECENAS POLSKIEJ NAUKI
PARTNERZY KONKURSU
PARTNERZY MERYTORYCZNI
PATRONI MEDIALNI
ORGANIZATOR